Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziennikarze sami o sobie

Redakcja
O ocenę roli dziennikarza w społeczności lokalnej poprosiliśmy Leszka Zegzdę, przez 12 lat wiceprezydenta Nowego Sącza. Jak nasz zawód wygląda z perspektywy lokalnych władz?

Oblicza sądeckich mediów, czyli

   
   - Na początek powiem banał, ale jakże prawdziwy banał - rola ta jest bardzo znacząca. Dziennikarz w dużej mierze kształtuje opinię publiczną i wielokrotnie osobiście doświadczałem, z jaką ufnością ludzie powtarzają przeczytane lub zasłyszane w radiu czy telewizji opinie wyrażane przez redaktorów.
   Zalew codziennej informacji jest tak duży, że - chcąc nie chcąc - często społeczeństwo przyjmuje serwowane wiadomości bezrefleksyjnie. Odnoszę wrażenie, że w trakcie swojej, z natury rzeczy, bardzo intensywnej codziennej pracy dziennikarskiej, ludzie pióra zapominają czasem o ogromnej odpowiedzialności za słowo. Będąc szermierzem słowa, jakże łatwo zranić drugiego, który przecież nie dysponuje podobnym orężem, aby się bronić. Przypomnę w tym kontekście słowa kultowej pieśni niedawno zmarłego, niezapomnianego Czesława Niemena, który śpiewał: "często jest, że ktoś słowem złym zabija tak, jak nożem". Z drugiej strony widziałem i doświadczałem, co znaczyła dla działacza, sportowca, nauczyciela, polityka, biznesmena dobra ocena wystawiona przez takie czy inne medium. Dodawała skrzydeł, mobilizowała. Warto, abyście Państwo - dziennikarze - pamiętali o tych oczywistościach w trakcie swojej, naprawdę trudnej i stresującej pracy. Tyle refleksji ogólnej.
   Teraz trochę refleksji - nazwijmy ją - "historycznej". Z racji mojej stałej obecności w życiu publicznym Nowego Sącza byłem świadkiem zmieniającego się oblicza mediów i roli dziennikarzy. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że dziennikarstwo lokalne podlega tym samym tendencjom, które są obecne w życiu demokratyzujących się - z oporami - społeczności Małych Ojczyzn, a nie są to, niestety, tendencje jednoznacznie pozytywne… Na użytek tej publikacji przyjmę cztery kadencje samorządowe za kolejne kadencje rozwoju dziennikarstwa.
    Lata 1990-94 i początek odrodzonego samorządu to w przestrzeni medialnej okres, który nazwałbym "kochajmy się". Dziennikarze życzliwi i wyrozumiali dla nowych elit politycznych i społecznych, sami uczyli się życia bez kagańca… Ataki na władzę były generalnie delikatne, a nastawienie na sensację i skandal umiarkowane. Wtedy też było mniej agresywnej walki o klienta. Jednym słowem sielanka, lekko przyprawiona pieprzem.
   Lata 1994-98 to pełne entuzjazmu odkrycie, że jednak można "przyłożyć" temu i owemu, a dzięki takiemu zabiegowi nawet nakład wzrasta. Fraternizacja dziennikarzy z politykami szczebla lokalnego wzrastała szybko i wyroki na… zaczynały się pojawiać. Pojawiły się również nowe twarze dziennikarskie. Przybyli z Krakowa, lub przyszli do zawodu bezpośrednio po studiach. Też trochę musieli się pouczyć, aby zorientować się co nieco na tym sądeckim poletku…
   Dziennikarska III kadencja (1998-2002). Niebywała walka o klienta. Najważniejsze - podnieść nakład! Odnieść sukces na rynku. Co w tym dziele przeszkadza - odrzucić. Zaklęty krąg ekonomii kapitalizmu. Wszystko jest towarem. Dziennikarze i ich gazety, radio, telewizja podlegają tym samym procesom, co przedsiębiorstwa, usługi, edukacja, kultura. Wszyscy tego doświadczają, doświadczają więc i ludzie mediów przemożnej siły "niewidzialnej ręki rynku", gdzie prawda czasem umyka. Jedno jest pewne - przynajmniej niektórzy dziennikarze uświadamiają sobie, jak ważną sprawą jest próba zachowania obiektywizmu i utrzymanie lekkiego dystansu wobec spraw i osób, gdyż nie tylko kumple się liczą.
   Obecna kadencja (od roku 2002). Ostra rywalizacja w mediach trwa. Wyraźnie widać tę konkurencję również w nagłówkach i tematach. Widoczne staje się, kto jest coraz bardziej profesjonalny, a kto zmierza "ku bulwarom".
   Tak sobie porysowałem grubą linią ostatnich 14 lat dziennikarstwa sądeckiego. Gruba linia jest nieunikniona, wszak prawdziwa analiza wymagałaby pracy doktorskiej.
   I jeszcze kilka zdań podsumowania.
   Naprawdę doceniam i szanuję pracę w mediach. Jest ona trudna, bardzo stresująca, wymagająca bezustannej kreatywności i ciągle narażona na pretensje "skrzywdzonych" przez "pana brak obiektywizmu". Myślę, że nie jest dziełem przypadku wysoki procent zawałów i wylewów dotykających tej grupy zawodowej. A jaki trzeba mieć silny charakter, żeby wytrzymać te wszystkie próby przekupstwa (nie chodzi bynajmniej o ordynarne łapówki!), przymilania, imprezowania, aby dobre słowo wypłynęło spod pióra "kolegi redaktora"? W tak niewielkim środowisku jak sądeckie, zachować odrobinę niezależności to sztuka nie lada. Niektórym się to udaje. Inni ponieśli głębokie fiasko. Tak jak w życiu. Pomimo tych niepokojów wyrażam najgłębsze przekonanie o niezwykle ważnej i pożytecznej funkcji, jaką spełniają dziennikarze w życiu Nowego Sącza. Jesteście Państwo katalizatorami działań społecznych, stróżami ładu, emisariuszami dobra lub promotorami dziadostwa.
   Życzę szczerze promocji prawdy i wytrwałości w służbie.
   Leszek Zegzda

Dzisiaj, w dniu patrona dziennikarzy Franciszka Salezego, chcemy zaproponować Państwu nietypową lekturę. Wyjątkowo bohaterami naszych sądeckich kolumn uczyniliśmy tych, którzy je zwykle zapełniają - sądeckich dziennikarzy. Zazwyczaj znacie ich Państwo tylko z podpisu pod tekstem, ich radiowe głosy, czasem twarze występujących w lokalnych telewizjach. Rzadko, czy raczej nigdy, nie mieliście okazji poznać ich opinii o naszym zawodzie i pracy w Nowym Sączu. Niech raz w roku to oni zamiast słuchać - mówią. Co to znaczy być dziennikarzem w Nowym Sączu? Być może nasze pytanie jest banalne, by nie powiedzieć naiwne. Zgodnie jednak z starą dziennikarską zasadą przyjmujemy, że nie ma głupich pytań, mogą być tylko niemądre odpowiedzi. A jednej definicji i uniwersalnego wniosku z lektury tych przemyśleń nie da się wyciągnąć. Każdy swoją pracę postrzega trochę inaczej - dla jednych to misja, dla innych pasja, ktoś uważa, że oprócz tego niosąca również pewne niebezpieczeństwa, których dziennikarz musi być świadomy. Choć to przykre - żyjemy chyba jednak ze świadomością, iż dla większości osób publicznych, w naszej małej społeczności, jesteśmy przede wszystkim narzędziem w dotarciu do celu. Wszystkie chwyty dozwolone - uśmiechy, komplementy, byle tylko dziennikarz powielił w masowych wydaniu taką wersję świata, jaką chce przekazać publiczności lokalny ważniak. Po co to zresztą to Państwu tłumaczyć. Każdy ma przecież własną ocenę sądeckich mediów na podstawie tego, co czyta, ogląda i słucha. A naszym koleżankom i kolegom po fachu w dniu ich święta "Dziennik Nowosądecki" życzy mądrych czytelników, słuchaczy i telewidzów. To chyba największa satysfakcja.

Wojciech Chmura, Dziennik Polski:

Co to znaczy być dziennikarzem w Nowym Sączu? To znaczy pić i pisać z umiarem. Pozwolę sobie rozwinąć tę myśl. Jeśli się chce być postrzeganym jako dziennikarz w miarę rzetelny i obiektywny, trzeba bacznie uważać, by nie dać się wciągnąć w żadne gierki towarzyskie, lokalne koterie i układziki, bo to natychmiast powoduje paraliż zawodowy. Sądecczyzna to nie tylko teren osuwiskowy, gdzie łatwo się osunąć towarzysko po wypitej "śliwce", ale także obszar erupcji demograficznej. Na każdym kroku trafia się na pajęczynę kuzynów, braci, pociotków i szwagrów. Należy więc zważać, z kim i przy jakiej okazji wychyla się kieliszek koniaczku. No i najlepiej jeden, nie więcej. Umiar w pisaniu, to stała czujność, by nie dać się wypuścić, podprowadzić i całkowicie owładnąć emocjom. Ludzie klną na nas nierzadko, ale przecież w Nowym Sączu, jak mało gdzie, bardzo sobie biorą do serca to, co się pisze. Warto więc pamiętać, że w końcu pisze się właśnie dla ludzi, by oprócz należącej im się - jak psu zupa - informacji, ulżyć im w życiu, pomóc w trudnych chwilach, dać satysfakcję, której tak niewiele mają na co dzień. Pisać z umiarem, to krytykować, gdy trzeba. Niekoniecznie dokopać i zniszczyć. Tu w ostrym, górskim klimacie rany goją się z trudem.

Stanisław Śmierciak, Gazeta Krakowska:

Dziennikarstwo wymaga nie tylko opisywania świata, ale nade wszystko chęci postrzegania go nieco bardziej wyraziście i być może z nieco innej perspektywy, niż ta, jaką przyjmujemy idąc co dnia ulicą. Wtedy mijamy rzeczy zwyczajne, które dopiero dokładne spojrzenie, jakaś chwilowa impresja, pozwala ocenić jako godne bliższego zainteresowania. Nie muszą to być fakty czy zdarzenia miłe, piękne, fascynujące. Czasem przykuwa uwagę coś złego, szpetnego. W każdej z tych sytuacji dziennikarz musi wychwycić wątek, który, jak nitka Ariadny, doprowadzi go do tematu godnego podjęcia, a gdzieś w perspektywie, do czytelnika, który biorąc gazetę do ręki zainteresuje się artykułem. Czasem uraduje się tym tekstem, czasem oburzy. Ważne, by nie pozostał obojętnym na słowa autora. Zajmując się jakimś tematem, trzeba jednak podjąć w swoim sumieniu decyzję, co chce się osiągnąć. Epatować, niszczyć, czy pomagać, inspirować? Ludzie chcą czytać o innych. Nie są jednak chętni do rozmów o sobie, zwłaszcza o sprawach wstydliwych, niemiłych, kompromitujących. Jeszcze gorzej jest z pokazaniem twarzy, poparciem swych poglądów własnym nazwiskiem. Nieraz rozmówcom myli się społecznie służebna rola dziennikarza z oczekiwaniem jego służalczości. Można wtedy machnąć ręką i zrezygnować, lub podjąć walkę. I jeszcze jedno. Nie ma w dziennikarstwie czasu na wyczekiwanie. Tu temat zostaje podjęty zaraz, lub bezpowrotnie przemija.

Jacek Kurzeja, Telewizja Kraków:

Być dziennikarzem w Nowym Sączu znaczy tyle samo, co być dziennikarzem w Warszawie, Krakowie, czy w jakimś nadmorskim grajdole. Chodzi zawsze o to samo - być blisko ludzi i ich spraw, pisać o tym, co intrygujące, ciekawe, czasem dziwne lub tragiczne. Niestety, zdarza się nam pisać (z bólem stwierdzam, że niestety coraz częściej) o ludziach, za których wstyd powinno być całemu społeczeństwu. Raz jest to nieuczciwy polityk lub biznesmen, innym razem wójt - łapówkarz, albo żądny wygodniejszego stołka radny. O tym pisze się z niesmakiem. Znacznie przyjemniej jest, gdy za pośrednictwem mediów uda się rozwiązać czyjś problem. Tak, czy owak, praca w telewizji, choć niczym nie różniąca się od orki na ugorze, jest przyjemna.

Sławomir Wrona, Regionalna Telewizja Kablowa:

Tacyśmy trochę powiatowi jak i to nasze miasto. Nie ma w takiej ocenie ani frustracji, ani specjalnej krytyki środowiska. Podobne myśli prowokuje przypadkowo znaleziona formuła, autorstwa prof. Janusza Adamowskiego z Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego - "dziennikarstwo jest opisem rzeczywistości". Np. właśnie - a to, co przychodzi nam opisywać, jest przecież coraz bardziej powiatowe. - Że trochę gorzko to brzmi przy święcie? Przecież rzetelnie ma być i prawdziwie, a z tych zasad nawet święto nie zwalnia. To przykre, że poklepywanie po plecach, nieszczere komplementy, szkło wypełnione po brzegi, czy inne prostackie chwyty wystarczą czasem, by niektórzy z nas na ową rzeczywistość przymykali oczy, bądź spoglądali zamglonym wzrokiem. Przykre jest też, że nadal pleni się chora zasada - "dobrze o tych, których lubię, a o nie lubianych tylko źle". Stało się to w pewnych kręgach dziwaczną normą - pisze się tak, nawet jeśli ci obdarzeni sympatią plotą androny, a ci nie lubiani akurat robią coś najzwyczajniej dobrego. Szkoda, że po dziennikarza czasem "sięga się" i szkoda, że są tacy, po których "można sięgnąć". Oczywiście obok tej łyżki dziegciu jest też zwykłe, solidne dziennikarskie rzemiosło. I jeśli ktoś (coś) zasługuje dziś na swoje święto, to właśnie ono. Osobiście wolałbym z tego święta zrobić dziennikarską relację, niż je jakoś szczególnie obchodzić.

Anna Piętka, Telewizja Kablowa Insat:

Co znaczy być dziennikarzem w Nowym Sączu? Dokładnie to samo, co być dziennikarzem w każdym innym miejscu w Polsce. I choć czasami wydaje się nam, że jesteśmy z dala od wszelkich ważnych wydarzeń, to życie dowodzi, że i nasz lokalny światek obfituje w wiele ciekawych tematów. Sądeckie środowisko dziennikarskie to niewielka, zamknięta grupa, która - nie wiedzieć czemu - zmniejsza się z roku na rok. Pewnie przyczyną jest trudna sytuacja na rynku mediów, co szczególnie widać właśnie w naszym mieście. Opisujemy, komentujemy, oceniamy, czasem mniej, lub bardziej słusznie. Słowem - staramy się pełnić jak najlepiej swoją funkcję. A ocenę wystawiają nam czytelnicy, słuchacze i widzowie.

Małgorzata Grybel, Radio Plus:

To znaczy być wszędzie tam, gdzie się coś dzieje. To nie jest tak, że szef wyznaczy jakąś pracę, zadanie i trzeba je wykonać, ponieważ w przeciwnym razie moglibyśmy ponieść konsekwencje. To jest instynkt, który podpowiada, że trzeba jechać, zostawić wszystko i zrobić relację, wywiad i jak najszybciej przekazać informację słuchaczom. Nie znaczy to jednak, że się poświęcamy. Przeciwnie, lubimy wykonywać tę pracę, nas to cieszy. Każdy dzień jest inny i przynosi coś nowego. Spotykamy, poznajemy nowe osoby. Często też pomagamy - bo mamy takie możliwości. Na antenie apelujemy o wsparcie, a państwo pomagacie. Ktoś kiedyś powiedział mi: "Fajnie być dziennikarzem, to taka zupełnie inna praca". Uśmiechnęłam się i przytaknęłam. Rzeczywiście, po latach pracy w radiu wiem, że to jest praca zupełnie odmienna od setek innych zajęć. Trudno mi sobie wyobrazić siebie spędzającą osiem godzin za biurkiem. Radio, media, praca, dzięki której możemy jako pierwsi dotrzeć do informacji, coś zobaczyć i w szybki sposób poinformować o tym słuchaczy. I jeszcze jedno - dla nas, dziennikarzy radiowych, ważny jest czas. To zegar wyznacza rytm naszej pracy. Liczy się każda chwila. W ciągu 30-40 sekund musimy przekazać to, o czym pytana przez nas osoba opowiada przez 15 minut. I to jest dopiero umiejętność! Powinien ją posiąść każdy dziennikarz, chcący zapracować na przymiotnik "dobry".

Dariusz Ryś, Radio Echo:

Myślę, że praca dziennikarza w Nowym Sączu nie różni się od pracy dziennikarzy w Warszawie, Krakowie, czy w Gdańsku. Obowiązują nas te same reguły,  to samo prawo prasowe i ta sama etyka dziennikarska. Jesteśmy tylko trochę dalej od wielkiej polityki, ale za to znacznie bliżej problemów zwyczajnych ludzi - Kowalskiego z ulicy Nawojowskiej czy Nowaka

Monika Zagórowska, Radio Kraków:

Dziennikarstwo, to zawód taki sam, jak każdy inny. Może tylko musimy szybciej pracować, żeby nie ubiegli nas koledzy z konkurencji. Chociaż jest nas w Nowym Sączu tak mało, ważne wieści rozchodzą się bardzo szybko. Tylko z perspektywy redakcji problem może być różnie pokazany. Pozytywną stroną bycia dziennikarzem w Nowym Sączu jest to, że możemy być bliżej problemów zwykłych ludzi. Nie ma tu wielkiej polityki, a wydarzenia na skalę kraju są bardzo rzadkie (chociaż miniony rok wyjątkowo należy uznać za udany pod tym względem, dzięki czemu miałam okazję kilkakrotnie o Nowym Sączu mówić na antenie ogólnopolskiej). Mimo, że stacja, w której pracuję nosi nazwę Radio Kraków, naszą specjalnością są informacje najbliższe ludziom w Małopolsce. Także tym z Nowego Sącza, Limanowej czy Gorlic oraz wszystkich mniejszych miasteczek i wsi. To odróżnia nas od stacji ogólnopolskich. Mam więc czas na mówienie o ludziach robiących ciekawe rzeczy (a takich mamy bardzo wielu na Sądecczyźnie), o miejscach, które czasem mijamy w pędzie, a jednak jest w nich coś, co sprawia, że warto się tam zatrzymać. Poznawanie tych ludzi i odkrywanie nowych miejsc stało się moją pasją, tak jak pasją jest życie w Nowym Sączu oraz… mój zawód. I widzę tę pasję także we wszystkich nowosądeckich dziennikarzach. A minusy bycia dziennikarzem w tym mieście? To już przy innej okazji…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski