Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dżihadyści nie mogą znieść, że Tunezja wybiera inną drogę [WIDEO]

Remigiusz Półtorak
Po zamachu. Wśród wielu niewiadomych jedno jest pewne: to nie był atak przypadkowy. Miał uderzyć w najbardziej wrażliwe punkty powstającej w bólach tunezyjskiej demokracji.

Zabici zamachowcy zabrali ze sobą najważniejszą tajemnicę, więc być może nigdy nie dowiemy się, czy ostatecznym celem było tylko muzeum Bardo, taki tunezyjski Luwr, czy także znajdujący się tuż obok parlament.

WIDEO: Tunezja w żałobie po ataku na muzuem. Problemy z identyfikacją ofiar

Źródło: TVP/x-news

Ale i tak jest w tym ataku coś symbolicznego, bo właśnie te dwa miejsca najbardziej ilustrują przemiany, które zachodzą w tunezyjskim społeczeństwie od czterech lat, czyli od czasu wybuchu „arabskiej wiosny”.

Z wszystkich krajów, w których rewolucja 2011 roku obaliła dotychczasowych dyktatorów albo zamieniła się w wojnę domową, Tunezja wyróżnia się w sposób zdecydowany. I pozytywny.

W sąsiedniej Libii po obaleniu Kaddafiego zapanował chaos, a władzę przejęły nikomu niepodporządkowane milicje; Egipt przechodzi z jednej dyktatury wojskowej (Mubaraka) w drugą (Al Sissiego); Syria pogrążyła się w bratobójczej wojnie, której końca nie widać.

Na tym tle Tunezyjczycy obrali drogę, która miała obalić tezę, że demokratycznie wybrane władze nie przystają do krajów arabskich. I – mimo wpadek po drodze, które zwykle towarzyszą procesowi transformacji (choćby zabójstwa dwóch opozycjonistów) – nawet sprawnie im się to udawało.

Do tego stopnia, że ubiegłoroczne wybory odbyły się bez większych komplikacji, ponownie nastąpiła demokratyczna zmiana władzy, a w nowym rządzie „zgody narodowej” oprócz dominującej i świeckiej Nidy Tunes znalazło się także miejsce dla umiarkowanych islamistów z Ennahdy, którzy wcześniej trzymali rząd dusz.

To w części wyjaśnia, dlaczego tunezyjskie przemiany – w nie­­sprzyjających warunkach na pewno odważne – mogą nie podobać się ekstremistom.

Ale jest też inny równie ważny element. Gospodarka tego najmniejszego kraju w Maghre­bie w dużej części opiera się na turystyce. Ostatnie dane wskazują, że stanowi ona 7 proc. PKB, a co dziesiąty mieszkaniec jest zatrudniony w tej branży. Przemysł turystyczny i tak już został silnie doświadczony po przewrocie i obaleniu byłego prezydenta Ben Alego, zmniejszając obroty o ponad 12 proc. w porównaniu z rokiem 2010, sprzed rewolucji.

– Ten zamach jest podły, ponieważ uderza bezpośrednio w naszą gospodarkę i w jej najbardziej wrażliwą branżę – mówi Habib Essid, premier Tunezji.

I trafia w sedno, bo bez turystów i ich pieniędzy trudno sobie wyobrazić stabilny rozwój kraju. A bez tego transformacja jest podatna na zagrożenia. Taki był zapewne jeden z celów młodych tunezyjskich zamachowców i ich patronów.

Czy w takich warunkach moż­na było przewidzieć, że dżi­ha­dyści zechcą zaatakować? Dzisiaj nietrudno znaleźć opinie ludzi twierdzących, że wzmożonej czujności w Tunezji nie zauważono.

Nawet sam prezydent Bedżi Kaid Essebsi przyznaje, że zagrożenia nie można było wykluczyć ze względu na znane władzom ekstremistyczne komórki przenikające z Libii – przede wszystkim Ansar Al Szaria, które są powiązane z Państwem Islamskim – albo grupy mające przyczółek przy granicy z Algierią.

To zresztą problem, z którym władze muszą się teraz zmierzyć. W kraju było względnie spokojnie, ale młodzi radykalni Tunezyj­czycy mocno zasilali szeregi dżihadystów za granicą, przede wszystkim w Syrii i w Iraku. Szacuje się, że około pół tysiąca z nich wróciło już do kraju.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski