Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzisiaj na jabłkach kokosów się nie zarobi

Rozmawiała Barbara Rotter-Stankiewicz
Fot. Barbara Rotter-Stankiewicz
Rozmowa. Produkcja jabłek w małych sadach jest bardziej opłacalna - mówi Henryk Hankus, sadownik z Kunic, szef Referatu Rolnictwa, Leśnictwa i Ochrony środowiska UG w Gdowie.

- Gdy ostatnio w gminie Gdów stawiano przydrożne witacze, obok paru wielkich kukieł stały też skrzynki z jabłkami. Czy to rzeczywiście symbol tej ziemi?

- Może nie aż symbol i nie całej gminy, ale jest tu kilka miejscowości na „owocowym szlaku”. Na terenie gminy mamy 15 gospodarstw rodzinnych, zajmujących ok. 60 hektarów, gdzie produkuje się przede wszystkim jabłka. Takie sady znajdują się głównie w Kunicach, Gdowie, Winiarach, Bilczycach i Marszowicach.

- Nie trzeba być specjalistą, by wiedzieć, że jabłek mamy nadmiar. Czy mimo wszystko opłaca się być sadownikiem?

- Szacuje się, że koszt produkcji kilograma to 0,80-1 zł, natomiast aktualne ceny skupu to 20 gr za kg owoców przemysłowych (a było już 30) i 1-1,50 za kg konsumpcyjnych. Produkcja jest więc na granicy opłacalności; w małych sadach jest tańsza niż w wielkich, ponieważ część prac - np. przycinanie drzewek czy zbiór owoców można wykonać we własnym zakresie. Tak jest w moim sadzie, który założyłem w Kunicach w latach dziewięćdziesiątych. Z trzech hektarów mam średnio 100 ton jabłek, w tym roku będzie jednak trochę mniej. Po pierwsze ze względu na wiosenną pogodę - w porze kwitnienia jabłoni było zimno, ale także na przemienność owocowania poszczególnych gatunków. Te, które obrodziły w zeszłym roku, w tym dają mniej owoców.

- Komu je Pan sprzedaje?

- Dostarczam je do sieci Market Point w Krakowie i Wieliczce, a także do hurtowni owoców i warzyw w Gdowie. Sprzedaję jabłka odmian champion, lobo, rubin, gala, jonagored, bohemia, boskop zaraz po zbiorze, bo nie mam możliwości przechowywania owoców w chłodni.

- Nie idą na eksport?

- Na eksport nigdy nie sprzedawałem, więc rosyjskie embargo szczególnie mnie nie dotknęło. Oczywiście w pewien sposób odbija się na nas, ponieważ na rynku są jabłka „darmowe” - odkupione przez rząd i potem przekazywane różnym instytucjom charytatywnym za darmo. To zmniejsza popyt na rynku, bo wiadomo, że ktoś może zjeść np. dwa jabłka dziennie zamiast jednego, ale czterech już nie skonsumuje.

- Ale to dobrze, bo przynajmniej owoce się nie marnują, część sadowników ma je gdzie sprzedać…

- Moim zdaniem lepszym rozwiązaniem byłoby dotowanie przez rząd skupu jabłek przemysłowych. Wtedy równe szanse mieliby wszyscy sadownicy, a rynek jabłek konsumpcyjnych funkcjonowałby normalnie.

- Woli Pan być sadownikiem, czy urzędnikiem?

- Bezwzględnie sadownikiem! Z wykształcenia jestem zootechnikiem, a cały czas spełniałem się zawodowo jako rolnik. Zanim zająłem się sadownictwem, hodowałem warzywa pod folią i pieczarki. Ale to, że jestem praktykiem, bardzo pomaga w pracy na moim stanowisku w Urzędzie Gminy. Wiem, o czym mówią do mnie rolnicy - nie muszę sobie tego wyobrażać. Mam dodatkowe możliwości oceny konkretnej sytuacji.

- A jak czasowo można pogodzić urzędowanie z prowadzeniem sadowniczego gospodarstwa?

- Dla mnie praca na traktorze to odpoczynek po pracy za biurkiem i w terenie. A gdy w sadzie jest najwięcej roboty, biorę urlop w urzędzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski