Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziura w ziemi, czyli...

Redakcja
Marcin Kabaciński przy pracy Fot. Paweł Stachnik
Marcin Kabaciński przy pracy Fot. Paweł Stachnik
Co roku w maju, krakowskie Muzeum Archeologiczne organizuje w swoim oddziale w Branicach piknik archeologiczny. Wokół branickiego dworku wyrastają barwne stragany średniowiecznych kupców i rzemieślników. Tuż obok swoje obozowisko rozbijają uzbrojeni po zęby wiślańscy wojowie. Nieco dalej, na oczach widzów, prawdziwy garncarz toczy garnki, a jeszcze dalej sznury i sznurki skręcają powroźnicy. Jednak co roku największe zainteresowanie widzów, zwłaszcza najmłodszych, budzi kuźnia i pracujący w niej kowal. Odziany w skórzany fartuch, czerwony od żaru, czarny od dymu, w kuźni uwija się Marcin Kabaciński, miłośnik kowalstwa, fan dawnego rzemiosła i miłośnik wszelkiej rzemieślniczej tradycji. - Wychowałem się na historycznych książkach Karola Bunscha z biblioteki mojej babci, np. na "Dzikowym skarbie". Stąd zainteresowanie przeszłością, a zwłaszcza początkami polskiej państwowości - mówi Kabaciński. z rodzinnego Gorzowa Wielkopolskiego pojechał kiedyś na słynny festyn średniowieczny w Biskupinie. z braku pieniędzy, by dostać się do środka, przeskakiwał przez płot. w stroju słowiańskiego kupca przyglądał się z bliska raczkującej wówczas branży rekonstrukcyjnej, wypytywał, zdobywał doświadczenie. To, że dziś mieszka w Krakowie, też zawdzięcza historycznej pasji. - Jechałem na podobną imprezę na Słowację, a do Krakowa wstąpiłem, bo bardzo chciałem zobaczyć słynnego Światowida w Muzeum Archeologicznym. Ekspozycja była zamknięta, trafiłem więc do muzealnej biblioteki. Tam poznałem archeolożkę pracującą w muzeum, dziś moją żonę - uśmiecha się Marcin. w Krakowie przystał do miejscowego bractwa rycerskiego, a potem był jednym z założycieli Drużyny Wojów Słowiańskich "Krak", w której występował pod staropolskim imieniem Wszebąd. Żeby skompletować wyposażenie słowiańskiego woja (woja, a nie rycerza - podkreśla Marcin) sam zaczął wykonywać elementy stroju i ekwipunku. Okazało się, że ma wrodzony dryg do tych spraw, rzeczy przez niego zrobione były lepsze i ładniejsze, niż wykonane przez prawdziwych rzemieślników. Wtedy też po raz pierwszy zetknął się z kowalstwem. - Zamawialiśmy pewne rzeczy - hełmy, kolczugi - u znanego krakowskiego metaloplastyka i płatnerza Jan Lusiny. Pan Jan powiedział mi kiedyś: "Spróbuj sam" - i tak się zaczęło - opowiada Kabaciński. Powoli zaczął się przyuczać w warsztacie Lusiny, praktykował też u wielickiego kowala Jana Grabka, wypytywał wiejskich kowali spotykanych na festynach, kompletował własny sprzęt. Dziś jest właścicielem dwóch kuźni - stacjonarnej, przy swoim domu w gminie Wielka Wieś, i przenośnej, z którą pojawia się na imprezach rekonstrukcyjnych.

Marcin Kabaciński przy pracy Fot. Paweł Stachnik

...sztuka kowalstwa stosowanego

Z czego składa się warsztat dawnego/współczesnego kowala? Najważniejszy jest miech, jednokomorowy, starego typu, częściowo wykonany przez stolarza, częściowo przez pana Marcina. - Na początku pracowałem na zwykłych skórach baranich, tak jak dawni Cyganie na Podtatrzu (choć oni używali też skór kocich...). w cennym opracowaniu Teofila Prezbitera "O sztukach rozmaitych ksiąg troje" znaleźć można świetny opis, jak zrobić miech z baraniej skóry. Później dorobiłem się prawdziwego miecha - mówi. Dalej kowadło - w domu pan Marcin ma współczesne, piękne jak zaznacza, 150-kilowe. Na imprezach używa małego, niepozornego. Historyczni kowale najczęściej stosowali po prostu kamienie. Do dziś w ludowych piosenkach znaleźć można frazę: "Kuje kowal na kamieniu...", a w Afryce kamień nadal służy za podstawę do kucia. Kleszcze, szczypce i mniejszy metalowy asortyment pan Marcin nabył... pod krakowską halą targową na Grzegórzkach. - Od dziesięciu lat jestem stałym bywalcem niedzielnych giełd. Kupiłem tam prawdziwe kowalskie narzędzia używane niegdyś w prawdziwych kuźniach. Żona śmieje się, że ilekroć idę na targowisko to wracam z nowym młotkiem - mówi Kabaciński. Razem z kolegą, z wykształcenia architektem, a z pasji też kowalem, pan Marcin zrobił dla siebie tzw. rożek kowalski. Przez ładnych parę godzin przekuwali zwykłą zbrojeniówkę na zagięty pod kątem prostym szpic, który wbity w pień służy kowalowi do zawijania żelaznych elementów. Inna część warsztatowego wyposażenia to gwoździownica do robienia gwoździ. - To kawał żelastwa z otworami różnej średnicy, do którego wrzuca się kawałek odciętego i przekutego pręta, a następnie zaklepuje mu główkę. Tak powstaje gwóźdź - wyjaśnia kowal. Skompletowanie sprzętu zajęło panu Marcinowi dobrych kilka lat, lecz sam sprzęt nie czyni jeszcze kuźni. Na początku swój przenośny warsztat urządzał w wykopanej w ziemi dziurze żartobliwie zwanej grobem (dziura wzorowana była na półziemiance z Rusi). Tam układał narzędzia, tam miał palenisko, w gwarze kowalskiej nazywane kotliną (pan Marcin, który studiował etnologię, lubi zbierać takie fachowo-ludowe określenia). Dziś jego festynowa kuźnia to poważny średniowieczny warsztat. Skórzany namiot wsparty na drągach, do ziemi przymocowany palikami i sznurami. Palenisko i miech umieszczone w specjalnym drewnianym korycie, stojącym na czterech (ozdobnych!) nogach. Obok drewniane wiadra i skrzynie, stojaki na narzędzia, pień z kowadłem i rożkiem, gliniany garnczek z wodą, gotowe wyroby i prefabrykaty.
No właśnie - co produkuje kuźnia Marcina Kabacińskiego? - Trójnogi, kociołki, kotły, garnki, misy, ruszty, zapinki do średniowiecznych ubiorów, noże, nożyki, ciosła, czyli poprzeczne siekierki, gwoździe, łańcuchy... - wylicza kowal. A jak się je robi? - Taka choćby zapinka. Bierze się kawałek drutu o okrągłym przekroju i rozgrzewa w ogniu. Następnie trzeba pocienić jego końce z obu stron, zawinąć w półkole i zagiąć bez stykania końcówek. Drugi kawałek drutu, który będzie szpilą, także się rozgrzewa, rozpłaszcza i zawija na półkolu. i zapinka gotowa - wyjaśnia. Niektóre elementy można próbować giąć na kowadle na zimno, bez rozgrzewania w ogniu, ale tu praca jest znacznie trudniejsza. w przypadku pana Marcina skończyło się to półrocznym bólem nadgarstka. Wyroby można - zgodnie ze średniowiecznym sposobem zapobiegającym korozji - poddać cynowaniu. Mniejsze elementy zanurza się w roztopionej cynie, większe, np. kotły, po wytrawieniu w kwasie pociera się na gorąco szmatą zanurzoną w cynie. To właśnie kocioł był największą rzeczą wykonaną, jak dotąd, przez Kabacińskiego. Kocioł zamówił mieszkający w Krakowie Amerykanin szkockiego pochodzenia Scott Simpson, pasjonat średniowiecznej kuchni i honorowy członek Drużyny Wojów Słowiańskich "Krak". Miał kształt wielkiej cebuli o średnicy 60 centymetrów u dołu. Pan Marcin wykonał go na zimno z arkusza blachy i nitowanych blaszanych sklepek. Zamówienie, prócz kotła, obejmowało także spory metalowy ruszt.
Skąd bierze się materiał na taką właśnie kowalską produkcję? - Najczęściej ze złomu - śmieje się Kabaciński. Na złomowisku wybiera się pręty, resory, druty. Gdy jednak potrzebna jest stal dobrej jakości, lepiej kupić ją w specjalnej hurtowni. - Nie mam takiej wprawy, jak starzy kowale, którzy na pierwszy rzut oka potrafią rozpoznać gatunek stali, a na złomie można natknąć się na najróżniejsze mieszanki. Gdy potrzebuję dobrego materiału, idę więc do hurtowni. Tam też zawsze kupuję blachę. Wyroby Kabacińskiego trafiają do członków Drużyny Wojów Słowiańskich "Krak", do innych tego typu grup, do przyjaciół i znajomych. Dla koleżanki, występującej na festynach jako szklarz i demonstrującej produkcję kolorowych paciorków, pan Marcin wykonał zgrabny kociołek na trójnogu. Ona ofiarowała mu w zamian piękny witraż z wizerunkiem kowala i jego pomocnika, wzorowany na skandynawskim portalu.
Ze swoją przenośną kuźnią pan Marcin jeździ po Polsce. Co roku bywa na branickim pikniku archeologicznym (jest wszak pracownikiem krakowskiego Muzeum Archeologicznego). Odwiedza zamek w Chudowie i tamtejszą imprezę pt. "W krainie Starej Baśni". Był też na Gwarkach w Tarnowskich Górach, Jarmarku Świętojańskim w Bielsku-Białej i słynnym historycznym festiwalu Słowian i wikingów na wyspie Wolin. Kilka razy uświetniał ludowe festyny w gminie Wielka Wieś, gdzie dziś mieszka. Podczas obchodów 750-lecia lokacji Krakowa prezentował swój warsztat w krakowskim magistracie. Jego kuźnię można było też zobaczyć na Dniach Ziemi na placu Wolnica na Kazimierzu. Jak zawsze największym zainteresowaniem średniowieczny warsztat Kabacińskiego cieszy się wśród dzieci, zwłaszcza że kowal pozwala pokuć rozżarzone żelazo! A to przecież wielka frajda. Również dorośli okazują ciekawość. Podchodzą zagadują, wspominają dziadków czy stryjów, którzy byli kowalami. - Zawsze staram się wtedy wyciągnąć z nich jakieś wiadomości. Zbieram wszelkie informacje o dawnych kowalach, ich sposobach pracy i zwyczajach - podkreśla pan Marcin. Rozmawia z ludźmi, sięga do literatury etnograficznej, wchodzi na internetowe forum kowalskie, na którym spotykają się miłośnicy tej branży. Czyta też fachową literaturę techniczną o ślusarstwie, mechanice, metaloplastyce.
Kowalstwo to nie jedyna pasja Marcina Kabacińskiego. - Marzę o stworzeniu skansenu, który będzie żywym muzeum powiązanym z agroturystyką. Taki skansen ożywiłby gminę. Znalazłyby się tam zwierzęta dawnych ras, uprawy starych roślin, rekonstrukcje średniowiecznych budynków, chata krakowska, pracownie garncarska i kowalska. Przygotowuję się do tego od dziesięciu lat. Najważniejsze to zdobyć pole. Gdy będę już miał pole, praca ruszy, bo wiele będę mógł zrobić własnymi rękami - mówi. Można mu wierzyć, bo pan Marcin to złota rączka, urodzony rzemieślnik z drygiem do prac ręcznych. w krakowskim Muzeum Archeologicznym pracuje jako fachowiec od spraw remontowo-technicznych.
- w tym roku chcę trochę odpocząć, a poza tym więcej czasu poświęcić koniom. Od pewnego czasu intensywnie uczę się jeździć, a konie to moja nowa pasja - uśmiecha się.
Paweł Stachnik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski