I tak się dzieje, od gospodarki po sport. Treść i intelektualna wartość komentarzy tak zwanych ekspertów nie ma w gruncie rzeczy znaczenia, istotniejsze, czy są wystarczająco kontrowersyjne, by rozpalić firmowe serwery. Rządzą skrajności. Zresztą nie tylko w opiniach – z języka portali sportowych znikają słowa „przegrać” i „wygrać”, dziś można się już tylko skompromitować lub kogoś zmiażdżyć. Lewandowski nie gra już słabo, tak sobie lub dobrze, on wyłącznie olśniewa albo zawodzi.
W takich okolicznościach przyrody wydawałoby się, że rolą tak zwanych ekspertów jest tę rozchwianą rzeczywistość porządkować i objaśniać, a emocje tonować. Przed narciarskimi mistrzostwami w Falun oraz w ich trakcie wyglądało to mniej więcej tak: Kowalczyk – za gruba, źle trenuje, nic z tego nie będzie.
Kruczek – podejmuje złe decyzje, trzeba zmian, nic z tego nie będzie. Wychodzi więc na to, że w narodzie, który musi dowartościowywać się poprzez sportowe sukcesy, a niepowodzenia wściekle odreagowuje, tak zwani eksperci często pełnią rolę pierwszych hejterów. Może pcha ich do tego słowiańska natura, w końcu są tego pozbawionego empatii narodu nieodrodnymi synami, a może po prostu rozpaczliwie zabiegają o uwagę i mówią to, co łasy prowokacyjnych tez dziennikarz chce usłyszeć.
Co jednak teraz zrobić z tym Falun? Było przecież tak beznadziejnie, a są dwa medale. Jak to nazwać? Sukcesem? Klęską? O nie, chyba trzeba zrobić coś strasznego – wypośrodkować opinię. Niedoczekanie jednak, że będzie to lekcja dla tak zwanych ekspertów. Oni i tak wiedzą swoje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?