Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Egiptolożka chwyta za łopatę i odsłania przeszłość Krakowa [WIDEO]

Małgorzata Mrowiec
Małgorzata Mrowiec
Monika Łyczak dziś doskonale wie, że zawód archeologa wymaga ciężkiej fizycznej pracy
Monika Łyczak dziś doskonale wie, że zawód archeologa wymaga ciężkiej fizycznej pracy fot. archiwum prywatne
Sylwetka. Monika Łyczak ma na swoim koncie m.in. odkrycie pozostałości XII-wiecznej świątyni z wysokimi wieżami przed kościołem dominikanów, badała stoki Wawelu, prześwietla kopiec Wandy. Chętnie ogłasza wyniki badań, bo chce nas zafascynować historią miasta

Archeologiem chciała być od zawsze. Chwilę tylko zastanawiała się jeszcze, czy nie wybrać paleontologii lub geologii historycznej, ale szybko te pomysły upadły. Monikę pociągała historia, tajemnica, odkrywanie tego, co było, a o czym nic nie wiemy. Zaczytywała się w książkach dotyczących archeologii, których sporo było w rodzinnym domu, ponieważ i jej mama kiedyś marzyła o tym zawodzie.

- Do tego jako dziecko kochałam się głęboko w Tomku Wilmowskim z książek Alfreda Szklarskiego. A skoro żona Tomka była archeologiem i egiptologiem, stwierdziłam, że ja też zajmę się grobowcami i piramidami - śmieje się Monika Łyczak.

WIDEO: Austriacki rynsztok, monety i dawne fajki znalezione u stóp Wawelu (Wypowiedź Moniki Łyczak z października 2015 r.)

Autor: Małgorzata Mrowiec

Ma 37 lat, pochodzi z Dąbrowy Górniczej. Do Krakowa przyjechała na studia - i już została. Męża, który też jest archeologiem, poznała na egzaminach wstępnych. Jedna z dwóch ich córek, 8-letnich bliźniaczek, chce w przyszłości pójść w ślady rodziców, druga - za żadne skarby nie zostanie archeologiem.

Monika studiowała archeologię śródziemnomorską i jest egiptologiem. Dwa razy, w trakcie studiów, była w Egipcie, z misją krakowsko-poznańską do Tell el-Farcha. Mogła dotknąć historii sprzed 5 tysięcy lat w miejscu m.in. z jednym z najstarszych browarów na świecie. Również jako studentka brała udział w badaniach na Słowacji, dotyczących obozu rzymskiego, a następnym razem - średniowiecznego domu zbójnika.

- Właśnie podczas studenckich praktyk zderzyło się moje wyobrażenie o wykopaliskach z rzeczywistością. Sądziłam, że główne narzędzia archeologa to pędzelek i szpachelka. Tymczasem wręczono każdemu z nas łopatę i oznajmiono, że mamy kopać „stąd do szesnastej” - opowiada pani Monika.

Dzisiaj doskonale wie, że ten zawód wymaga bardzo ciężkiej fizycznej pracy. Ale też jest przekonana, że bez niej, bez przekopania własnymi rękami ogromnych ilości ziemi nie będzie się archeologiem. - Dlatego, że to jest kontakt z __zabytkiem - tłumaczy archeolożka. - Kontakt z historią musi być namacalny. Człowiek musi zobaczyć, dotknąć, pomacać, niekiedy powąchać - bo warstwy archeologiczne czasami mają też zapachy, utrzymujące się po kilkaset lat, i po _nich się poznaje, że gdzieś jest np. niegdysiejsza latryna. _Monika więc nie rozstaje się z łopatą czy sztychówką, czasem też musi posłużyć się siekierą.

Egipt, Meksyk, Bliski Wschód - tam kiedyś ją ciągnęło. Jednak niedługo po studiach i po kilku latach pracy na wykopaliskach towarzyszących budowie autostrad poznała archeologa Emila Zaitza. Dziś emerytowany pracownik Muzeum Archeologicznego, w tamtych latach miał on największy udział w badaniu Krakowa. Potrzebował rąk do pracy. I tak Monika dołączyła do ekipy, a w efekcie - przekwalifikowała się. Obecnie koncentruje się na badaniach dotyczących formowania się najwcześniejszego Krakowa, przedlokacyjnego.

Zawsze była prymuską. A jakim jest archeologiem? Pełnym pasji, zamiłowania, a także cierpliwym i skrupulatnym. Mówi, że to cechy które są niezbędne. - Trzeba jednocześnie umieć myśleć abstrakcyjnie i syntetycznie. Umieć łączyć wiele informacji, czyli jak wyglądają warstwy i jakie wykopujemy zabytki - i skorelować to z __wiedzą historyczną - mówi Monika. Przydaje się też... szczupła sylwetka, by zmieścić się w często wąskich wykopach.

Prowadzi__własną firmę archeologiczną. Cieszy się, że każde wbicie łopaty to szansa na przygodę. Taką były na przykład badania z lat 2011-12, kiedy podczas prac przed kościołem dominikanów dokopywała się do kościoła Świętej Trójcy. Znalezione wtedy zostały pozostałości tego przeddominikańskiego kościoła, prawdopodobnie z końca XII i początku XIII wieku, który został przez Iwona Odrowąża oddany do użytkowania ojcom dominikanom. Te badania zweryfikowały wcześniejszą tezę, że była to niewielka drewniana świątynia - okazało się, że kościół był duży, kamienny, z dwiema narożnymi kolistymi wieżami. Wieże miały siedem metrów zewnętrznej średnicy, więc mogły strzelać w niebo nawet na wysokość kilkudziesięciu metrów. Kościół ten prawdopodobnie został zniszczony w trakcie najazdu tatarskiego w 1241 roku. Na tym miejscu dominikanie postawili już gotycki kościół ceglany.

- To było największe zaskoczenie w __mojej dotychczasowej historii - wyznaje archeolożka.

Z kolei w kościółku św. Idziego Monika Łyczak potwierdziła obecność domniemanego filara centralnego gotyckiej świątyni, który utrzymywał niegdyś sklepienie.

Również u stóp Wawelu, podczas badań towarzyszących budowie Centrum Obsługi Ruchu Turystycznego przy ul. Powiśle, udało jej się odsłonić dwa poziomy dróg, które kilkaset lat temu prowadziły do przeprawy na Wiśle, oraz drewniane konstrukcje, które z tą przeprawą mogą być związane.

Ostatnio miała nadzór archeologiczny nad zaglądaniem do katakumb pod kaplicą Męki Pańskiej bazyliki oo. Franciszkanów. Do podziemi z kilkusetletnimi trumnami wpuszczono tam kamerę endoskopową, przez wywiercone w posadzce otwory. Były też prowadzone badania georadarowe.

W zeszłym roku sprawdzała, co kryją stoki wzgórza wawelskiego. Te badania poprzedzały planowany remont stoków. Pośród znalezionych zabytków było m.in. 20 fragmentów fajek, porcelanowych (jedna z wizerunkami nagich nimf) i glinianych, z XIX i początku XX wieku - zapewne pamiątka po austriackim wojsku, które tu stacjonowało. Był też grzebień szylkretowy, czyli ze skorupy żółwia, mała buteleczka z pentagramem, guziki. Badaczka natrafiła na rynsztok wybudowany przez Austriaków najwcześniej w połowie XIX wieku. Tak podsumowywała wtedy to znalezisko: - Dowiedzieliśmy się dzięki niemu np., że stoki były z tej strony bardziej strome, bez dzisiejszego wybrzuszenia i płaskiej przestrzeni pod __samymi murami.

Archeolożka odkrywała też tajemnice niejednej kamienicy przy Rynku, prowadzi również badania poza Krakowem (dotyczyły m.in. Klasztoru Pokamedulskiego w Rytwianach).

Podkreśla, że ilekroć znajduje jakieś przedmioty, myśli o tym, że ktoś ich używał, były dla niego bliskie. O tym, czego dzięki badaniom dowiaduje się o krakowianach sprzed wieków, chciałaby móc jak najszerzej opowiedzieć. Chętnie pisze artykuły i zawiadamia media o ciekawych odkryciach, bo zależy jej na ich popularyzacji, chce, żeby uzyskana w wykopach wiedza poszła w świat.

- Marzy mi się, żeby krakowianie poczuli i mieli świadomość, że żyją w historycznym mieście, którego przeszłość sięga tysiąca lat wstecz - mówi 37-latka. Uważa, że w miejscach odkryć w mieście powinny się pojawić stosowne informacje, w postaci tablic, może interaktywnych.

Należy do grona założycieli i członków stowarzyszenia, które nieodpłatnie zajmuje się poszerzaniem wiedzy o naszej przeszłości. VISTULA Stowarzyszenie Na Rzecz Ochrony Dziedzictwa Kulturowego Małopolski - taka jest jego nazwa - organizuje nieinwazyjne badania z użyciem specjalistycznego sprzętu.

To dzięki jego zaangażowaniu z pomocą georadarów naukowcy sprawdzali ostatnio, co znajduje się wewnątrz kopca Wandy.

Cienie tego zawodu? Jak wyznaje archeolożka, w przypadku badań towarzyszących jakiejś inwestycji, najgorszy jest niechętny stosunek inwestorów i lekceważenie z ich strony. - To przykre i denerwujące. Rozumiem, że poniekąd jesteśmy obciążeniem dla nich, boją się, że zatrzymamy budowę. Ale czasami przez to, że jesteśmy traktowani jak piąte koło u wozu, ciężko nam wykonywać naszą pracę tak, żeby być zadowolonym z jej efektów. To praca pod presją negatywnych emocji - wyjaśnia Monika Łyczak.

Mikroby nigdy jej nie zaatakowały, zresztą jeśli jest takie zagrożenie, zakłada kombinezon i maskę. Zdarzyło się natomiast, że spadła z rusztowania i złamała kręgosłup, który przez trzy miesiące następnie leczyła w gorsecie.

- Jest bardzo pracowita, a __pracowity człowiek miewa więcej szczęścia - mówi o Monice Emil Zaitz, którego ona uważa za mistrza. - Niezwykle solidna, jeżeli chodzi o dokumentację - w oparciu o nią można odtworzyć, co rzeczywiście mogło być w przebadanym miejscu. Bierze na swoje barki niełatwe badania typu ratowniczego i dobrze się z tego wywiązuje. Nie kończyła tzw. archeologii Polski, a z __powodzeniem przekwalifikowała się - chwali archeolog.

Na rzetelność Moniki wskazuje też współpracujący z nią Marcin Ciba, konserwator i kustosz zbiorów oo. Dominikanów. Archeolożka prowadzi badania wielowątkowe, z zaangażowaniem specjalistów wielu dziedzin. - A nie jest to regułą wśród firm. Z placu przed kościołem zostało przebadane wszystko, od szczątków ludzkich po pyłki roślin. A artefakty wróciły zakonserwowane i opisane -_opowiada. Marcin Ciba podkreśla też, że archeolożka nie robi badań do szuflady, tylko zdobytą wiedzą umiejętnie się dzieli. - To archeolog kompetentny i z pasją. Myślę, że przed _nią świetlana przyszłość. Będę kibicował Monice - obiecuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski