Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Egzekutor z dubeltówką

Redakcja
Chociaż od tamtego dnia minęły już dwa tygodnie, rodzina S. z Michałowic pod Krakowem nadal jest w szoku. - Ciągle nie chcemy uwierzyć, że w pokojowych czasach, w państwie prawa ktoś bez powodu zastrzelił naszego psa, największego przyjaciela rodziny, 100 metrów od domu, podczas spaceru z panem. Zastrzelił, wrzucił do rowu i zniknął! - mówi z rozpaczą Witold S.

- "Polowanie" zakończyło się zabiciem naszej Bessi! - rozpacza Witold S. z Michałowic pod Krakowem

   Był czwartek, 22 stycznia. Około godz. 17 po powrocie z pracy pan Witold, jak to miał w zwyczaju, zabrał swoje dwa psy na spacer. Był to czas zabawy dla zwierzaków i relaksu dla ich właściciela.
   - Po oszczenieniu się Bessi, naszej rodowodowej suczki rasy syberian husky, zatrzymaliśmy jednego szczeniaka - opowiada Witold. - Mamy wyjątkowo dobre warunki dla zwierząt. Mieszkamy nieopodal małego lasku. Ten lasek, a raczej zagajnik, mieści się w środku wsi. Mój dom znajduje się w odległości nie większej niż 100 metrów od linii drzew - opowiada Witold S. - Jeszcze rok, dwa lata temu czuliśmy się tu jak na odludziu. Teraz domów przybywa; dziś zagajnik z trzech stron jest otoczony gęstą linią zabudowań. Niestety, to nie przeszkadza panom z krakowskiego koła myśliwskiego "Żubr" traktować to miejsce jak głuchą knieję. Nie bacząc na bliskie sąsiedztwo ludzi, nie przejmując się godziną, uprawiają swoje hobby o każdej porze dnia i nocy. Tym razem "polowanie" zakończyło się zabiciem naszej Bessi!
   Tego feralnego dnia było mroźno i ślisko. Pan Witold szedł powoli drogą wzdłuż lasku. Ciemność z trudem rozświetlały okna zabudowań. Psy biegły przed nim.
   - Nagle usłyszałem dwa strzały z broni śrutowej. Znam się na tym, bo mój ojciec był leśnikiem i myśliwym. Umiem obserwować przyrodę i zwierzynę. Wiedziałem, że w lasku są sarny, zające, widziałem też jenota i jamy borsuków. Łudziłem się, że strzały oddano do zajęcy, które spłoszyłem chwilę wcześniej. Niestety, po kilku minutach przybiegł do mnie samotny, przerażony szczeniak. Dopiero następnego dnia znalazłem naszą suczkę wrzuconą do głębokiej jamy. Tam ją pochowaliśmy - opowiada pan Witold.
   - Przykro mi o tym mówić, ale są to

coraz częstsze przypadki

ustrzelenia domowego zwierzęcia zamiast zwierzyny łownej - mówi Antoni Kulczycki z Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Krakowie. - Trzeba wziąć pod uwagę, że tego dnia już było ciemno. Godzina 17 w zimie to czas szarówki. Myśliwy mógł wziąć dwa biegnące luzem psy za zdziczałe, przestraszył się i strzelił.
   Co myśliwy robi w lesie o zmierzchu? Przecież jeśli widoczność jest kiepska, to nie powinien strzelać.
   Antoni Kulczycki wyjaśnia, że myśliwi polują o każdej porze, zarówno w dzień, jak i o zmroku oraz w nocy, np. z ambony. Wyposażeni są w odpowiedni sprzęt, który pozwala im widzieć poruszający się obiekt. Dodaje szybko, że, jego zdaniem, myśliwy na pewno nie strzelił z chęci zabijania. Mógł się po prostu pomylić.
   A gdyby ta pomyłka kosztowała życie człowieka? Myśliwy mógł nie widzieć, do czego strzela.
   - Nie umiem na razie odpowiedzieć na żadne pytanie. Musimy w tej sprawie wszcząć postępowanie wyjaśniające - zapowiada Antoni Kulczycki.
   Witold S. napisał list do Sejmu RP. Jak długo jeszcze w naszym kraju będzie się zabijać zwierzęta domowe (głównie psy) w majestacie uchwalonej przez Wysoką Izbę ustawy - o ironio - o ochronie zwierząt? - pyta nasz Czytelnik.
   Pytanie jest, niestety, zasadne. W czerwcu 2002 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski podpisał nowelizację Ustawy o ochronie zwierząt. Znowelizowany został m.in. art. 33 (dziś 33 a), który w obecnym brzmieniu stanowi, że zdziczałe psy i koty przebywające bez opieki i dozoru człowieka na terenie obwodów łowieckich w odległości większej niż 200 m od zabudowań mieszkalnych i stanowiące zagrożenie dla zwierząt dziko żyjących, w tym zwierząt łownych, mogą być zwalczane przez dzierżawców lub zarządców obwodów łowieckich.
   - Niestety, przepis ten jest trudny do ścisłej interpretacji. Po pierwsze - jak zdefiniować określenie "zdziczałe" psy i koty? Po drugie - cóż to znaczy "bez opieki?". Jeśli pies biega wokół własnej zagrody bez smyczy i pana, to znaczy, że jest bez opieki? - pyta Rafał Feldman, inspektor Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Jest też problem odległości. Czy tak trudno myśliwemu przesunąć zabitego psa bliżej lasu? Moim zdaniem panowie myśliwi doskonale potrafią odróżnić psa zdziczałego od udomowionego. A jeśli mają wątpliwości, to z przyczyn humanitarnych nie powinni strzelać - chyba że pies na nich szarżuje. Jeśli strzelają, a zdarza się to coraz częściej, to trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest z nimi nie w porządku.
   Sędzia Jadwiga Osuchowa, działająca w Krakowskim Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami, mówi bez ogródek: - To jest

po prostu bandytyzm.

   Panowie myśliwi idą sobie postrzelać, bo dziś być myśliwym i nosić broń to prawdziwy szpan. Dla prawdziwego myśliwego hańbą byłoby strzelić do psa, zamiast do dzika czy zająca. Ale prawdziwy myśliwy nawet w mroku widzi, do czego strzela.
   Pan Witold złożył na policji zażalenie. Niestety, nie zrobił tego od razu po zastrzeleniu jego suki, tylko kilka dni później.
   - Poszkodowany powinien natychmiast zgłosić taki fakt na policję, poczekać na funkcjonariuszy, którzy zmierzą odległość miejsca, gdzie leży zwierzę od najbliższych zabudowań - wyjaśnia Rafał Feldman. - Tylko w takim przypadku można udowodnić, że zostało naruszone prawo, które przewiduje, że do "zdziczałego" zwierzęcia można wprawdzie strzelać, ale jeśli znajduje się ono w odległości większej niż 200 m od zabudowań mieszkalnych.
   Podobna sprawa znalazła swój epilog w sądzie. Myśliwi polujący w lasku koło Krzeszowic zastrzelili psa dosłownie w zagrodzie jego właściciela. Wezwana policja ustaliła, że zwierzę leży niecałe 130 metrów od własnego domu. Tak zwany myśliwy został ukarany grzywną w wysokości 800 zł i nawiązką na Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w wysokości 400 zł. Złożył jednak apelację do Sądu Okręgowego, która jeszcze nie została rozpatrzona.
   - Rozumiem potrzebę ochrony dzikich zwierząt leśnych przed watahami bezpańskich lub puszczonych celowo na łowy psów - mówi Witold S. - Polskie środowisko myśliwych nie dorosło jednak do posługiwania się narzędziem, jakie dostało od Sejmu w postaci ustawy.
ELŻBIETA BOREK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski