Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Egzekutorzy

Redakcja
Przez pięć lat wyłudzili od krakowskiego przedsiębiorcy ponad 200 tys. zł. Straszyli go pobiciem, okaleczeniem dzieci, podpaleniem domu. Zgłosił się na policję, gdy doprowadzili go do ruiny.

Historie z paragrafem

Gehenna zaczęła się, kiedy pożyczył od znajomego 20 tys. zł. Dług miał zwrócić w ciągu roku, ale wierzyciel zaczął się upominać o pieniądze już po kilku tygodniach. Oddał je więc i się rozstali. Bez większych pretensji i wzajemnych roszczeń.

Nie minął jednak miesiąc, gdy ujrzał przed domem dwóch młodych, napakowanych mężczyzn. Kiedy otworzył, odsunęli go od drzwi i weszli do środka, jakby byli u siebie.

"Dług masz do oddania" - zagaili rozmowę. Komu i ile - już nie sprecyzowali. Zaklął w duchu, ale odparł spokojnie, że nic nie będzie płacił. A oni na to: "Zapłacisz. Jeśli nie, różnie może się zdarzyć. Może ci spłonąć domek, pociecha może wpaść pod samochód albo ty długo nie pożyjesz". Zacisnął zęby. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy - kto kogo. Nie wytrzymał. "Muszę mieć czas" - powiedział już innym tonem.

Po kilku dniach pojawiły się telefony z pogróżkami. Potem zaczęły przychodzić listy, w których straszono go pobiciem, śmiercią najbliższych oraz spaleniem domu. Wyglądało na to, że gangsterzy śledzą każdy jego ruch. Wiedzieli np. o której godzinie był w urzędzie, jakim samochodem odwoził syna do szkoły. Znali wszystkie numery jego telefonów, nawet po tym, jak je zmienił. Znali też sytuację rodzinną i zawodową. Dokładnie wiedzieli, gdzie mieszka matka i gdzie pracuje żona.

Po każdym telefonie przez kilka godzin nie mógł sobie znaleźć miejsca. Czuł się upokorzony i przestraszony. Strach wziął wreszcie górę. Kiedy opowiedział o wszystkim żonie, zaczęli się wzajemnie przekonywać, że przecież policja nie zapewni im ochrony, a nikt nie zagwarantuje, że muskularni nie spełnią swoich pogróżek. Ostatecznie zdecydowali, że dla świętego spokoju zapłacą haracz. W końcu nie oni pierwsi i nie ostatni.

Od tamtej pory co miesiąc przynosił w wyznaczone miejsce kopertę z pieniędzmi. Za każdym razem około 3 tys. zł. Tak przez pięć lat. W tym czasie jego zasoby finansowe stopniały prawie do zera. Interesy mu nie szły. W końcu musiał sprzedać firmę i samochody, którymi zarabiał na życie. Zbuntował się i poszedł na policję, gdy oprócz domu nic mu już nie zostało.

Namierzenie gangsterów nie było trudne. Wkrótce w zasadzkę, zorganizowaną w jednym z krakowskich lokali, wpadł 28-letni mężczyzna, który zjawił się po odbiór koperty z pieniędzmi. Okazał się bratem mężczyzny, od którego przed laty przedsiębiorca pożyczył 20 tys. zł. Niedługo potem zatrzymano jego wspólnika. Nie byli nowicjuszami w przestępczym fachu, mieli już na koncie wyroki za podobne przestępstwa.

- Sprawcy wiedząc o długu, postanowili wykorzystać sytuację i przy okazji zarobić "kilka złotych". Doili go bez najmniejszych skrupułów przez pięć lat. Wpadli na taki pomysł, gdy tylko zorientowali się, że jest "podatny na sugestie" i będzie płacił. Wcześniejszy wierzyciel i brat jednego z zatrzymanych nic o tym nie wiedział - tak przynajmniej wynikało z naszych ustaleń - opowiadają "kryminalni" z krakowskiej komendy miejskiej.
Problem ściągania haraczy pojawił się w Krakowie już w połowie lat 90. i trwa do dzisiaj. Przestępcy traktują go często jako uboczny fragment szerszej działalności. Dzielą miasto na strefy, z których odprowadzane są pieniądze do kieszeni bossa. Tak działali np. przyboczni Janusza T., ps. "Krakowiak". Zachowywali się jak poborcy podatkowi - po haracz zgłaszali się każdego 20 miesiąca, w dniu, w którym mijał termin płatności zaliczki podatku dochodowego do urzędu skarbowego.

Kilka lat temu krakowski CBŚ rozbił gang, który nękał głównie restauratorów, właścicieli pubów, agencji towarzyskich i całodobowych sklepów z alkoholem. W zależności od dochodu lokalu gangsterzy żądali miesięcznie od 3 do 4 tys. zł. W przypadku agencji towarzyskich w grę wchodziło również darmowe korzystanie z usług zatrudnionych tam "panienek". Wobec opornych stosowano różne metody perswazji. Padały groźby podpalenia lub wysadzenia w powietrze lokalu. Nie zawsze zresztą kończyło się na groźbach. Z informacji operacyjnych policji wynikało, że kilka osób po wywiezieniu do lasu zostało dotkliwie pobitych i zmuszonych do przyjęcia propozycji "opodatkowania".

Ponieważ ten "rynek" nie znosi próżni, w miejsce każdej rozbitej grupy natychmiast pojawiają się nowe. Padają żądania pieniędzy za "spokój" albo za "cały samochód", groźby porwania dziecka, podpalenia lokalu lub zwrotu wyimaginowanych długów. O większości takich przypadków policja wie jednak jedynie ze źródeł operacyjnych.

- Nawet jeśli pojawiają się jakieś zgłoszenia, to są one później wycofywane. Czasami ludzie opowiadają, że są zastraszani, ale boją się nawet opisać sprawców. Powstaje błędne koło - przyznają policjanci.

Brak współpracy pokrzywdzonych z organami ścigania to m.in. powód umorzenia głośnego śledztwa w sprawie wymuszeń haraczy od restauratorów z warszawskiej Starówki. W sierpniu 1994 r. w sklepach i restauracjach na Rynku Starego Miasta w Warszawie pojawiły się podejrzane naklejki agencji ochrony "Eskorta", a zaraz później kilkunastu osiłków próbowało negocjować z właścicielami w sprawie haraczu. W razie odmowy wszczynali bójki. Około 150 restauratorów zdecydowało się wówczas połączyć w walce z gangsterami. Na znak protestu w letni weekend prawie wszystkie restauracje, kawiarnie, puby i sklepy na Starówce zostały zamknięte. Policja ustaliła wtedy, że osiłkowie nawiedzający restauratorów to bezrobotny odłam przestępczej grupy z Wołomina powiązany z agencją ochrony "Eskorta". Ówczesne MSW odebrało jej koncesję na prowadzenie działalności. Śledztwo w sprawie wymuszania haraczu nie przyniosło jednak żadnych rezultatów. Żaden z kilkuset przesłuchanych świadków - w obawie przed zemstą - nie zeznał konkretnie, że ktoś przyszedł po pieniądze za ochronę. I tak gangsterzy rozpłynęli się w powietrzu.

EWA KOPCIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski