Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Energia z przeciwności

Rozmawiał Paweł Gzyl
Lesław (po prawej) z Kometami
Lesław (po prawej) z Kometami FOT. SKOROSSI
Rozmowa. Z LESŁAWEM, wokalistą zespołu Komety, o jego najnowszej płycie „Paso Fino”.

- Komety istnieją już dwanaście lat. To więcej niż Twój poprzedni zespół – Partia. Spodziewałeś się tego?

- Absolutnie nie. Pierwotnie Komety miały być zespołem tylko na jedną płytę. Dlatego została nagrana pod nazwą Komety a nie Partia. Nie sądziłem wtedy, że powstanie druga płyta Komet, a co dopiero siódma. (śmiech)

- Co sprawiło zatem, że przetrwaliście tyle lat bez jakichś spektakularnych sukcesów komercyjnych?

- Przetrwaliśmy z przekory. Im bardziej decydenci nas ignorowali, tym bardziej zachęcało nas to do działania. To ich obojętność stworzyła te wszystkie płyty. (śmiech)

- Większość kapel rozpada się po zetknięciu z trudnościami.

- To prawda: wiele moich ulubionych polskich zespołów zakończyło działalność z frustracji. Z nami całe szczęście nie było aż tak źle, aczkolwiek zawsze czerpaliśmy energię właśnie z przeciwności losu, które napotykaliśmy.

- Przez te dwanaście lat kilka razy poważnie zmienił się jednak skład zespołu. Jesteś trudnym liderem?

- Być może tak. Muzycy, którym podziękowałem za współpracę na pewno tak uważają. Dla mnie bardzo ważna jest bowiem szczerość wobec siebie – i wiele rzeczy z tego wynika. Niektóre zespoły, świadome tego, że dana formuła się sprawdziła, powtarzają ją potem w nieskończoność, choć mentalnie są już w zupełnie innym miejscu. To jednak nie w naszym stylu. Podobnie jest ze składem. Zawsze chcę grać z osobami, którzy myślą podobnie do mnie i chcą czegoś podobnego. Jeśli nie ma porozumienia – to musimy się rozstać. Ustawiam więc wysoko poprzeczkę, ale przede wszystkim sobie. Nie każdemu jednak to odpowiada.

- Od zawsze mówi się, że Komety to Twój projekt. Nie dopuszczasz innych muzyków do tworzenia?

- Ta nowa płyta jest dowodem, że tak nie jest. Co ciekawe – już od pierwszej płyty Partii namawiałem kolegów, żeby przynosili własne kompozycje. Niestety – nigdy z tego nic nie wychodziło. Na najnowszej płycie jest parę kompozycji naszego basisty – i między innymi to różni „Paso Fino” od poprzednich albumów Komet. Na wcześniejszych płytach też mogłoby tak być, gdyby poprzedni muzycy mieli równie dobre pomysły

- Większość zespołów rockowych objawia pełnię swego talentu na pierwszych dwóch płytach. U Was jest całkowicie odwrotnie – im dłużej działacie, tym lepsze płyty nagrywacie.

- To faktycznie rzadkie. Jest niewielu wykonawców, o których można to powiedzieć. Oczywiście, każdy o tym marzy. Podejrzewam, że zespoły, które osiągnęły swój szczyt na debiutanckiej płycie, nie są z tego powodu zadowolone. Cieszę się, że nas to ominęło. To nie są jednak rzeczy, które można w jakikolwiek sposób zaplanować. Kreatywność Komet nie jest nawet naszą zasługą. To się dzieje samo.

- Kiedy rozmawialiśmy przy okazji poprzedniej płyty Komet, mówiłeś, że zaczęły Cię inspirować polskie garażowe grupy z lat 60., które właściwie nie pozostawiły po sobie żadnych nagrań. Dotarłeś do jakichś archiwów?

- Tak. Udało mi się. Co ciekawe – okazało się, że zespoły te wiele łączy z Kometami. Grając w swoich czasach, też nie były powszechnie akceptowane. Zacząłem więc odczuwać pewną więź duchową między nimi a nami. Mamy podobny stan umysłu. I echa mojej miłości do ich muzyki słychać na „Paso Fino”. Nie są to jednak próby naśladowania tamtych wykonawców.

- Nowa płyta przynosi jednak też odmienne brzmienia: jest tutaj funk, psychodelia, indie-pop. Co łączy te wszystkie elementy Wasze układanki muzycznej?

- Coś, co nazywamy po prostu stylem Komet. Kiedy ktoś słucha naszych nagrań, od razu będzie wiedział, że to my - tak jak matka, która jest w stanie rozpoznać swoje dziecko wśród wielu innych dzieci (śmiech). Decyduje o tym pewien ukryty w naszych nagraniach element. Ja go nawet nie słyszę i nie potrafię go nazwać. W ciągu tych wszystkich lat poruszaliśmy się po różnych gatunkach muzycznych, ale twórczość Komet ma zawsze odrębny charakter.

- W kilku utworach na „Paso Fino” pojawiają się nietypowe dla Was instrumenty: smyczki, dęciaki czy melotron. Skąd taki pomysł?

- Już na „Luminalu” zrobiliśmy krok w tę stronę. Takie pomysły wynikają przede wszystkim z fascynacji muzyką filmową. W czasach Partii i pierwszych płyt Komet nagrywaliśmy w nerwowej atmosferze, musieliśmy oszczędnie gospodarować czasem i pieniędzmi. Od paru lat mamy wreszcie nieograniczony czas w studio i co za tym idzie - większy komfort pracy. Stąd takie brzmienia na „Paso Fino”.

- Trudno uzyskać dzisiaj w studiu takie oldskulowe brzmienie w stylu lat 50. czy 60.?

- To efekt pracy trzyosobowego teamu, do którego należę ja i realizatorzy. Magda i Robert Srzedniccy są małżeństwem – i taka para inżynierów studyjnych jest ewenementem chyba na skalę światową. Od początku dobrze się z nimi rozumiem. Kiedy nagrywaliśmy jakieś pojedyncze piosenki z innymi ludźmi, zawsze sobie powtarzałem potem: „Nigdy więcej”. Bardzo dużo poświęcamy na aranżacje, sporo eksperymentujemy. Słuchając ostatecznej wersji płyty słyszysz tylko to, co przeszło przez kolaudację, ale nagrywamy dużo śladów, których nie wykorzystujemy. Ten proces pracy nad płytą jest więc bardzo długi, nagrania „Paso Fino” trwały cały rok z przerwami.

- Album otwiera utwór „Bal nadziei”, który wyróżnia się z Twojej twórczości testowej tym, że ma w sobie więcej optymizmu.

- Tego elementu nikt nigdy wcześniej nie zauważał w naszej twórczości. To mnie trochę dziwiło, bo zawsze wydawało mi się, że w moich piosenkach można jednak odnaleźć pewną nutę optymizmu. Ale chyba nikt oprócz mnie tego nie wyczuwał. (śmiech) Postanowiłem więc tym razem bardziej wprost dać naszym słuchaczom trochę tak wszystkim potrzebnej nadziei.

- To znaczy, że w Twoim życiu uczuciowym dzieje się teraz lepiej?

- Tak! Pojawiła się nadzieją. I podzieliłem się nią z resztą świata. (śmiech)

- Ale drugi utwór miażdży już samym tytułem: „Sparaliżowana od pasa w dół”.

- To nie znaczy, że w tej piosence nie ma nadziei. Opisałem w dwie osoby: osobę niepełnosprawna i osobę sprawną. Chciałem skontrastować ich światy. Ale pokazuję możliwość komunikacji między ludźmi. Ja zawsze żyję ze świadomością kruchości naszego zdrowia i życia, dlatego nie unikam poruszania takich tematów w swoich piosenkach.

- No właśnie: mnie najbardziej zaskoczył utwór „Nerwica natręctw”, bo sam zmagam się od wielu lat z tym schorzeniem. Ale nigdy wcześniej nie słyszałem o nim piosenki!

- Ze spotkań po koncertach i listów często dowiaduję się od naszych fanów, że wielokrotnie podejmowałem jakiś temat, który komuś był bardzo bliski, a przez inne zespoły był wcześniej zawsze pomijany. I te osoby czują się przez to wyróżnione i zrozumiane. Sam tego też doświadczałem, kiedy okazywało się, że mój ulubiony zespół zaśpiewał o czymś, co było mi wyjątkowo bliskie. Czułem wtedy, że ta piosenka jest napisana specjalnie dla mnie.

- W tym przypadku też pisałeś o sobie?

- Oczywiście, otarłem się o nerwicę natręctw, ale całe szczęście nie była to ekstremalna postać tej choroby, uniemożliwiająca mi normalne życie. Moje doświadczenia uprawniały mnie jednak do stworzenia takiej piosenki.

- Wielu krytyków zawsze podkreśla „warszawskość” Twoich tekstów. Tym razem chyba nieco mniej to słychać w nowych piosenkach.

- To jest pewne uproszczenie. Podobnie jak to, że moje piosenki są zawsze o miłości. To przede wszystkim dziennikarze potrzebują takich schematów.

- Kilka miesięcy temu śpiewałeś z Muńkiem z T.Love na koncercie z okazji jego 50. urodzin. Chciałbyś, aby Komety odniosły kiedyś taki sukces, jak jego zespół?

- To jest niemożliwe. Z nasza twórczością, w takiej formie, w jakiej ona obecnie istnieje, nie można trafić do mas. Oczywiście, potrzebowałem kilku lat obserwacji i doświadczeń, żeby dojść do takiego wniosku. Nasz muzyka nie jest tworzona dla wszystkich, tylko dla tych, którzy mieli podobne doświadczenia do moich. Mamy też odmienny stan umysłu – co dyskwalifikuje nas jako zespół masowy. Ale mnie odpowiada to miejsce, w którym jesteśmy.

- Czyli nie jesteś sfrustrowany?

- Nie. Co więcej – popularni muzycy w prywatnych rozmowach ze mną często podkreślają, że to oni nam zazdroszczą wolności, szacunku publiczności i wypracowanej pozycji. Cóż - życie bywa przewrotne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski