Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Enklawa bez agresji

Redakcja
Akcja była przeprowadzona tak sprawnie, że znaczna część z blisko 20-tysięcznej publiczności nie zdążyła jeszcze opuścić trybun. Pośpiech był związany z restrykcjami wprowadzonymi przez dowództwo państw NATO po ostatnich wojnach na Bałkanach. Wyczarterowany przez krakowian samolot "Antonow" 24 musiał opuścić strefę powietrzną nad Sarajewem najpóźniej o godzinie 23. Gdy znaleźliśmy się na lotnisku o 22.43, wiele wskazywało na to, że plan szybkiej ewakuacji się powiedzie. Kontrola ponad 30 paszportów i tylu sztuk bagażu została przeprowadzona w niespełna 10 minut! O 22.55 niemal wszyscy siedzieli już w samolocie. Niemal, bo okazało się, że w pośpiechu wydano jedną kartę pokładową za mało. Padło na kierownika drużyny Marka Koniecznego. Z kłopotu wybawił go Radosław Kałużny, odstępując swój "bilet". Zapewne nie spodziewał się, że na jego drodze do samolotu stanie nieprzejednana niewiasta. Urzędniczka miejscowych służb lotniskowych za nic miała tłumaczenia Kałużnego i jego kolegów. - Księżniczko, nie przeszkadzaj nam - próbował łagodnej perswazji Kamil Kosowski, ale kobieta chyba nie zrozumiała ani słowa. Kałużny zdawał sie nie przejmować. - Trudno, będę wracał autobusem z "kibolami" - dowcipkował.

Korespondencja "Dziennika" z Sarajewa

 To był szalony wyścig z czasem. Jeśli ktoś kiedykolwiek powiedział, że piłkarze krakowskiej Wisły są za wolni, popełnił duży błąd! - Jeśli zobaczycie masażystę, to znaczy, że są już wszyscy, on zawsze wychodzi ostatni - mówił w czwartkowy wieczór pod Stadionem Olimpijskim w Sarajewie wiceprezes SSA Zdzisław Kapka. Mecz rundy wstępnej Pucharu UEFA z Żeljeznicarem zakończył się o godzinie 22.07, a już o 22.26 cała 25-osobowa ekipa (plus kilku dziennikarzy) znajdowała się w autobusie zmierzającym za policyjnym motocyklem na lotnisko.
 Wyglądało to już na złośliwość losu. Przecież ten sam piłkarz Wisły zaledwie godzinę wcześniej został usunięty z boiska przez sędziego! I teraz znów na aucie.
 Czas upływał, dawno minęła 23, a "księżniczka" była nieugięta. Sytuacja stawała się poważna, rosyjska załoga samolotu traciła nadzieję, że w ogóle będzie można wystartować. Wreszcie o 23.15 udało się przekonać bośniacką obsługę, że pozostawianie kogokolwiek z krakowskiej drużyny w Sarajewie mija się z celem. Wystartowaliśmy, choć z powodu opóźnienia antonow nie mógł polecieć do Pyrzowic najkrótszą trasą, bo ten korytarz powietrzny został już zamknięty.

Nadwrażliwość Kałużnego

 Wyprawa do Sarajewa miała więc happy end. To określenie dotyczy także tego, co działo się na boisku. 0-0 to najgorszy z remisów - mówił tuż po zakończeniu meczu trener Orest Lenczyk, lecz z biegiem czasu w ekipie rosło zadowolenie z osiągniętego rezultatu. Gdy z piłkarzy opadło zmęczenie, a na nogach niektórych z nich pojawił się lód (Żurawski, Frankowski, Kałużny) samolot zatrząsł się od wybuchów śmiechu. Kontent był także Lenczyk, który przecież podtrzymał passę - od czasu, gdy 23 czerwca przejął drużynę, Wisła ani razu nie przegrała (pięć sparingów, trzy mecze ligowe i jeden pucharowy).
 Spotkanie w Sarajewie było dla jego zespołu szczególnym egzaminem, gdyż krakowianie nie grali w europejskich pucharach od blisko dwóch lat. Po raz ostatni wystąpili jesienią 1998 roku w Parmie (przegrywając 1-2). W sezonie 1998/99, mimo zdobycia mistrzostwa kraju, musieli odpokutować za incydent z nożem rzuconym w Dino Baggio. Jak pamiętamy, karę poniósł także odsunięty od jednego meczu Ryszard Czerwiec. Nie zagrał w Parmie, mógł już wystąpić w Sarajewie.
 Czy pamięć tamtych wydarzeń podziałała na niego paraliżująco? Najbardziej doświadczony z zawodników Wisły sprawiał wrażenie przytłoczonego gorącą atmosferą położonego wśród gór Stadionu Olimpijskiego. Tracił piłkę, wdając się w pojedynki jeden na jeden, często grał zbyt cofnięty, wypuszczając do przodu Nicińskiego i Kałużnego, którzy mieli zadania przede wszystkim defensywne. Druga linia wiślacka nie przeprowadzała akcji skrzydłami. Wprowadzenie za Czerwca Moskalewicza okazało się bardzo korzystne w kontekście uporządkowania gry i utrzymania bezbramkowego remisu. Jednak nie przesądzajmy, że lepiej by się stało, gdyby to Moskalewicz zagrał od pierwszych minut. Przecież i Frankowski, i Żurawski mieli po jednej bardzo dobrej okazji do zdobycia gola wówczas, gdy na boisku był Czerwiec. Można więc nieco rozgrzeszyć pomocników, skoro - za wyjątkiem kilku minut w pierwszej połowie - udało się uniknąć oblężenia przez sarajewskie siły.
 Oczywiście, najlepiej w stolicy Bośni i Hercegowiny zagrała obrona, czyli bramkarz Artur Sarnat oraz Arkadiusz Głowacki, Kazimierz Moskal, Marcin Baszczyński. Dwaj pierwsi byli bezbłędni, na dodatek Głowacki fantastycznie uderzył z rzutu wolnego. Moskal popełnił tylko jeden poważny błąd, gdy poślizgnął się na nierównej murawie. Baszczyński, którego Lenczyk ceni za uniwersalność w tej formacji, nie zawiódł z lewej strony.
 Czekając na piłkarzy po meczu, Zdzisław Kapka zastanawiał się, co by się stało, gdyby Kałużny zdołał utrzymać nerwy na wodzy po drugim faulu Żerića. Nikt nie wie, czy gdyby krakowianin pozostał, zwijając się z bólu na ziemi, sędzia Franz Vack ukarałby zawodnika Żeljeznicara drugą żółtą kartką, a w konsekwencji czerwoną. Ponieważ Kałużny zerwał się, by wyjaśnić Żerićowi niewłaściwość jego postępku, arbiter z Niemiec obu wyrzucił z boiska. Lenczyk nie potępiał Kałużnego, tłumacząc, że być może jest nadwrażliwy, obawiając się o nie do końca wyleczoną nogę.
 Skończyło się dobrze dla Wisły, gdyż sarajewscy snajperzy nie okazali się tak groźni, jak przypuszczano. Najlepszy z napastników Żeljeznicara, Muratović, najbardziej zagroził bramce Sarnata po błędzie Marka Zająca przy linii bocznej i dośrodkowaniu Muharemovića w 60 minucie. W pierwszej połowie miał idealną okazję, uderzając piłkę głową, lecz chybił. Gospodarze starali się grać szybko, z klepki, lecz ich podania często nie znajdowały adresatów. Zaskoczeniem dla wszystkich, łącznie z trenerami Lenczykiem oraz Andrzejem Iwanem, który obserował wcześniej Żeljeznicar, było wystawienie Admira Adżema. Ten już 27-letni piłkarz nie figurował w żadnym zestawieniu szerokiej kadry zespołu, nie występował w pierwszym w tym sezonie ligowym spotkaniu Żeljeznicara, a w czwartek zagrał cały mecz.

Potęga sportu

 Nie mniejszą niespodzianką dla nas było zachowanie miejscowej publiczności. Na co dzień odwiedzają obiekt w innej części miasta, Grbavićy. Stadion "Kolejarza" mieści najwyżej 15 tysięcy osób, jest zaniedbany i nie spełnia wymogów bezpieczeństwa UEFA. Ale ponieważ jest bardziej kameralny, a trybuny (na których położono tory i ustawiono starą lokomotywę) są blisko murawy, fani są tam 12 graczem gospodarzy.
 Mieszczący 38 tysięcy osób Stadion Olimpijski Kosevo wypełnił się w połowie, ale i to wystarczyło, by zobaczyć potęgę dopingu miejscowych kibiców. Tuż przed meczem przez trybunę na wirażu przewędrowała ogromnych rozmiarów flaga Żeljeznicara, a przez całe spotkanie fani w różnym wieku podnosili wrzawę, jakiej nie sposób usłyszeć na polskich obiektach. Przy tym nie przejawiali agresji w stosunku do kilkudziesięcioosobowej grupki z Polski i naszych żołnierzy z sił pokojowych, którzy także zasiedli na trybunach.
 Symptomatyczne jest to, że zniszczony w czasie ostatniej wojny obiekt, na którym otwierano Zimowe Igrzyska Olimpijskie w 1984 roku, został odnowiony jako jeden z pierwszych w Sarajewie. Zakończono także generalny remont położonej obok hali Zetra, w której odbyła się ceremonia zamknięcia olimpiady. To jedyne olimpijskie obiekty, które pozostały mieszkańcom Bośni i Hercegowiny.
 Wizyta na stadionie Kosevo była niezwykłym przeżyciem, gdyż zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej, w miejscu gdzie parę lat temu istniało boczne boisko, stoją setki białych nagrobków ludzi pochowanych tu w latach 1995-96. Gdy w czwartek wieczorem zapadł zmrok i włączono jupitery, mieszkańcy Sarajewa na dwie godziny zapomnieli o koszmarze. Sport stał się dla nich enklawą, do której przemoc nie ma wstępu.
 _- Zdając na Akademię Wychowania Fizycznego napisałem pracę, w której zawarłem takie zdanie: "Sport jest największym ruchem społecznym na świecie". Ci, którzy myślą o rozwoju społeczeństw zdają sobie sprawę, że zebranie co dwa tygodnie kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tysięcy ludzi, niezwykle integruje. Mówi się różne rzeczy na temat dzieci i młodzieży bośniackiej. To, co pokazali w ten wieczór na stadionie było wspaniałe -_ powiedział trener Orest Lenczyk.

KRZYSZTOF KAWA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski