MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Entuzjasta świata

Redakcja
- Pochodzę z rodziny, która pasjonowała się turystyką - mówi dr Artur Gerhardt Fot. Anna Kaczmarz
- Pochodzę z rodziny, która pasjonowała się turystyką - mówi dr Artur Gerhardt Fot. Anna Kaczmarz
Starość można odroczyć. Dr Artur Gerhardt, 90-letni przewodnik turystyczny, jest tego najlepszym przykładem. Starszy, elegancki mężczyzna imponuje kondycją i pamięcią. Zdobyte góry, poznane kraje i przyjaźnie zawarte w podróżach, tworzą jego niezbywalny kapitał młodości.

- Pochodzę z rodziny, która pasjonowała się turystyką - mówi dr Artur Gerhardt Fot. Anna Kaczmarz

Lato, 1926 rok

- Pochodzę z rodziny, która pasjonowała się turystyką i krajoznawstwem. Chodziłem po górach__z moją matką i znacznie ode mnie starszym rodzeństwem - zaczyna swoją opowieść dr Artur Gerhardt.
W Zarytem koło Rabki wakacje spędzają: 8-letni Artur Gerhardt z rodzicami i rodzeństwem. Mieszkają w drewnianej willi, ostatniej na szlaku prowadzącym na Luboń Wielki. Na szczycie tej góry, wznoszącej się 1022 metry nad poziomem morza nie ma jeszcze schroniska. Jego budowa rozpocznie się za kilka lat. To nie przeszkadza jednak Arturowi wspinać się na Luboń, tak często, jak tylko rodzice na to pozwalają. - Była to jedna z pierwszych gór, jakie zdobyłem - wspomina.
Dwa lata później, rodzina Gerhardtów wyjeżdża na wakacje do Krościenka w dolinie Dunajca. Najstarszy z rodzeństwa - Andrzej, planuje wypad na Trzy Korony, Górę Zamkową, następnie przez pasmo Pieninek i Sokolnicę. - Brat obawiał się, czy uda nam się przejść tak długą trasę w ciągu dnia i czy pogoda się nie zmieni, więc strasznie nas poganiał. Pamiętam, że byłem wyczerpany - opowiada pan Artur.
Później, jako uczeń Gimnazjum im. Bartłomieja Nowodworskiego, Artur wyjeżdża na wędrówki z Drużyną Harcerską im. Tadeusza Rejtana. Trzytygodniowy obóz w Jeleśnej pamięta głównie z powodu dwóch gór - Pilska i Romanki. Kolejne wakacje spędza w Choroszowej nad Dniestrem, skąd organizują wypady do Zaleszczyk oraz na zamek w Chocimiu.

Okupacja niemiecka, Kraków

Artur, student Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego do wybuchu wojny zalicza trzy lata studiów. Podczas okupacji uczęszcza na tajne komplety. Sytuacja uniemożliwia kolejne wypady w góry. Od trudnej rzeczywistości myślami ucieka, organizując niedzielne wypady poza Kraków. Rowerem lub pieszo przemierza Jurę Krakowsko-Częstochowską: Bolechowice, Karniowice, Mydlnicę, Zelków. Dyplom magistra prawa uzyskuje w 1945 roku, tuż po wojnie. Doktorat pisze kilka lat później z historii prawa - jego drugiej pasji.

Legitymacja 0003

Po wojnie dr Artur Gerhardt pracuje w Biurze Projektów Przemysłu Nieorganicznego "Biprokwas" w Krakowie. Chwile wolne znów poświęca turystyce. Przy swoim zakładzie pracy otwiera Koło PTTK nr 3. W 1953 roku jest kierownikiem I Rajdu Górskiego Zarządu Okręgu PTTK. - To był rajd gwiaździsty, uczestnicy zjeżdżali się z Krakowa i okolic. Trwał półtora dnia, rozpoczynał się w sobotę po pracy i kończył w niedzielę w Jeleśnej-Mutnej. Brało w nim udział 300 osób - wspomina.
Rok później otrzymuje uprawnienia przewodnika PTTK na Tatry i Beskidy. Jego legitymacja nosi unikatowy numer 0003. - Autobusy nie były wtedy powszechne, więc organizowaliśmy niedzielne wycieczki kolejowe. Korzystaliśmy z biletów turystycznych, które miały specjalne zniżki. Były one ważne tylko na kilku stacjach: Kalwaria, Stronie, Stryszów, Zembrzyce, Sucha i Maków. Docieraliśmy do konkretnej stacji, zdobywaliśmy zaplanowaną górę i wracaliśmy jeszcze tego samego dnia do Krakowa, bo w poniedziałek trzeba było iść do pracy. Na te wycieczki jeździli inżynierowie, technicy, czasami z rodzinami - opowiada przewodnik.

Z wizytą u kapitalistów

Ciekawość świata pcha pana Artura coraz dalej. Pod koniec lat 60. zdobywa uprawnienia pilota wycieczek zagranicznych w trzech językach: angielskim, niemiecki i francuskim. - Wyjeżdżałem bardzo często do NRD, na Węgry i do Bułgarii. Warszawskie Biuro Turystyki Zagranicznej miało zasadniczo kontakty tylko z państwami demokracji ludowej. Na miejscu przyjmował nas przewodnik, a ja jako pilot polskiej wycieczki byłem tłumaczem. Raz tylko wyjechaliśmy do kraju kapitalistycznego i zwiedziliśmy Kopenhagę - przypomina sobie.
Powoli rezygnuje z wędrówek po wysokich górach. - Tatry są dla młodych ludzi. Lekarz mi powiedział: "Niech pan uważa". Zalecił, żeby po przyjeździe w Tatry, dwa dni się aklimatyzować. Ale kiedy ja miałem na to czas, skoro wycieczki trwały dzień lub najwyżej półtora dnia? Z tego powodu postanowiłem w 1970 roku zrobić uprawnienia przewodnika terenowego - wyjaśnia. - A potem, już na końcu w 1977 roku ukończyłem kurs przewodnika miejskiego. Widzi pani, z biegiem wieku człowiek schodzi coraz niżej - uśmiecha się pan Artur.
Pracę zaliczeniową na uprawnienia przewodnickie, ówczesnej pierwszej klasy, postanowił napisać na temat związków rodziny Wodzickich z Krakowem. Pamięta, że komisja nie chciała się zgodzić, bo była to rodzina hrabiowska. W końcu udało się i w efekcie praca została wydana przez Towarzystwo Miłośników Historii i Zabytków Miasta Krakowa jako książka "Rodzina Wodzickich w XVIII i XIX wieku w Krakowie".
Po rodzinnym mieście często oprowadza zagraniczne wycieczki. Pokazuje im miasto w pigułce: Wawel, kościół Mariacki, mury miejskie, Bramę Floriańską i Drogę Królewską. Bardziej zainteresowanych zabiera do Podgórza i na Kazimierz. Rzadko miewa z obcokrajowcami kłopoty. - Pewnego razu dostałem grupę węgierską z adnotacją, że mam ich oprowadzać po niemiecku. Okazało się, że zaszło jakieś nieporozumienie, bo ich pilotka znała tylko język francuski. Cóż, trzeba się przyznać, że mimo posiadanych uprawnień na francuski, nie znałem wymaganych 70 słówek opisujących style architektoniczne. Jakoś nigdy nie mogłem ich się nauczyć. Byłem kompletnie nieprzygotowany, ale w rezultacie jakoś się dogadaliśmy. To była bardzo miła grupa - wspomina.

Ciągle aktywny

Pan Artur na emeryturze jest już od ponad dwudziestu lat. Wciąż podróżuje. Ostatnio trzy tygodnie spędził na Litwie, podążając szlakiem miejsc związanych ze szwedzkim najazdem na Polskę w XVII wieku. Odwiedził wszystkie miejscowości, o których wspomina Henryk Sienkiewicz w "Potopie": Lubicz, Mitruny, Kiejdany, Birże, Tarłogi, Patunele i Upite.
Jako honorowy członek Oddziału Krakowskiego PTTK uczestniczy w szkoleniach kandydatów na przewodników. W ramach niedzielnej akcji "Zdobywamy odznakę przyjaciela miasta Krakowa" prowadził grupy jeszcze w ubiegłym roku.
2 października, w Centralnym Ośrodku Turystyki Górskiej PTTK odbył się uroczysty benefis 55-lecia działalności przewodnickiej dr. Artura Gerhardta połączony ze świętowaniem jego 90. urodzin. Według jubilata najskuteczniejszą receptą na sprawność do późnych lat jest kombinacja trzech rzeczy: aktywności fizycznej, umysłowej i towarzyskiej. - Samotność potęguje starość - zauważa pan Artur. Wycieczki, spacery, czytanie książek, rozwiązywanie krzyżówek i szarad oraz czynny udział w życiu społecznym - to sprawia, że mimo upływu lat wciąż czuje się młodo.
NATALIA ADAMSKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski