Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Epidemia eboli zbliża się do polskich misji w Afryce

Piotr Subik
Polscy misjonarze nadzorują działalność 21 szkół w Sierra Leone. Z powodu zagrożenia epidemią wszystkie są zamknięte
Polscy misjonarze nadzorują działalność 21 szkół w Sierra Leone. Z powodu zagrożenia epidemią wszystkie są zamknięte FOT. MISJA KAMBIA
Kościół. Pierwsze przypadki zakażenia śmiercionośnym wirusem zanotowano w dystrykcie Kambia w Sierra Leone, gdzie pracują misjonarze z Polski. Choroba dotąd oszczędza ich podopiecznych, ale zmusiła do zamknięcia szkół i wpłynęła na liturgię podczas nabożeństw.

– Kiedy ostatnio wyjeżdżałam z Sierra Leone, najtrudniejsze było dla mnie pożegnać się ze wszystkimi jedynie słowami. Bez podania ręki, uścisku – mówi wzruszona Katarzyna Wróblewska, świecka misjonarka z Warszawy, która niedawno wróciła do Polski z Afryki Zachodniej.

W jej afrykańskiej parafii w Kambii nie było dotąd przypadków zarażenia wirusem ebola. Pojawiły się one jednak w innych rejonach tego samego dystryktu. Wprowadzono więc tam obostrzenia takie, jak we wszystkich miejscach, w których śmiertelny wirus zabija – w Liberii, Nigerii, Gwinei i właśnie Sierra Leone. Oznacza to m.in. ograniczenie podróży do tych koniecznych i obowiązek poddania się kontroli temperatury ciała na lotniskach czy przy wjeździe lub wyjeździe z miast.

Z powodu obostrzeń szkoły prowadzone przez naszych misjonarzy są zamknięte. I nie wiadomo, kiedy znowu pojawią się w nich uczniowie.

Na rogatkach miast nakazuje się też mycie rąk w wodzie z chlorem. To samo uczynić trzeba przed wejściem do kościoła. Decyzją episkopatu podczas mszy świętych nie można ściskać sobie dłoni na znak pokoju. Hostię podczas sakramentu komunii podaje się na rękę, a nie do ust.

– Podobnie jak wszyscy mieszkańcy kraju, my też staramy się unikać jakichkolwiek kontaktów związanych z dotykaniem innych osób. Ale to obce kulturze afrykańskiej, gdzie dotyk ma niesamowicie wiele znaczeń i wyraża wiele emocji – zwraca uwagę ksiądz Jacek Pie­lak, misjonarz z diecezji warszawsko-praskiej, który od 2011 r. przebywa w Kambii.

Misjonarze zaangażowali się w namawianie wiernych do większej troski o higienę, a w kościele odmawiane są modlitwy o uwolnienie kraju od epidemii.

Z danych Episkopatu Polski wynika, że w Nigerii i Sierra Leone przebywa siedmioro polskich misjonarzy. To siostry zakonne, zakonnicy i księża diecezjalni m.in. z Warszawy, Opola i Wrocławia. Natomiast nie ma polskich misjonarzy w Liberii i w Gwinei.

Polscy misjonarze z parafii św. Augustyna w Kambii, na północo-zachodzie Sierra Leone, udostępnili opuszczony ośrodek dla niepełnosprawnych na szpital dla osób z podejrzeniem zakażenia wirusem ebola. Ale sami nie opiekują się chorymi. – Wśród parafian nie ma zarażonych – mówi ks. Jacek Pielak.

Ośrodek należy do misji katolickiej, ale stał pusty. Teraz na 21-dniową kwarantannę trafiają do niego ci, u których podejrzewa się gorączkę krwotoczną. Kilka dni temu w okolicach Kambii pojawiły się pojedyncze przypadki zachorowań. Wcześniej teren ten uchodził za wolny od śmiertelnej choroby.

Zagrożenie ebolą sparaliżowało Sierra Leone. Po wakacjach, które skończyły się w połowie września, nie otwarto szkół. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, kiedy rozpoczną się w nich lekcje. Nie odbył się egzamin po zakończeniu gimnazjum, więc pod znakiem zapytania stoi również stworzenie klas pierwszych w szkołach średnich. A to głównie pracą w placówkach oświatowych zajmują się misjonarze z Polski.

Ograniczono też podróże po Sier­ra Leone. – Każdy stara się unikać jeżdżenia do dużych miast i do położonych w buszu wiosek. Niektóre miasta są nawet za­mknięte ze względu na dużą liczbę zachorowań – tłumaczy ks. Robert Gut, misjonarz z diecezji warszawsko-praskiej, który od pół­tora roku przebywa w Sier­ra Leone.

– Problem eboli dotyczy każdego mieszkańca tego kraju. Odizolowywane są kolejne miasta, obowiązuje godzina policyjna. W górę poszły ceny. Ale ryzyko zachorowań wśród misjonarzy, którzy nie pracują w szpitalach jest praktycznie znikome – zauważa Katarzyna Wróblewska, świecka misjonarka z Warszawy, która w sierpniu wróciła do Polski z Kambii.

Podobnie sytuacja wygląda w innych polskich misjach w zachodniej Afryce. – Nie mamy bezpośredniej styczności z wirusem ebola – informuje s.a Anna Daszkowska, klare­tynka, która od kwietnia 2009 pracuje w Owerrii w Nigerii.

Ks. Piotr Wojnarowski, salezjanin, który od ponad dekady prowadzi centrum młodzieżowe, oratorium i szkołę w Ash­aiman w Ghanie (leży pomiędzy terytoriami, na których występuje obecnie ebola), za­uważa problem, który misjom sprawić mogą idące w świat uogólnienia dotyczące epidemii na Czarnym Lądzie.

– Media na Zachodzie wrzuciły wszystkie kraje Afryki Zachodniej do jednego worka. Mieliśmy wolontariuszkę, która zrezygnowała z przyjazdu do Ghany właśnie ze względu na ebolę. A wirusa u nas nie ma – podkreśla ks. Piotr.

Przed wyjazdem każdy misjonarz może odbyć kurs w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie. Tam prowadzone są wykłady m.in. z medycyny tropikalnej. Ale dotychczas nie mówiło się na nich o epidemii eboli, raczej o cholerze. – Po przyjeździe na miejsce radzenia sobie z zagrożeniem chorobami uczy nas samo życie – rozmowy ze starszymi misjonarzami z różnych krajów, lekarzami, miejscowymi ludźmi – opowiada ks. Jacek Pielak.

W Kambii doszło już do tragedii spowodowanej chorobą tropikalną – w 2011 r. wskutek powikłań po malarii zmarł misjonarz ks. Andrzej Dudzik.

Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych informuje, że z powodu zagrożenia ebolą z Afryki nie ewakuowano dotychczas żadnego Polaka. Z danych naszej dyplomacji wynika, że najwięcej przebywa ich w Nigerii – około 200, w tym troje misjonarzy i czworo członków misji pokojowej ONZ. Łącznie kilkunastu naszych rodaków – wedle szacunków – może mieszkać na stałe w Gwinei, Sierra Leone i Liberii.

GORĄCZKA, WYMIOTY, KRWAWIENIA, A POTEM ŚMIERĆ

- Pierwsze objawy eboli przypominają grypę – są to: wysoka temperatura (38,5 st. C), bóle mięśni, biegunka, wymioty, bóle brzucha, klatki piersiowej oraz głowy, wysypka. Później dochodzi do obfitych krwawień z jam ciała i krwotoków wewnętrznych. Chory traci przytomność. Wirus ebola po raz pierwszy odnotowano w 1976 r. w Zairze i Sudanie.

- Według Światowej Organizacji Zdrowia szerząca się od kilku miesięcy w zachodniej Afryce epidemia zabiła już prawie 3 tys. osób na 6,5 tys. osób zakażonych. Największy problem wirus stanowi w Liberii, gdzie panuje obyczaj dotykania ciał zmarłych podczas ceremonii pogrzebowych. A choroba przenosi się m.in. przez kontakt z krwią.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski