Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Epitafium dla Olsena (2)

Opr. (MAT)
Fot. archiwum autorki
Czytelnicy piszą o swoich kotach. Plewiłam grządkę, która wyglądem przypominała raczej busz afrykański. Gdzie, do cholery, podziała się ta marchewka? Przecież sama osobiście ją tu wysiałam! Po wyskubaniu do gołej ziemi sporej powierzchni, zauważyłam wątły, rachityczny, zielony rządek, który jakby wstydził się teraz swojej nagości. Ależ to robota!

Słońce przygrzewało coraz mocniej. Kucałam w tych grządkach już chyba ze dwie godziny. Za godzinę w pracy dostaję około dwudziestu złotych, to razy dwie godziny byłoby czterdzieści. W kiosku na osiedlu kilogram marchwi kosztuje złotówkę, to byłoby czterdzieści kilogramów! Przyglądałam się sceptycznie zielonym natkom, które teraz delikatnie przewietrzał wiatr. Ile marchewki wyrośnie z tego kawałka? Straciłam jakoś chęć do pracy. - Chyba pójdę do Kuźni i zrobię sobie kawę - postanowiłam.

Stałam cicho na progu patrząc na przewrócony koszyk. A gdzie kotlety? Woreczek z dwoma kotletami leżał w niewielkiej odległości od koszyka, dalej leżała pusta aluminiowa folia, jak skorupa rozbitego jajka. Na prawo od niej mały, śliczny kotek ( jak z bajek na „Dobranoc” ), męczył się z połową potężnego kotleta. Zdecydowanie był dla niego za duży! Spostrzegł mnie i natychmiast smyrgnął pod szafę. Postawiłam przewrócony koszyk, zebrałam rozrzucone produkty, podniosłam nadjedzoną połowę kotleta. Noo... jak na takiego małego kota, to spisał się nieźle. Musiał przecież ten koszyk przewrócić, (a biorąc pod uwagę małą wagę zwierzęcia nie było to łatwe), dostać się do środka, „zdjąć” folię... Nie... no... należy mu się ta druga połowa w nagrodę. Kucnęłam, wyciągnęłam rękę z kotletem w kierunku szafy i zawołałam: „Kici, kici’’. Ostrożnie wysunął głowę. W przekornych kocich oczach odbijał się absolutny brak decyzji, zawieszonej jakby na ostrzu: „Iść do przodu, czy może cofnąć się w kryjówkę?’’.

Położyłam kotlet na progu, jak najdalej od szafy, usiadłam przed wejściem na trawie i czekałam. Posuwał się bardzo powoli na zgiętych łapkach, ocierając brzuszkiem o podłogę, patrząc na przemian raz na mnie, raz na kotlet. Ostatniego pół metra jednak nie wytrzymał, „zdjął” ze mnie wzrok i... rzucił się na mięso. Jadł łapczywie, ale nie przestawał być czujny, co chwilę z ukosa na mnie zerkał. Starałam się nie wykonywać żadnych ruchów. Myślałam tylko, czy ten kotlet mu nie zaszkodzi? Może to za dużo mięsa na jeden raz dla takiego kota, co z powodzeniem zmieściłby się na mojej dłoni. (cdn.)
Dorota Lorenowicz

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Jak wygląda praca weterynarza?

Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski