Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Erozja niemieckiej solidności

Liliana Sonik
Cały ten zgiełk. Czy nam się to podoba, czy nie, kraje - ba, same ich nazwy - są „markami”. Jeszcze pół wieku temu taka „marka” powstawała sama, jako przedłużony i nieplanowany efekt wydarzeń, zachowań i osiągnięć ludzi będących Brytyjczykami, Francuzami, Włochami, Niemcami czy Polakami.

Odkąd jednak zauważono, że wizerunek kraju wpływa na gospodarkę, rządy zaczęły działać na rzecz wizerunku.

Zapamiętałam wywiad, którego podczas dyskusji o wprowadzeniu euro udzielił ówczesny kanclerz Niemiec Helmut Kohl. Mówił, że wprowadzenie euro zjednoczy i zdynamizuje Europę, tak jak marka zjednoczyła Niemców, gdy zrozumieli, że dobra opinia o ich walucie jest instrumentem odbudowy prestiżu kraju po wojnie. Nadzieje Kohla względem euro okazały się raczej płonne.

Chodzi mi jednak o ten drugi wątek, czyli znaczenie jakiegoś elementu rzeczywistości dla pobudzenia ambicji ludzi w pożądanym kierunku. I płynących z tego korzyści. Etykieta „Made in Germany” długo była wystarczającym argumentem przy zakupie towaru.

Niedawno Niemcy uznali, że pokutę za rozpętanie światowego kataklizmu, który kosztował życie milionów, czas zakończyć. Cóż, lata mijają i nikt nie chce bić się w piersi do końca świata, co można zrozumieć. Zaczęto więc pokazywać Niemcy inne: bunt przeciw Hitlerowi, nieświadomość młodych żołnierzy Wehrmachtu, cierpienia Niemców po wojnie, zniszczenia i gwałty (realne przecież). Sądzę, że zaproszenie przez kanclerz Merkel uciekinierów z Bliskiego Wschodu do Europy nie było spontanicznym odruchem wrażliwej kobiety, lecz mieściło się w strategii tworzenia wizerunku kraju reagującego na krzywdę każdej istoty ludzkiej.

A jednak Niemcy mają kłopot z wizerunkiem. Całkiem nowy kłopot. Ostatnio doszło do potężnej erozji „marki” tego kraju w segmencie, w którym był liderem, czyli jako najbardziej solidnych i rzetelnych producentów. Do niedawna uważano, że jeśli nie chce się mieć kłopotu z autem, trzeba kupić „niemca”; kto chce spokojnie dolecieć do celu, wybiera Lufthansę; a oszczędności najlepiej lokować w Deutsche Bank.

Ostatni rok przyniósł dewastację wizerunku niemieckiej solidności. Bo okazało się, że Volkswagen od 2007 roku świadomie oszukiwał klientów fałszując dane na temat szkodliwości spalin w swoich samochodach. Oprogramowanie umożliwiające fałszowanie testów toksyczności dostarczyła słynna niemiecka firma Bosch.

Z kolei Lufthansa zatrudniała pilota z poważnym problemem psychiatrycznym, który zabił 150 pasażerów. A Deutsche Bank został w Ameryce skazany za pranie brudnych pieniędzy i robienie interesów w objętych sankcjami krajach, takich jak Sudan, Syria, Iran i Rosja.

W Polsce informacje o tych faktach szybko przemknęły przez media, ale w krajach Europy Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych często powracają przy wielu okazjach. „Made in Germany” już nie działa jak niegdyś. I żaden rząd tego nie zmieni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski