- Ten mecz był podobny do dwóch pierwszych (z Macedonią i Serbią, Polacy wygrali jedną bramką - przyp.). Presja była ogromna. Myślę, że trochę sobie z nią nie poradziliśmy. Grę bez presji pokazaliśmy w spotkaniu z Francją, wszystko nam wychodziło - mówi bramkarz Piotr Wyszomirski. Dodaje: - Musimy zapomnieć o tym meczu, przed nami kolejny. To będzie jak finał, trzeba wygrać.
- Margines błędu, który mieliśmy, już wykorzystaliśmy - mówi Piotr Chrapkowski. - W turniejach drużynom zdarzają się, nie tylko w piłce ręcznej, słabsze mecze. My taki mieliśmy z Norwegią. Wcześniej te nie najlepsze spotkania wygrywaliśmy, teraz nie było happy endu. Widać było stres, nie pokazaliśmy swojej piłki ręcznej. To rywale nam podyktowali warunki, a nie my im. Tak nie powinno być w meczu w naszej hali.
W szatni Polaków tuż po meczu było gorąco: - Wyjaśniliśmy sobie wszystko, padły mocne słowa - nie kryje Wyszomirski.
- Zabolała nas sama porażka, nie rozpatrywaliśmy tego tak, że skoro wcześniej pokonaliśmy wielką Francję, to teraz wygramy z każdym. Rywale jednak troszkę nas „ostudzili” - dodaje Michał Szyba.
Chrapkowski twierdzi, że drużyna wyciągnęła właściwie wnioski przed dzisiejszym spotkaniem z Białorusią (w Tauron Arenie Kraków o godz. 20.30). Najważniejsze, to poprawić grę w obronie, zwiększając tym samym szanse bramkarzy na udaną interwencję. A skuteczna defensywa daje nadzieję na kontry. W meczu z Norwegią to były największe bolączki.
- Wszystko musi wyglądać lepiej, a w szczególności defensywa. Trzeba dużo więcej agresji, pomocy, musimy ciaśniej grać w środku. Należy zagrać tak, jak w meczu z Francją, bez kompleksów od pierwszej do ostatniej minuty. Jeśli gramy męski handball, to wygrywamy. Tego w meczu z Białorusią nie zabraknie. Nie myślimy o niczym innym, chcemy zwyciężyć - mówi Chrapkowski.
Białoruś to teoretycznie najłatwiejszy z rywali Polaków w drugiej rundzie. Jednak - jak mówią nasi szczypiorniści - „słabe” zespoły na tych mistrzostwach są tylko na papierze. Zresztą w pierwszej fazie z 16 ekip jedynie Czarnogóra nie zdobyła punktu.
- Mają dobrą drugą linię, bo jak nie Rutenka, to Puchowski, jak nie on, to Szyłowicz. Skrzydłowi też są niczego sobie. No i w bramce młody chłopak (Wiaczesław Saldacenka - przyp.) rozgrywa fajne mecze - mówi Wyszomirski.
W ekipie naszych wschodnich sąsiadów najwięcej zazwyczaj zależy od Siarheja Rutenki, byłego zawodnika Barcelony. - Jeżeli skupimy się tylko na nim, to możemy się „przejechać”. Ich doświadczony trener może coś przygotować, żeby nas zaskoczyć - przestrzega Szyba.
- W tej drużynie, podobnie jak u nas, jest dużo doświadczonych graczy. Rutenka jest motorem napędowym, ale na każdej pozycji mają doświadczonych zawodników, ogranych w Lidze Mistrzów - dodaje Adam Wiśniewski.
Polacy przyzwyczaili do meczów, w których do samego końca są ogromne emocje. Stawka jest dla nas bardzo wysoka, rywale nie mają już szans na półfinał. - Jeśli chcemy awansować, musimy wszystko wygrywać. Do tej pory było tak, że gdy mieliśmy nóż na gardle, to graliśmy lepiej - mówi Wiśniewski.
- Sami zgotowaliśmy sobie lekkie problemy i teraz musimy sobie z nimi poradzić, po męsku wyjść z twarzą - zaznacza Chrapkowski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?