Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Europarlament od kuchni

Redakcja
Salceson, swojska kiełbasa, szynka i schab z brzoskwinią w plastrach, smalec w metalowym kubku i słoik kwaszonych ogórków - oto czym polski kucharz raczy eurodeputowanych

Jarosław Kałucki

Jarosław Kałucki

Salceson, swojska kiełbasa, szynka i schab z brzoskwinią w plastrach,

smalec w metalowym kubku i słoik kwaszonych ogórków

- oto czym polski kucharz raczy eurodeputowanych

   W Strasburgu, oprócz polskich eurodeputowanych, nasz kraj i Dolny Śląsk reprezentuje Leszek Cichocki z Kamiennej Góry. Do Parlamentu Europejskiego wszedł przez kuchnię w 1999 roku, a więc na długo wcześniej, zanim pojawił się tam pierwszy polski europoseł. No i każdemu na strasburskich salonach bardziej w smak obcowanie z nim niż np. Ryszardem Czarneckim czy Jackiem Protasiewiczem. Bo pan Leszek robi takie jedzenie na tamtejsze przyjęcia, że po prostu - niebo w gębie.
   Kamiennogórski restaurator już na pierwszy rzut oka to nietuzinkowa postać - podkręcony wąs, dziwna, nieregularna bródka, kolczyk w uchu, no i przed wszystkim te nakrycia głowy - raz tadżycka czapeczka, innym razem kapelusz jak u Liczyrzepy...
   - Tak, to marketingowy chwyt - przyznaje - ale i wyraz pewnej filozofii działania. Ja zawsze wiedziałem, że będę miał restaurację i że będzie ona inna niż wszystkie. Bo, koniec końców, kotlet jest tylko kotletem, a surówka surówką. Ale ludzie, którzy przychodzą do restauracji, chcą się nie tylko najeść. Oni chcą na chwilę oderwać się od codzienności, znaleźć się w innym świecie.
   

Ze słomą do Strasburga

   Tymczasem Leszek Cichocki sam sześć lat temu znalazł się w innym świecie. Przeniosła go tam Krystyna Kalińska, polska konsul w Strasburgu, która poznała smak kuchni kamiennogórzanina podczas obchodów 750-lecia Boguszowa - Gorc. Zachwycił ją jadłem i sposobem bycia do tego stopnia, że po dwóch miesiącach zadzwoniła ze Strasburga i zakontraktowała go na superważną imprezę - przygotowanie przyjęcia na 11 listopada w polskim konsulacie.
   Jedzenia wtedy zabrałem masę, bo bałem się, że jak nie daj Bóg na przyjęciu czegoś zabraknie... No i w sumie dołożyłem do tego interesu. Teraz wiem, że w odróżnieniu od polskich przyjęć tam przychodzi się nie po to, żeby się najeść, tylko żeby pokosztować.
   Ponieważ, zdaniem Leszka Cichockiego, ludzie jedzą również oczami i oprawa ma wielkie znaczenie, więc do Strasburga zabrał kloce słomy, trzymetrowe brzozy, stare okienne ramy i elementy wiejskich chałup, które służyły za stoły i półmiski.
   - Europarlamentarzyści ze "starej" Unii do dziś pamiętają tę imprezę - śmieje się pan Leszek.

Żołądki głosowały za Polską

   Najważniejsza impreza była w 2002 roku, gdy zapadła decyzja o przyjęciu 10 nowych państw do Unii. Wtedy Cichocki to była już sprawdzona firma - zrobił kilka poważnych imprez. We Francji i w Pradze, do której regularnie ściągała go polska konsul w Czechach. W Strasburgu podczas tej wielkiej fety każdy dostał kawałek stołu i miał za zadanie dokonać prezentacji kuchni narodowej. Europosłowie gremialnie zagłosowali wtedy żołądkami za Polską.
   On jednak sam inaczej ustawia hierarchie ważności imprez:
   - Do każdej przykładam się tak samo - zaznacza - ale największe wrażenie wywarła na mnie impreza opłatkowa dla Polonusów, na której był prezydent Kwaśniewski.
   W jego restauracji wisi pamiątkowe zdjęcie z prezydentem i dyplom uznania.
   Dzięki kuchni i wyglądowi Cichockiego rozpoznają nie tylko polscy europarlamentarzyści. Niedawno, z okazji wpisania polsko-niemieckiego parku Mużakowskiego w Łęknicy i Bad Muskau na listę UNESCO, organizował on przyjęcie, które wydali ministrowie kultury Polski i Niemiec. W pewnym momencie podszedł do niego niemiecki polityk i spytał: "Przepraszam, czy pan jeździ do Strasburga?".
   Ostatnio Cichocki właśnie z niego wrócił. Pod koniec maja przygotowywał tam wieczór polski w Radzie Europy z okazji zakończenia polskiego przewodnictwa w Radzie Europy. Wcześniej zorganizował oprawę kulinarną do uroczystości przekazania przez Wrocław kuli Parlamentowi Europejskiemu, dystansując znanych wrocławskich restauratorów.
   - Nie zabiegałem wcale o to, pewnego dnia dostałem telefon z prośbą o pilny kontakt z wrocławskim urzędem.
   Cichocki podejrzewa, że to zasługa Jacka Protasiewicza, dolnośląskiego europarlamentarzysty, którego żona pochodzi z Kamiennej Góry i który wielce chwali sobie przyjęcia organizowane przez pana Leszka.
   

Barszczyk, barszczyk ponad wszystko

   W zeszłym roku Strasburg spóźnił się - Leszek Cichocki był już umówiony z ambasadą w Budapeszcie, gdzie przygotował catering na święto 3 Maja i imprezę we Francji robiła miejscowa firma. Miało być polskie jedzenie, a królował ryż po kantońsku...
   To było zaskoczenie, ale nie takie, do jakich przyzwyczaił strasburskie salony Cichocki. Francuskich i polskich profesorów akademii nauk ujął żeberkami w miodzie ze śliwkami, innym razem furorę zrobiły zrazy z dzika w sosie śliwkowym, a przyjęcie przeciągnęło się do 3 w nocy. Jednym z większych sukcesów kulinarnych jest to, że po zeszłorocznym raucie w Lille, z okazji Święta Niepodległości, Francuzi, dumni ze swej kuchni i zapatrzeni w nią ponad wszystko, poprosili go o przepis na barszcz z kołdunami.
   - Nie mam jakiegoś popisowego dania - wyznaje Cichocki. - Podstawą jest to, że większość produktów zabieram z kraju. I za każdym razem stara się czymś zaskoczyć. I naprawdę to nic wykwintnego - dodaje skromnie. - Czasem są to gołąbki z pęczakiem i mięsem, babki ziemniaczane.

Usta jedzą, serce śpiewa

   Salceson, swojską kiełbasę, szynkę i schab z brzoskwinią w plastrach, smalec w metalowym kubku i słoik kwaszonych ogórków, wszystko w formie przystawki na wielkiej, uciętej z pnia desce, którą na co dzień serwuje w swoim kamiennogórskim lokalu, zaserwował ostatnio w Radzie Europy. Ale to tylko przygrywka do pomysłów, jakimi Leszek Cichocki zaskakuje europarlamentarzystów. Na inaugurację roku polskiego we Francji w 2004 r. - pojechał wtedy do Strasburga z Filharmonią Dolnośląską - Cichocki wymyślił dla przygotowywanych potraw pewną nutkę przewodnią - jedzenie podawano na partyturach, między jedzeniem leżały instrumenty - wszystko miało sprawiać wrażenie, że orkiestra właśnie wyszła na przerwę.
   - Tylko Jerzy Jaskiernia chyba nie do końca połapał się w konwencji - opowiada Leszek Cichocki. - Przechodząc, kopnął leżące na ziemi nuty i spytał: "Co to, jeszcze tu nie posprzątali?".
   Pięcioosobowa ekipa Leszka Cichockiego rządziła wtedy w kuchni hotelu Hilton, który udostępnili Francuzi na przyjecie. Zamiast 300 zaproszonych gości, na raucie zjawiło się blisko 900. A Leszek Cichocki, niczym dyrygent po koncercie, na zakończenie przyjęcia dostał wtedy oklaski.
   

Kucharzenie

przez pączkowanie

   W swoim klimatycznym lokalu w Kamiennej Górze rzadko obsługuje miejscowych. Jakoś tak się utarło, że do Leszka nie chodzi się na piwo, tylko na jedzenie. Do Leszka przyjeżdżają za to goście z całej Polski, często zbaczając z trasy, na półmisek głodnego chłopa, rewelacyjną czerwoną kapustę w śmietanie czy kultową kapustę zasmażaną z cebulą i grzybami. Zwłaszcza zimą sporo narciarzy jeżdżących do Czech rezygnuje z jedzenia po tamtej stronie granicy, choć jest tańsze. Wolą wpaść do pana Leszka.
   - To naprawdę duży sukces - Leszek Cichocki z zadowoleniem podkręca wąsa.
   Choć tych, którzy przyprowadzani są tu pierwszy raz przez znajomych czy kierowani przez miejscowych, często zwodzi wygląd z zewnątrz - szara poniemiecka kamienica i niewielki metalowy szyld rzeczywiście w żadnym stopniu nie obiecują tego, co kryje wnętrze lokalu.
   Niektórzy stali bywalcy upewniają się wcześniej, czy zastaną na pewno pana Leszka. A o to coraz trudniej, zwłaszcza w okolicy naszych świąt narodowych.
   - Kontakty i zlecenia przez pączkowanie - mówi Leszek Cichocki. Nancy, Bretania, Lille, gdzie przeniosła się konsul Kalińska, Budapeszt, Praga... Teraz z cateringiem za granicę wyjeżdża przynajmniej 10 - 12 razy w roku. Ale najczęściej do Strasburga
   - Moja kadencja w Parlamencie Europejskim trwa już sześć lat - śmieje się Leszek Cichocki - i na pewno w zabawię tam znacznie dłużej niż nasi obecni europarlamentarzyści.
   Choć z drugiej strony oni mają wybory raz na cztery lata, a w przypadku Leszka Cichockiego każde zorganizowane tam przyjęcie to jak kampania wyborcza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski