Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ever Valencia: Bóg mi wskazał właściwą drogę

Justyna Krupa
Justyna Krupa
20-letni Ever Valencia do Wisły trafił razem ze swoim przyjacielem i rówieśnikiem Cristianem Echavarrią
20-letni Ever Valencia do Wisły trafił razem ze swoim przyjacielem i rówieśnikiem Cristianem Echavarrią fot. Andrzej Banaś
- Moim młodzieńczym marzeniem zawsze była gra w Manchesterze City - mówi Ever Valencia, kolumbijski piłkarz Wisły.

- Jak Pan zareagował na wieść o zainteresowaniu krakowskiej Wisły? Wizja przeprowadzki na inny kontynent, do mało znanej ligi, mogła wzbudzić pewne wątpliwości.

- Na początek dopytałem o trenera, kim jest, jaka to osoba. Dowiedziałem się, że to Hiszpan, to też ułatwiło mi podjęcie decyzji o przejściu do Wisły. Wiedziałem, że Polska to zupełnie inny świat, niż Kolumbia. Potraktowałem to jednak jako szansę, którą trzeba wykorzystać. Podszedłem do informacji o ofercie Wisły z dużym spokojem. Dobrze przemyślałem to wszystko, nim podjąłem decyzję.

- Co Pan wiedział o Krakowie i o Polsce, zanim Pan tu trafił z kolumbijskiego Independiente Medellin?

- Prawda jest taka, że kompletnie nic. Nie znałem nawet nikogo z Polski.

- Kolumbijskie media pisały, że zanim zaczął Pan błyszczeć na Mistrzostwach Ameryki Południowej do lat 20, Pański ówczesny klub porozumiał się w sprawie Pana wypożyczenia z zespołem Bucaramanga. Później jednak sprawy potoczyły się inaczej i ostatecznie trafił Pan do Wisły.

- Na mistrzostwach byliśmy niemal zupełnie odcięci od tego typu informacji. Wszystko po to, by się skoncentrować w pełni na grze, na reprezentacji. Ja dowiedziałem się o tych informacjach o Bucaramandze jako ostatni. Nigdy nie rozmawiałem z działaczami, z prezesem tego klubu. To były bardziej pogłoski, o których dowiedziałem się z mediów społecznościowych.

- A kiedy dowiedział się Pan o propozycji Wisły?

- W trakcie trwania turnieju. Ale chciałem w tamtym momencie w pełni skoncentrować się na grze dla reprezentacji Kolumbii. Nie chciałem się deklarować, ani na tak ani na nie. Chciałem zachować spokój, by jak najlepiej pracować na turnieju. Móc występować w koszulce reprezentacji narodowej to było dla mnie coś arcyważnego. Zawsze próbuję podchodzić z dużą odpowiedzialnością do tego, co robię.

- Praktycznie całą karierę spędził Pan w Independiente Medellin. Ale na początku ponoć nie chciano tam Pana przyjąć ze względu na nieco słabsze warunki fizyczne.

- Kiedy po raz pierwszy próbowałem szczęścia w drużynach młodzieżowych tego klubu, na początku nie chciano na mnie postawić. Ale nabrałem trochę doświadczenia i w kolejnym roku już David Montoya i Ricardo Calle z Independiente Medellin dali mi szansę. A potem, w kolejnych latach, przebiłem się do pierwszej drużyny.

- W kolumbijskich mediach pisano również, że jako 14-latek musiał Pan się wyprowadzić z owianej złą sławą dzielnicy, w której mieszkał Pan z rodziną. Pomógł Panu wówczas niejaki Jose Yepes, który traktował Pana ponoć jak syna i przyjął do własnego domu.

- Pochodzę z Villavicencio. Dzielnica, gdzie mieszkałem była niełatwym miejscem do życia. Były tam obecne narkotyki, przemoc. To nie było odpowiednie miejsce dla nastolatka. Tam właściwie trwała wojna gangów. Zdecydowałem się uwolnić od tego wszystkiego. Wtedy wyciągnęła do mnie rękę rodzina Yepes. Bardzo mi w życiu pomogli.

- Jak Pan w ogóle poznał tę rodzinę?

- Syn Jose Yepesa, Oscar, też grał w piłkę. Porozmawiał na mój temat ze swoimi rodzicami i oni postanowili mi pomóc. Zrobili to zupełnie bezinteresownie.

- Członkowie Pańskiej rodziny mieszkają nadal w tej owianej złą sławą lokalizacji?

- Teraz już ta dzielnica nie wygląda tak źle, jak wcześniej. Bardzo dużo się tam zmieniło przez te lata. Moja rodzina jest spora - jest moja matka, starszy brat, mój młodszy braciszek ma 13 lat. Jest jeszcze moja babcia. Myślę, że będąc tutaj będę tęsknił za zupą robioną przez moją babcię, bo to wyjątkowa potrawa (śmiech).

- Myśli Pan, że to niełatwe dzieciństwo w problematycznej dzielnicy było utrudnieniem na drodze do robienia piłkarskiej kariery czy też takie rzeczy kształtują charakter?

- Jak to się mówi, co cię nie zabije, to cię wzmocni. Może to był dla mnie taki dodatkowy bodziec do pracy. Wywodząc się z takiej dzielnicy można albo wyjść na ludzi, albo zostać przestępcą czy narkomanem. Na szczęście, Bóg wskazał mi właściwą drogę. A ja umiałem to wykorzystać. Dzięki Bogu, nie wpadłem w narkotyki, nikogo nie zabiłem. Wykorzystałem szansę i teraz jestem tutaj, walcząc o moje marzenia.

- Przesądny Pan nie jest, bo w reprezentacji grał Pan z numerem 13.

- Taki mi przydzielono, nie wybierałem go sobie. Nie przejmuję się takimi rzeczami, jak pech, czy szczęśliwy traf. A może wtedy, dostając ten numer, właśnie miałem szczęście? Skoro w tej koszulce potrafiłem trafiać do siatki…

- W Wiśle wybrał Pan sobie numer 10, na cześć idola - Ronaldinho. A z aktualnie grających w Europie piłkarzy, którego Pan najbardziej podziwia?

- Bardzo podziwiam styl gry Brazylijczyka Douglasa Costy oraz Arjena Robbena. I oczywiście Leo Messiego. To gracze, których boiskowe ruchy czy zachowania próbuję kopiować, oczywiście w miarę możliwości.

- Czyli liga Pańskich marzeń to Bundesliga czy też liga hiszpańska?

- Moim młodzieńczym marzeniem zawsze była gra w Manchesterze City. Premier League podoba mi się ze względu na swoją dynamikę. A w dodatku nawet największy faworyt może tam przegrać z outsiderem. Jest tam naprawdę wielka rywalizacja.

- Wraz z Panem do Wisły trafił Cristian Echavarria. Zna go Pan od dawna?

- Poznaliśmy się w czasie gry w młodzieżowych drużynach w Medellin, czyli już dobre kilka lat temu. To wesoły i sympatyczny chłopak. Lubi tańczyć. Choć kiedy trzeba, potrafi zachować powagę. Ale gdy można, potrafi się cieszyć życiem. Teraz będziemy tak naprawdę rywalizować o miejsce w składzie, więc mam nadzieję, że czegoś się od niego jeszcze nauczę.

- Kiedy prowadził Pan rozmowy z Wisłą, doradził Pan ściągnięcie do Krakowa właśnie Cristiana?

- Tak, to było dla mnie ważne, by nie być samemu w obcym kraju. On też ma duże piłkarskie ambicje i chce zrobić krok naprzód w karierze.

- Co było dla Pana największym zaskoczeniem po przylocie do Polski?

- Zdecydowanie klimat, kiedy przybyliśmy było dość zimno. Samo miasto jest piękne, miałem już okazję zobaczyć rzeczy, których w Kolumbii nigdy nie widziałem. Nie żebym miał czas na duże zwiedzanie, ale już wiele niezwykłych rzeczy rzuciło mi się w oczy.

- Liczba taktycznych założeń, jaką musi Pan przyswoić, by dostosować się do wizji trenera Kiko Ramireza nie przytłoczyła Pana?

- Kwestie taktyczne rzeczywiście są materią bardzo złożoną. Futbol w Kolumbii jednak różni się od tego europejskiego. Tu na pewno jest bardziej uporządkowany taktycznie i bardziej dynamiczny. Ale postaram się przystosować najszybciej, jak to będzie możliwe.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski