Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Landowska. Kobieta, która straciła głowę dla ładnych literek

Grażyna Starzak
Ewa Landowska: By uprawiać kaligrafię, trzeba być upartym
Ewa Landowska: By uprawiać kaligrafię, trzeba być upartym Fot. Anna Kaczmarz
Steve Jobs wyznał kiedyś, że gdyby nie wypisał się z college’u i nie zdecydował na kursy kaligrafii, komputery osobiste nie miałyby tak pięknych czcionek. Szkoda że nie poznał Ewy Landowskiej. Czcionki Macintosha miałyby pewnie jeszcze piękniejszy krój.

Do Krakowa przyjechała jedenaście lat temu. Na studia. W Szkole Jazzu i Muzyki Rozrywkowej uczyła się śpiewu. W Krakowie dość szybko odkryto, że Ewa to prawdziwy talent. Anielski głos i złote ręce. Pięknie śpiewa, komponuje i… kaligrafuje. Można ją usłyszeć w czasie występów zespołu „Piwnica św. Norberta”. Zobaczyć w jednej z galerii na krakowskim Kazimierzu. W każdy weekend prowadzi tam warsztaty kaligrafii. Zapisać się nie jest łatwo. Sztuka pięknego pisania wróciła do łask. Znajomość kaligrafii jest trendy! Ci, co posiedli tę sztukę, przekonują, że kaligrafia pozwala im uciec od zgiełku współczesnego świata.

Odkąd pamięta, zawsze eksperymentowała z pismem. Próbowała naśladować różne style. Interesujące, niekoniecznie ładne. W 1999 r. wpadł jej w ręce artykuł o Henryku Kuleszy. To mistrz kaligrafii z Gdańska. Napisała do niego list. Odpowiedź przyszła szybko. Przepięknie wykaligrafowana. – I tak straciłam głowę dla kaligrafii – wyznaje.

Była jeszcze dzieckiem, gdy mówiono, że ma piękny głos i niesamowite wyczucie rytmu. Dlatego wybrała studia muzyczne. Traktowała je bardzo serio. Kaligrafia była w wolnych chwilach. Dopóki nie spotkała na wakacjach w Niemczech Matthiasa Groeschke. Mistrz kaligrafii zza Odry pokazał jej całe spektrum możliwości, jakie daje ten rodzaj sztuki, wskazał podręczniki, materiały, narzędzia. – Od tamtej pory zaczęłam się bardziej profesjonalnie zajmować kaligrafią. Przeczytałam wszystko, co w tamtych czasach można było zdobyć na ten temat. Zaczęłam robić projekty, w których mogłam wykorzystać swoją wiedzę. Z czasem, za pośrednictwem internetu, pojawiły się pytania, czy mogłabym uczyć kaligrafii. Chętnie się zgodziłam, bo fajnie jest robić zawodowo to, co jest twoją pasją.

Wydawać by się mogło, że sztukę pięknego pisania mogą opanować tylko nieliczni. – Trzeba być upartym – dowodzi Ewa. – Poprzez kaligrafię uczymy się także wyrozumiałości wobec samych siebie. Człowiek nie jest maszyną. Podczas pisania znaków popełnia się błędy. Irytacja byłaby nie na miejscu, bo kaligrafia to rodzaj medytacji, sposób na wyciszenie się, uregulowanie oddechu.

– Kaligrafia Ewy Landowskiej to nie tylko ładne pisanie, to próba wyrażenia siebie poprzez formę plastyczną. Tworzone przez nią z niezwykłą zręcznością kompozycje liternicze odznaczają się wyjątkowo wyrafinowaną, dojrzałą formą – tak mówi o niej prof. krakowskiej ASP Wojciech Regulski.

Ewa współpracuje z muzeami, ośrodkami kultury, galeriami. Wystawę jej „kompozycji literniczych” mogli oglądać m.in. mieszkańcy Moskwy. Przygotowuje następną. Nie ukrywa, że inspiruje ją Franciszek Starowieyski, grafik, malarz i scenograf. Znany z zamiłowania do kaligrafii (mawiał, że „litera jest wieczna, w literze jest harmonia świata”). – To wybitna artystka. Na dodatek wybitnie skromna. Taka trochę nie na dzisiejsze czasy. Wierzę, że ktoś, kto ma taki talent, zawsze znajdzie swoje miejsce. Nie musi być popularna, nie musi być celebrytką – mówi Anna Jeziorna, właścicielka jednej z krakowskich galerii, założycielka Fundacji Sztuka Kaligrafii.

Prowadzenie warsztatów kaligrafii zajmuje Ewie sporo czasu, ale nie zaniedbała muzyki. – Oba te rodzaje sztuki poddają się działaniu rytmu. I tak wystukiwanie rytmu w muzyce ma wiele wspólnego z prowadzeniem stalówki z tuszem po papierze – przedstawia swój punkt widzenia. O muzyce myśli jak o obrazie, o kaligrafii jak o improwizacji muzycznej. – Opowieść, ton, ślad, forma, światło, rytm, faktura, przestrzeń – charakteryzują zarówno muzykę jak i literę. Litera to także jest jakiś tam dźwięk. Chociaż, zgadzam się, powiązanie jest tu bardzo abstrakcyjne – mówi.

Ewa Landowska, jak większość ludzi, nie wyobraża sobie życia bez komputera. Codziennie używa poczty elektronicznej, ale jeśli tylko ma czas, woli napisać list niż wysłać e-maila. –Różnica między pisaniem e-maila a wysłaniem listu jest taka, jak między podróżą do Chin samolotem a pociągiem. Cel taki sam, jednak całkiem inne doświadczenie. To wszystko, co się podczas takiej podróży wydarzy, jest na pewno bardziej fascynujące. To przeżycie, które będzie można wspominać do końca życia.

Twierdzi, że wiele osób lubi dostawać życzenia w formie ręcznie wypisanej kartki lub listu. – To taka prywatna i spontaniczna forma ekspresji. Szkoda że coraz mniej popularna – żałuje. Zaznacza, iż wrogiem ładnego pisania i kaligrafii nie jest komputer, lecz pośpiech, brak czasu i w związku z tym niemożność naszego zaangażowania się.

Ubolewamy, że w polskich szkołach zaprzestano uczenia kaligrafii. W 1960 r. komunistyczne władze uznały, że to burżuazyjny przeżytek. W zamian wprowadzono obowiązkową naukę pisma technicznego. – Nie jestem pedagogiem, ale wydaje mi się, że ćwiczenie u dzieci właściwych nawyków związanych z ładnym pisaniem to trening umysłu, którego nie zastąpi żadne inne ćwiczenie – uważa Ewa.

Wtórują jej specjaliści. Prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska, zajmująca się rozwojem dzieci i młodzieży zwraca uwagę, że sporządzanie przez uczniów odręcznych notatek jest niezwykle potrzebne do rozwoju myślenia abstrakcyjnego, symbolicznego, ale także przyczynowo-skutkowego, sekwencyjnego.

Anna Jeziorna dodaje, że na świecie, na najlepszych uniwersytetach wszystkie notatki trzeba robić ręcznie. – W środowisku szkolnym w naszym kraju jest bardzo trudno przekonać do tego. Nauczycieli łatwiej, jednak rodzice są zupełnie nieświadomi, że błędem było wyprowadzenie kaligrafii ze szkół.

„Ten, kto chce ładnie pisać, niechaj usiądzie prosto, myśli uspokoi i puści je wolno, nie formułując słów, nie zakłócając oddechu, niechaj osadzi ducha swego głęboko w sobie i wtedy, niewątpliwie, pismo wyjdzie mu znakomite”. To słowa Zai Yun, słynnego kaligrafa chińskiego, autora pierwszego w dziejach traktatu o sztuce pisania.

Paweł Boguszewicz, jeden z uczestników warsztatów kaligrafii chciałby mieć „znakomite pismo”. Jest architektem i ta umiejętność mogłaby być przydatna w jego zawodzie. Jednak nie tylko z tego powodu uczestniczy w warsztatach. Kaligrafia, w jego odczuciu, służy też rozwojowi osobowości.

Kursy kaligrafii są dzisiaj organizowane we wszystkich większych miastach. –To z jednej strony efekt mody, lecz także i odrabianie zaległości – mówi Anna Jeziorna. – Jestem wielką propagatorką kaligrafii. Wszystkim powtarzam, że ładne pisanie to „skutek uboczny”. To, co najważniejsze, dzieje się w człowieku. W czasie nauki kaligrafii zachodzą te same procesy, co przy medytacji, układaniu ikebany, uprawianiu łucznictwa. Do tego nie trzeba mieć żadnego wielkiego talentu, ani nadzwyczajnej cierpliwości. Cierpliwość jest owocem kaligrafii. Kaligrafią na świecie leczy się ADHD, dysleksję. To najtańsza, dostępna forma terapii wielu zaburzeń szkolnych – wyjaśnia Anna Jeziorna.

Jedną z ulubionych lektur Ewy Landowskiej jest siedmiotomowa „Księga pytań” Edmonda Jabesa, żydowskiego poety i filozofa piszącego po francusku. Ewę zachwyca zwłaszcza fragment, w którym autor, piewca pięknego pisania, porównuje tych, którzy „nie szczędząc sił, formują pięknie litery, którzy starannie kaligrafują słowa” do ludzi „zasypiających i budzących się w pałacach”. Według Jabesa to „istoty szczęśliwe”. W przeciwieństwie do „udręczonych”, tych, którzy piszą niedbale, którzy nawet nie potrafią podać znaczenia słowa „kaligrafia”.

***
Ewa Landowska, drobna szatynka o piwnych oczach, pochodzi z Malborka. Nie wygląda na swoje 33 lata.
Niedawno Ewa, razem z Andrzejem Bonarkiem, kompozytorem i producentem muzycznym, wydali płytę. – To pierwsza płyta, w której mogłam wyśpiewać to, co chciałam – uśmiecha się ciepło Ewa. Na płycie są bardzo oryginalne kompozycje. Teksty Ewy, ale też np. Haliny Poświatowskiej. Muzyka Landowskiej i Bonarka, który krakowianom jest znany również z tego powodu, iż przez pewien czas był kierownikiem muzycznym Teatru im. J. Słowackiego.
Ewa mieszka w zwyczajnej, krakowskiej kamienicy. W centrum miasta. Siadając do biurka, przy którym tworzy swoje dzieła, używając pięknie ornamentowanych liter, zapomina o otaczającym, szarym od smogu świecie. Jest w pałacu sztuki. I jest szczęśliwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ewa Landowska. Kobieta, która straciła głowę dla ładnych literek - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski