Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa

Majka Lisińska-Kozioł
Zdjęcie z pogrzebu Ewy Bąkowskiej
Zdjęcie z pogrzebu Ewy Bąkowskiej Fot. Adam Wojnar

Gdy spiker zaczął czytać listę ofiar katastrofy smoleńskiej i usłyszałem: Ewa Bąkowska - zdziwiłem się: nasza Ewa? Od razu wykręciłem numer jej komórki. Telefon milczał. Zadzwoniłem do którejś z córek. Powiedziała, że mama była w tym samolocie - opowiada ojciec Henryk Cisowski, szef Dzieła Ojca Pio.

- Wtedy przypomniałem sobie, że podczas przedświątecznego spotkania z wolontariuszami zamiast życzeń dałem im wiersz Herberta pt. Skrzydła wielkanocne. Tylko że 10 kwietnia 2010 r. słowa poety nabrały nowego znaczenia. Lot, upadek, skrzydło przestały być tylko metaforą; bo przecież Ewa doleciała, dotarła do celu swojej drogi. Dołączyła do tych, których pamięci strzegła.

Miała dwa przezwiska: w harcerstwie wołano na nią „Wiewiórka” ze względu na kolor włosów. Z czasem jej panieńskie nazwisko Smorawińska koledzy skracali do „Smora”, aż przerobili na „Zmora”. Do „Zmory” chodziło się po pomoc. I się ją otrzymywało. Bo dla Ewy Bąkowskiej nie było „jutro”, nie było „kłopot”; od razu robiła co trzeba.

Troszczyła się o wszystkich. Nie tylko o rodzinę czy przyjaciół, ale także o podwładnych. Wciąż mówią o niej chętnie i ciepło. I nadal w jakiś metafizyczny sposób jest wśród nich.

Na drzwiach szafy zostały przecież przypięte tam przed laty kartki urodzinowe i widokówki z podróży, które przysyłała z urlopu. - No a prezenty robiła niepospolite i nigdy nie składała banalnych życzeń - opowiada Barbara Bułat z Biblioteki Jagiellońskiej, w której Ewa pracowała. - Dostałam kiedyś od niej tę tutaj niebieską kartkę z zabytkami, dinozaurami. Ewa napisała: Nie martw się. Są jeszcze na świecie obiekty starsze od ciebie. Innym razem na urodziny podarowała mi prawie sto tabliczek z nazwami kwiatów po polsku i po łacinie do nalepienia na doniczki. Bo w bibliotece jest oranżeria pielęgnowana przez panią Barbarę. Niektóre karteczki zachowały się do dzisiaj.

Traktowała pracę jak drugi dom. Była kierownikiem, który omiatał pokoje i biurka gospodarskim okiem i szukał sposobu, by wszystkim pracowało się lepiej. - Łączyła etos pracy z empatycznym podejściem do ludzi; życzliwa, pomocna choć wymagająca. Gdy została kierowniczką, opracowała tabelkę, w której każdy miał wpisać typ pracy, w której czuje się najlepiej. I rozdzielając obowiązki brała to pod uwagę - wspominają jej podwładni.

- Dołączyłam do działu Ewy w kwietniu 2010 roku. Nie wiedziałam, czy jest z tego zadowolona. Ale ona tak serdecznie i ciepło złożyła mi życzenia i powiedziała, że cieszy się na współpracę, że całe napięcie zniknęło. Tylko że to było nasze ostatnie spotkanie - mówi kustosz Marzanna Baś.

Ale była też prawdziwą kobietą; delikatny makijaż, manicure i perłowym lakierem pociągnięte paznokcie to był standard. Z biżuterii zawsze miała dwie srebrne bransoletki. Nosiła kolczyki, pierścionek zaręczynowy i obrączkę. Poza tym grała na gitarze i pisała piosenki; to była jedna z jej pasji. W ich tekstach zwracała się do drugiego człowieka, zachwycała się urodą świata.

Pochodziła z patriotycznej rodziny z tradycjami. Nie skarżyła się, choć życie jej nie rozpieszczało. Stale była w cieniu śmierci kogoś bliskiego. Najpierw zamordowanego w Katyniu dziadka gen. Mieczysława Smorawińskiego, potem ojca i jeszcze dwóch sióstr. - Drugi dziadek Ewy - Jerzy Schnayder, filolog klasyczny na UJ, tylko dlatego uniknął śmierci, że zachorował i nie stawił się na Uniwersytecie podczas Sonderaction Krakau - opowiada kustosz Sebastian Grudzień. - Nie wiedziałem, że Ewa udała się do Katynia samolotem. Gdy zdarzył się wypadek, od razu przyszło mi do głowy, że strasznie się zmartwi, bo ona troszczyła się o innych ludzi.

Niedługo po katastrofie wolontariusze Dzieła Pomocy zebrali się w Domku Loretańskim. Na ten dzień przypadało czytanie o świętym Barnabie; człowieku dobrym i pobożnym.

- Ewa też taka była. Często zapominamy o tym, że właśnie dobroć stanowi fundament wiary - mówi ojciec Cisowski. Znali się z Ewą prawie trzy lata. - Przyszła do zakrystii kościoła ojców Kapucynów. Miała do oddania lodówkę. Nie była nam wtedy potrzebna lodówka. Została. Przylgnęła do nas, a my do niej. Była ideałem wśród wolontariuszy. Robiła, co było do zrobienia. Z wielką pasją i radością. Pomagała w pracach biurowych, angażowała się też w większe akcje.

Nie dla zabicia czasu. Miała przecież dom, męża, córki, pracę, harcerstwo, Rodziny Katyńskie. O. Cisowski: - W czwartki wydawała bezdomnym chleb i herbatę. Lubiła biednych ludzi i oni ją polubili. Kiedyś napisała mi w mailu, że Dzieło Pomocy św. Ojca Pio jest miejscem niesamowitym. Jest świadectwem czegoś, co wykracza poza sprawy tego świata. Tu człowiek może być dla drugiego człowieka zwyczajnie. Tak po prostu. I ona była.

Nie zajmowała się sobą, nie koncentrowała na sobie uwagi, dyskretna, skromna; czasem niewidoczna. Ona i jej sprawy były na drugim planie - liczył się przede wszystkim bliźni w potrzebie. Wierzyła mocno i szczerze, ale bez ostentacji. Ewa Bąkowska strzegła pamięci o swoim dziadku, przechowywała i zbierała dokumenty z nim związane, ale nie tylko po to, by ocalić pamięć od zapomnienia. Historia generała Smorawińskiego to część jej własnej historii, to prawda własnej tożsamości. Nie opowiadanie o przeszłości, ale prawdziwa szkoła życia.

-We Wszystkich Świętych 2010 roku poszliśmy z wolontariuszami na cmentarz - wspomina ojciec Henryk. -Jesteście z Dzieła. Idziecie do Ewy Bąkowskiej? - zapytał mężczyzna pomagający w sprzedawaniu zniczy. - Skinąłem głową. Okazało się, że to bezdomny; w czwartki przychodził do naszej kuchni, a Ewa dawała mu herbatę i chleb. A tego wieczoru to on dał dla niej świeczkę, bo jej dobroć pozostała w jego sercu.

Dariusz Bąkowski po śmierci żony podarował Dziełu obraz Świętej Rodziny, pamiątkę z domu Ewy. -Cieszymy się, że będzie u nas - mówią w Dziele. Przy Loretańskiej, z inicjatywy wolontariuszy, powstała biblioteka dla bezdomnych. Poświęcili ją pamięci Ewy.

ZEwą wiążą się też zabawne wspomnienia. - Choćby nasze konspiracyjne ratowanie kota, gdy u córki Ewy ujawniła się alergia na sierść - opowiada ojciec Henryk. - Nasz przełożony nie chciał zwierząt w klasztorze, a kot potrzebował domu. Pewnej nocy Ewa przyniosła go w plecaku, zakradliśmy się do ogrodu i tam go wypuściliśmy. Kiedy indziej siedzieliśmy przy adresowaniu listów do naszych darczyńców, gdy Ewa odebrała telefon. Okazało się, że jej córka złamała nogę. Była w Krynicy, autobus nie mógł czekać, trzeba było dziewczynę przywieźć do domu. Zorganizowaliśmy wolontariusza, który pojechał z Ewą po córkę. Chciała się zrewanżować, zapłacić. Kiedyś się odwdzięczysz - powiedziałem wtedy. I tak się stało. Na pogrzebie zamiast na kwiaty, wpłacano datki na Dzieło. Zebrano 6 tysięcy. Ewa się odwdzięczyła.

„ Hasła ze sztandarów: Bóg, Honor, Ojczyzna… słowa, dla których żyli i ginęli oficerowie w Katyniu nie były dla niej frazesem, ale czymś co próbowała „przetłumaczyć” na realia swojego własnego życia. Uczmy się jak Ewa od najlepszych, abyśmy mieli co przekazać naszym dzieciom i wnukom, oby nasze dzieci i wnuki były z nas dumne” - mówił nad jej grobem ojciec Henryk Cisowski.

- Rozmowa z Ewą nigdy nie była stratą czasu - opowiada Barbara Bułat. Minęło sześć lat, a jej oczy lśnią od łez. Bo Ewa w tych wspomnieniach jest tuż obok Basi. O wyciągnięcie ręki.

***

„Piosenka dla lotnika”
Ponad chmurami, tam gdzie już możesz
Śmiać się i mówić do siebie sam
Ponad chmurami leci twój szybowiec
Sam przeciw słońcu ogromny ptak.
Niech ci tam szczyty gór
Niech ci tam kraty łąk
Niech ci tam stepy chmur dobro ślą
Niech ci tam ziemi krąg,
Uśpiony w gęstej mgle
Niech wiatr ci z moich rąk dobro śle.
(aut. Ewa Bąkowska)

***
Ewa Bąkowska urodziła się w Krakowie. Studiowała bibliotekoznawstwo i informację naukową na UJ. Rok po studiach podjęła pracę w Bibliotece Jagiellońskiej i pracowała tam do soboty 10 kwietnia 2010 roku. Była kierownikiem oddziału informacji naukowej. Działała w krakowskim Stowarzyszeniu Rodzin Ofiar Katyńskich Polski Południowej, które współzakładał jej ojciec. Była kierownikiem oddziału informacji naukowej w Bibliotece Jagiellońskiej. Harcerka. W Katyniu straciła dziadka. Miała 48 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski