Fachowiec inspirował: w filmach się pojawiał, w literaturze, a Kobuszewski z Gołasem parodiowali konfrontację fachowca z inteligentem, z góry przegranym. Teraz wszystko się zmieniło, a zarazem pozostało po staremu.
Zdobywam numer telefonu rzetelnego hydraulika i dzwonię, żeby się umówić na przyszły miesiąc. Po drugiej stronie słuchawki kompletna konsternacja. Jak to na przyszły miesiąc? On ma plan robót na 3 lata. A zdarzają się awarie, starym klientom się nie odmawia i z tego problemy, opóźnienia, a zawalanek - proszę pani ( brzmi jak połajanka) - on nie uznaje. Przecież wiem, że solidny i dlatego dzwonię. Pytam czemu nie zatrudni więcej ludzi. W odpowiedzi słyszę, że ma 3 ekipy, więcej nie jest w stanie dozorować. I tak już bierze leki uspokajające. Nie ma komu robić, bo albo nie potrafią, albo flejtuchy, albo pijaki. Wartościowi, sprytni, fachowi, wyjechali. Do widzenia.
Identyczny scenariusz z malarzem. A raczej z malarką, bo to kobieta, po studiach. Pracują z mężem. Precyzyjni, poukładani, dobrze znają materiały. Została malarzem pokojowym po 15 latach biedowania za biurkiem. Rozmawiam z nią w lipcu, bo potrzebuję przed zimą odświeżyć okna, gdyż spod złuszczonej farby wyłazi żywe drewno. Przed zimą? Przykro jej, ale ma termin wolny w maju. Nalegam. I po drugiej stronie słuchawki słyszę popłoch. Mówi, że pracują po 12 godzin 6 dni w tygodniu; są wykończeni. Prosi, żeby nie nalegać.
Podobnych przykładów jest multum. Niby bezrobocie, a solidnych rzemieślników brak. Namnożyło się za to absolwentów szkół wyższych. Jeśli już dorwą prace, to za grosze. Durny system? Durny.
Licho mnie bierze, gdy myślę o politykach, którzy go stworzyli i mediach, które to tyralierą słów wspierały. Zlikwidowano technika i szkoły zawodowe, obiecując wszystkim magistra. Nikt nie myślał o zapotrzebowaniu na pracę, ani o dzieciakach, które nie chcą, czy nie mogą studiować. Nie chcą, bo mają inny rodzaj talentu; nie mogą, np. z powodu trudnej sytuacji rodzinnej, która zmusza do szybkiej emancypacji.
W rezultacie mamy tysiące bezrobotnych posiadaczy dyplomów licencjackich i magisterskich, a firmy żebrzą o pracowników. Jedno i drugie hamuje gospodarkę. Jeśli doliczyć do tego koszt edukacji absolwentów nikomu niepotrzebnych kierunków - z ich frustracją, że muszą marnować się na zmywakach - to wyjdą miliardy.
Miało być wspaniale, wyszło gorzej niż zwykle. Nie ma alibi ani okoliczności łagodzących. Już 20 czy 10 lat temu był opisany i zdiagnozowany katastrofalny efekt podobnej polityki w zachodnich systemach edukacji. Wystarczyło chcieć to dostrzec. Ale nie wysnuto żadnych wniosków. Jedynie zdroworozsądkowi Niemcy nie dali się omamić ideą magistra dla wszystkich i zachowali szkolnictwo zawodowe. I dobrze na tym wyszli.
U nas rzetelny fachowiec stał się dobrem równie rzadkim, jak był w PRL.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?