Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fachowiec bierze leki uspokajające

Liliana Sonik
W PRL fachowiec, to była figura. Wzięty, niedostępny, zajęty... Fachowca trzeba było błagać by zechciał zmienić rurkę, coś naprawić czy przebudować. Argumentem bywała wódka, „bo bez wódzi się nam nudzi”.

Fachowiec inspirował: w filmach się pojawiał, w literaturze, a Kobuszewski z Gołasem parodiowali konfrontację fachowca z inteligentem, z góry przegranym. Teraz wszystko się zmieniło, a zarazem pozostało po staremu.

Zdobywam numer telefonu rzetelnego hydraulika i dzwonię, żeby się umówić na przyszły miesiąc. Po drugiej stronie słuchawki kompletna konsternacja. Jak to na przyszły miesiąc? On ma plan robót na 3 lata. A zdarzają się awarie, starym klientom się nie odmawia i z tego problemy, opóźnienia, a zawalanek - proszę pani ( brzmi jak połajanka) - on nie uznaje. Przecież wiem, że solidny i dlatego dzwonię. Pytam czemu nie zatrudni więcej ludzi. W odpowiedzi słyszę, że ma 3 ekipy, więcej nie jest w stanie dozorować. I tak już bierze leki uspokajające. Nie ma komu robić, bo albo nie potrafią, albo flejtuchy, albo pijaki. Wartościowi, sprytni, fachowi, wyjechali. Do widzenia.

Identyczny scenariusz z malarzem. A raczej z malarką, bo to kobieta, po studiach. Pracują z mężem. Precyzyjni, poukładani, dobrze znają materiały. Została malarzem pokojowym po 15 latach biedowania za biurkiem. Rozmawiam z nią w lipcu, bo potrzebuję przed zimą odświeżyć okna, gdyż spod złuszczonej farby wyłazi żywe drewno. Przed zimą? Przykro jej, ale ma termin wolny w maju. Nalegam. I po drugiej stronie słuchawki słyszę popłoch. Mówi, że pracują po 12 godzin 6 dni w tygodniu; są wykończeni. Prosi, żeby nie nalegać.

Podobnych przykładów jest multum. Niby bezrobocie, a solidnych rzemieślników brak. Namnożyło się za to absolwentów szkół wyższych. Jeśli już dorwą prace, to za grosze. Durny system? Durny.

Licho mnie bierze, gdy myślę o politykach, którzy go stworzyli i mediach, które to tyralierą słów wspierały. Zlikwidowano technika i szkoły zawodowe, obiecując wszystkim magistra. Nikt nie myślał o zapotrzebowaniu na pracę, ani o dzieciakach, które nie chcą, czy nie mogą studiować. Nie chcą, bo mają inny rodzaj talentu; nie mogą, np. z powodu trudnej sytuacji rodzinnej, która zmusza do szybkiej emancypacji.

W rezultacie mamy tysiące bezrobotnych posiadaczy dyplomów licencjackich i magisterskich, a firmy żebrzą o pracowników. Jedno i drugie hamuje gospodarkę. Jeśli doliczyć do tego koszt edukacji absolwentów nikomu niepotrzebnych kierunków - z ich frustracją, że muszą marnować się na zmywakach - to wyjdą miliardy.

Miało być wspaniale, wyszło gorzej niż zwykle. Nie ma alibi ani okoliczności łagodzących. Już 20 czy 10 lat temu był opisany i zdiagnozowany katastrofalny efekt podobnej polityki w zachodnich systemach edukacji. Wystarczyło chcieć to dostrzec. Ale nie wysnuto żadnych wniosków. Jedynie zdroworozsądkowi Niemcy nie dali się omamić ideą magistra dla wszystkich i zachowali szkolnictwo zawodowe. I dobrze na tym wyszli.

U nas rzetelny fachowiec stał się dobrem równie rzadkim, jak był w PRL.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski