Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Familienbetrieb

Redakcja
Tu może chodzić o względy światopoglądowe, ale też o władzę i pieniądze - Dobrze, że Johann tego nie widzi. Kiedy zmarł, wszystko zaczęło się rozłazić - mówi jeden z sąsiadów Krollów w Gogolinie.

BOGDAN WASZTYL

BOGDAN WASZTYL

Tu może chodzić o względy światopoglądowe, ale też o władzę i pieniądze

- Dobrze, że Johann tego nie widzi. Kiedy zmarł, wszystko zaczęło się rozłazić - mówi jeden z sąsiadów Krollów w Gogolinie.

Henryk, syn Johanna, poseł, prezes Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim, jest wciąż jeszcze najbardziej wpływowym politykiem na Opolszczyźnie, a organizacja, którą kieruje - najważniejszą siłą polityczną w regionie. Wiele jednak wskazuje, że czasy świetności TSKN i jego lidera powoli się kończą. Z powodu niesnasek mniejszość utraciła bezpowrotnie część niemieckich dotacji. Ostatnio zaś kwestionuje się przywództwo Henryka Krolla. Mniejszości grozi rozpad. - Chcemy demokracji i podziału majątku - domagają się opozycjoniści.
 - Rozpad TSKN oznacza utratę władzy na Opolszczyźnie. To krecia, polityczna robota SLD - przypuszcza Kroll.
 - To zjawisko normalne - ocenia Stanisław Skakuj, który przez wiele lat odpowiadał za stosunki wojewódzkiej administracji z mniejszością niemiecką. - Mniejszość długo mówiła jednym głosem, bo tworzyła swą narodową tożsamość. Gdy już ją zbudowała, zaczęła organizować wpływy, okopywać się na stanowiskach. Teraz niezwykle silna i wpływowa, zaczyna się różnić. Tu może chodzić o względy światopoglądowe, ale i o władzę, i pieniądze.
\
 Właściwie nie wiadomo, dlaczego Johann Kroll został niekwestionowanym liderem. - Całe życie w domu mówił po niemiecku - twierdzi szwagierka Krolla z Rozkochowa. - Zawsze czuł się Niemcem.
 - E, tam - macha ręką mieszkaniec Obrowca, gdzie Kroll przez wiele lat był dyrektorem spółdzielni rolniczej. - Nie słyszałem, żeby po niemiecku gadał. Jak trzeba było, to się do partii zapisał, pierś po ludowe ordery wypinał. A jak inne czasy nastały, to się na niemiecki przerzucił.
 Po maturze w gimnazjum Carollineum Kroll chciał studiować. Wcześniej musiał jednak odbyć służbę wojskową. Z wojska wyszedł w maju 1942 roku; podczas walk na Krymie został ciężko ranny w nogi. Po wojnie został na Opolszczyźnie i zajął się pracą na roli. Zmienił nazwisko na Jan Król. W 1948 roku ożenił się i przeniósł do graniczącego z Gogolinem Obrowca. Wstąpił do PZPR, przez kilka kadencji był radnym w krapkowickiej Radzie Powiatowej. W 1975 roku założył RSP, która uchodziła za wzorcową w Polsce. Dostawał wysokie odznaczenia. Twierdził, że za dobrą pracę. - Był dobrym gospodarzem - wspomina były pracownik Krolla, dziś członek mniejszości niemieckiej. - W tamtych latach każdy z nas czuł się dobrym Polakiem. W spółdzielni mówiło się tylko po polsku, a o przeszłości przedwojennej i wojennej milczało jak grób.
 Inaczej tamte czasy zapamiętał Henryk Kroll: - Mojego ojca wciągnięto do PZPR szantażem, potem partia "pomogła" mu odejść ze spółdzielni. Ja też otarłem się o partię, ale trochę jako rozbójnik. Na początku lat osiemdziesiątych tak rozegrałem zebranie POP, że organizacja się rozsypała.
 Syn podążał za ojcem, ale długo stał w jego cieniu. Gdy w 1987 roku Johann zaczął wokół siebie gromadzić ludzi przyznających się do niemieckich korzeni, o Henryku mało kto słyszał. W 1989 roku przed domem Krollów w Gogolinie ustawiały się już długie kolejki chętnych do wpisania się na listy. Gdy wreszcie udało się zarejestrować towarzystwo mniejszości niemieckiej, Johann powiedział: - Wiadomo powszechnie, że każdy Ślązak jest Niemcem. Tu Polski nie było przez sześć stuleci. Przez ten cały czas Śląsk był pod niemieckim wpływem. Chcemy mieć prawo do języka i obyczaju, do szkół. Pragniemy tolerancji.
 Kiedy w kilka lat później odsłaniał zrekonstruowany pomnik niemieckich żołnierzy podczas deklamacji wiersza "Die Deutsche Soldaten", z oczu popłynęły mu łzy.
 Na początku lat 90. odstąpił fotel przewodniczącego stowarzyszenia opolskich Niemców Krollowi juniorowi. Dla siebie zachował honorowe przewodnictwo. W ubiegłym roku prezydent RFN odznaczył go Krzyżem Zasługi ze Wstęgą Orderu Zasługi Republiki Federalnej Niemiec za to, że "Dzięki niemu mogło w Polsce zaistnieć oficjalnie zarejestrowane towarzystwo Niemców". W marcu tego roku Johann Kroll zmarł. Odszedł w przekonaniu, że jednolita mniejszość niemiecka z silnym przywództwem wywalczyła sobie mocną pozycję na Opolszczyźnie i może decydować o losach "Heimatu".
\

 Stosunki mniejszości niemieckiej z polską administracją nigdy nie były tak dobre jak dziś. Adam Pęzioł, nowy, prawicowy pełnomocnik wojewody, który przybył na Opolszczyznę z Podkarpacia, uznał, że najważniejszy jest spokój społeczny. Jego administracja nie mnoży przed mniejszością urzędowych przeszkód, nie walczy o symbole. Wojewodzie nie przeszkadza to, że z rozrzuconych po Opolszczyźnie pomników poświęconych niemieckim żołnierzom poległym w obu wojnach światowych nie zniknęły symbole kojarzące się z III Rzeszą (choć, zgodnie z prawem, powinny), ani to, że radni z Bierawy nie zmienili w statucie gminy zapisu, iż "gmina zamieszkana jest w większości przez ludność narodowości polskiej i niemieckiej oraz ludność innych narodowości" (choć tak nakazał Naczelny Sąd Administracyjny).
 - Wojewoda toleruje rosnące przywileje mniejszości niemieckiej, zaniedbując przy tym polski żywioł na Śląsku. Wszystko po to, by nie narazić na szwank stosunków polsko-niemieckich - mówią krytycy. "Karygodny brak troski o podtrzymywanie polskich tradycji" zarzucili wojewodzie posłowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Ostatnio z bardzo ostrą krytyką wystąpił Janusz Dobrosz, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego z Wrocławia. Dobrosz mówi o przyzwoleniu administracji na "regermanizację tych ziem". W procesie tym, zdaniem Dobrosza, udział biorą bezczynne polskie władze, polska szkoła, Kościół oraz niemiecki rząd łożący pieniądze "na potężną falę niemieckiej indoktrynacji".
 "Język niemiecki dla około 30 tysięcy uczniów jest nauczany jako język ojczysty, choć dzieci tego języka nie znają. Z młodzieży edukowanej w zakłamanym procesie dydaktycznym przyzwoici ludzie nie wyrosną" - czytamy w poselskiej interpelacji. Wtórujący posłowi "patrioci" mówią o ofensywie działaczy TSKN na stanowiska w urzędach samorządowych wszystkich szczebli, o podwójnym obywatelstwie (a więc i braku lojalności) autochtonów, o przywilejach i niemieckich pieniądzach. Najbardziej boli ich jednak to, że w rocznicę wybuchu pierwszego powstania śląskiego wojewoda zaprosił liderów mniejszości pod pomnik Czynu Powstańczego i zasugerował, że Góra św. Anny powinna się stać "świętą górą polsko-niemieckiego pojednania".
 Zupełnie inne zdanie mają przedstawiciele TSKN i wojewody. - Nigdy tak dobrze nie było. Nowy wojewoda uspokoił Opolszczyznę - przekonują.
 - Nie popełnimy błędu PRL-u - deklaruje wojewoda Pęzioł. - Po wojnie zbyt często w opolskich wioskach sołtysami zostawali byli działacze NSDAP i szabrownicy z Kongresówki, a wierni Polsce autochtoni byli odsuwani na margines. Generał Zawadzki twierdził, że Niemiec komunista lepszy jest od Polaka-patrioty. W efekcie w ciągu kilku lat komunistyczne władze dokonały tego, czego Niemcy nie potrafiły zrobić przez kilkaset: zmieniły Ślązaków w Niemców.
 W otoczeniu wojewody można usłyszeć nieśmiałe sugestie, że ta miękka polityka wobec mniejszości doprowadzi być może do procesu odwrotnego i Ślązaków czujących się Niemcami przemieni w Polaków. - Proszę zauważyć, że ci ludzie żyją okrakiem na granicy - tłumaczy jeden z urzędników. - W każdą niedzielę wyjeżdża z Opola kilkadziesiąt autobusów do Niemiec. Ludzie jadą do pracy i często wracają na weekend. Tam harują i czują się gorsi. Tylko w rodzinnej wiosce są kimś. Mogą rozkręcić własny biznes albo spróbować kariery publicznej. W Niemczech nie mają na to szans.
 Stanisław Skakuj dostrzega wśród liderów TSKN wielką ewolucję postaw. Niepokoi go tylko jedno - wskutek reformy administracyjnej wojewoda utracił uprawnienia nadzorcze wobec mniejszości. Przeszły one na szczebel powiatu. - A przecież wiadomo, że mniejszość niemiecka jest na Opolszczyźnie największą siłą polityczną. W wielu gminach i powiatach zdobyła ponad połowę mandatów. Może sama rządzić. Czy będzie nadzorować samą siebie? - pyta.
\
 Bez Krolla seniora być może nie byłoby mniejszości niemieckiej w Polsce, bez Krolla juniora mniejszość na pewno nie byłaby najpoważniejszą siłą polityczną na Opolszczyźnie. - Z początku to był wielki żywioł, który trudno było opanować - wspomina Henryk Kroll, poseł od trzech kadencji. - Nie planowaliśmy zwycięstwa, dzięki wyborom chcieliśmy tylko zaistnieć.
 Wtedy, w 1989 roku Kroll kandydował do Senatu. Jego rywalką była prof. Dorota Simonides. Pierwszą turę wygrał, drugą - przegrał. Zdobył jednak 125 tysięcy głosów i odtąd istnienia mniejszości już nikt nie mógł kwestionować. Ruszyła lawina. Starzy szybko zaczęli sobie przypominać niemiecką mowę, młodzi - uczyć się języka. Pozmieniali nazwiska, zaczęli się stowarzyszać. Co bardziej radykalni wnioskowali o zmianę granic i włączenie Śląska do Niemiec, albo o przyznanie autonomii. Niektórzy mówili o polskiej okupacji. Stoczyli bezkrwawy bój z władzą o nazwy stowarzyszeń, o nauczanie niemieckiego w szkołach, o prawo do wywieszania obok polskich również niemieckich tabliczek z nazwami ulic i miejscowości oraz - chyba najbardziej spektakularny - o pomniki. Te, ku czci poległych w niemieckim wojsku w obu wojnach i zamordowanych przez okupacyjne władze zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu. Stawiano je "na dziko", bez potrzebnych zezwoleń. O wszystkim decydowała lokalna społeczność i lokalne władze. Gdzieniegdzie na kamienne tablice wracała militarna symbolika hitlerowskich Niemiec.
 Zajęcia bardziej pojednawczej postawy domagał się od opolskiej mniejszości niemiecki rząd. I ewolucja rzeczywiście nastąpiła. Że ktoś rozprowadzał mapy Europy z 1937 roku? Jakiś wariat. Że w Dziewkowicach ulokowali się emisariusze niemieckiej "Nationale Offensive", niewielkiej neonazistowskiej partii? To maniacy. Po wielu latach udało się opolskim Niemcom wypracować wspólną linię. Linię tę niezmiennie wyznacza Henryk Kroll. - Mniejszość przeszła taką ewolucję jak jej lider - ocenia Dorota Simonides. - To dojrzały, rozważny, przewidywalny polityk. Jeśli mogę mu coś zarzucić, to tylko to, że nie wychował sobie następców.
 Dziś opolscy Niemcy nastawieni są na pojednanie z Polakami i współpracę. Współrządzą regionem wspólnie z Akcją Wyborczą "Solidarność" i Unią Wolności. Mają większość w 30 gminach i 6 powiatach. Fundacja Rozwoju Śląska, która otrzymuje pieniądze od rządu niemieckiego na poprawę sytuacji bytowej Niemców na Opolszczyźnie, daje pieniądze wszystkim gminom, także tym, w których nie mieszkają Niemcy. Wojewoda opolski, postrzegany długo jako przeciwnik, stał się w końcu partnerem. W czasie festynu, z okazji pozostawienia województwa opolskiego na nowej mapie, powiewały na opolskim rynku żółto-niebieskie flagi, śpiewano polskie i niemieckie pieśni, a na zakończenie mniejszość niemiecka zafundowała miastu pokaz sztucznych ogni.
\

 Z anonimowych ulotek, które krążą po Opolszczyźnie, można się dowiedzieć, że poseł Kroll jest despotą i nie lubi demokracji; otacza się rodziną, niszczy przeciwników i chce mieć wpływ na wszystko. - Autorzy tych paszkwili nie wiedzą, co czynią - mówi Henryk Kroll. - Ten wściekły atak ma doprowadzić do jednego, do rozbicia mniejszości i przejęcia jej wpływów.
 Przez wiele lat przywództwa Krollów nikt nie kwestionował. Pozycja Johanna nie została podważona aż do jego śmierci, w Henryka próbowano już raz uderzyć. Był to atak nieśmiały, mało zdecydowany, nie bezpośredni.
 - Krolla seniora bardzo zasmucił. Jego zdaniem, zbyt szybko objawili się wśród mniejszościowych działaczy mali ludzie o wielkich ambicjach - mówi stronnik Krolla.
 Atak był skierowany na Sebastiana Fikusa, szefa spółki Pro Futura, która za pieniądze z RFN robiła półgodzinny program telewizyjny poświęcony mniejszości. Byli współpracownicy zarzucili Fikusowi, że zlecił namalowanie na opolskich murach antyniemieckich napisów po to, aby je nazajutrz sfilmować jako dowód polskiej nietolerancji. Fikus wszystkiemu zaprzeczał, ale sprawa napisów zaczęła żyć własnym życiem. - To niebywałe, by za niemieckie pieniądze, z udziałem Niemców robić jątrzące programy dla mniejszości niemieckiej - oburzały się kolejne środowiska. Aby wyjaśnić konflikt wewnątrz spółki, powołano specjalną komisję. Zanim cokolwiek wyjaśniono, Fikus podał się do dymisji, a jego miejsce zajął związany z Krollem działacz mniejszościowy z Gogolina. - To nie był atak na moją osobę, ale próba skłócenia mniejszości - tłumaczył później Kroll.
 Nowy zarząd przyczyn konfliktu nie wyjaśnił, ale doprowadził do sytuacji, w której strona niemiecka wycofała się z finansowania magazynu. Program dla mniejszości przygotowuje teraz opolska redakcja katowickiej telewizji. - Nie dość, że straciliśmy pieniądze, to jeszcze utraciliśmy wpływ na program - denerwuje się jeden z opozycjonistów Krolla. - Odpowiedzialni za to powinni ponieść konsekwencje.
 Nie ponieśli. Na ubiegłorocznym zjeździe Henryk Kroll prawie jednogłośnie został wybrany na kolejną kadencję przewodniczącym TSKN. Pomruki niezadowolonych były jednak coraz bardziej słyszalne. Cicha wojna wciąż toczyła TSKN. Gdy przed rokiem Kroll zablokował kandydaturę byłego wojewody, Ryszarda Zembaczyńskiego, na stanowisko marszałka województwa, niektórzy działacze zaczęli zbierać podpisy przeciwko samowoli lidera. Uzbierali ich podobno kilka tysięcy. Później przeciw polityce Krolla wypowiedział się prof. Gerhard Bartodziej, były senator. Niebawem został w trybie nadzwyczajnym odwołany ze stanowiska prezesa Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych. Teraz przeciwko Krollowi wystąpili działacze mniejszości z powiatu opolskiego. Zarząd TSKN w powiecie podjął nawet uchwałę, w której zażądał, by Kroll podzielił się władzą. - Powiat opolski chce mieć swojego posła, a także przedstawicieli we władzach VdG i Fundacji Rozwoju Śląska. Jeśli nasze postulaty nie zostaną spełnione, nie wykluczamy założenia własnego towarzystwa - zapewnia Leon Joschko.
 - Domagamy się decentralizacji i demokratyzacji - wtóruje mu Bernard Sojka - mamy dość dyktatury ekipy z Gogolina. Mniejszość nie może funkcjonować jak "Familienbetrieb" (interes rodzinny).
 W skład "Familienbetrieb" - zdaniem opozycji - wchodzą Richard Donitza, Helmut Paździor, Johann Lehnort i Bernard Smolarek, którzy mają decydujący głos w TSKN, VdG i Fundacji Rozwoju Śląska. - W tym zamkniętym kręgu, w którym zapadają najważniejsze decyzje, nie ma nikogo z powiatu opolskiego, choć mieszka w nim więcej członków mniejszości niż w powiatach krapkowickim i oleskim razem wziętych - denerwuje się Sojka.
 Opolscy działacze żądają nadania osobowości prawnej zarządom powiatowym TSKN oraz przekazania im majątku towarzystwa oraz dopuszczenia do decydowania młodych i wykształconych samorządowców. - Ci ludzie mogliby stać się lokalnymi liderami, ale boją się gniewu Krolla, tego, że gdy dostrzeże w nich konkurentów, to ich utrąci. Kroll ma wielkie wpływy i długie ręce. On już, niestety, nie jest liderem, on chce być wodzem, który usiłuje podporządkować sobie wszystko - podkreśla z naciskiem Joschko.
 - Wszystkie struktury TSKN są wybierane w sposób demokratyczny i ja tak zostałem wybrany. Podważanie tego nie służy mniejszości - twierdzi Henryk Kroll. Innych zarzutów nie chce komentować, bo, jego zdaniem, są żenujące. - To zwykłe awanturnictwo i wyraz politycznej głupoty sfrustrowanych, przegranych działaczy. Rozbijanie mniejszości może prowadzić do politycznego samobójstwa. Nie będziemy mieli posła, utracimy władzę w regionie.
 Na aspekt walki o władzę w regionie zwraca uwagę jeden z pracowników Urzędu Wojewódzkiego. - Sfrustrowani działacze SLD dogadują się ze sfrustrowanymi działaczami TSKN. Jedni i drudzy chcą dorwać się do władzy. Aby do tego doprowadzić, muszą utrącić Krolla, albo rozbić związek.
 SLD, które wygrało wybory do sejmiku, wciąż pozostaje w opozycji, ponieważ poseł Kroll dogadał się, z prawicą i Unią Wolności. - Grając na rozbicie TSKN, SLD stara się przyciągnąć do siebie Krolla (licząc, że przerazi go możliwość rozpadu towarzystwa), albo walczących z nim Niemców z powiatu opolskiego. Taka gra jest dla mniejszości bardzo groźna. Groźna jest również dla samego Krolla.
 - To nie jest żaden bunt - poseł Kroll stara się bagatelizować zagrożenie. - Nie mam też pewności, czy Zarząd TSKN powiatu opolskiego rzeczywiście podjął tę kontrowersyjną uchwałę. - Dochodzą do mnie różne głosy.
 - Uchwała została przyjęta jednogłośnie - podkreśla Sojka - TSKN trzeba zreformować. Nie zrezygnujemy z naszych postulatów.
 Wydaje się mało prawdopodobne, aby Henryk Kroll zgodził się kandydować do Senatu, bądź spełnić inne postulaty opozycjonistów. Spór będzie więc eskalować, umiejętnie podsycany przez zainteresowanych polityków. Sojka wcale nie ukrywa, że od dłuższego czasu prowadzi rozmowy z SLD. - Niewykluczone, że nasz przedstawiciel znajdzie się na listach SLD podczas wyborów do parlamentu - twierdzi.
 Inne ugrupowania polityczne nie chcą w tej sprawie zajmować stanowiska. Podobnie władze wojewódzkie i niemiecki konsul. - To wewnętrzna sprawa mniejszości - tłumaczą i czekają z niepokojem na wynik sporu. Nieoficjalnie jednak przyznają, że obawiają się rozpadu TSKN albo detronizacji Krolla. - Kroll to rozważny, przewidywalny polityk. Jego oponenci to jedna wielka niewiadoma.
 Czy polityczne gierki zburzą społeczny spokój?

Bogdan Wasztyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski