Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fascynują mnie ludzkie dramaty

Redakcja
Fot. EMI Music Poland
Fot. EMI Music Poland
Być może gdyby nie wyjechała do Anglii, nie mogłaby tworzyć swej muzyki z takim rozmachem, na jaki może sobie teraz pozwolić. Ale z drugiej strony – może byłaby bardziej znana w swej ojczyźnie. Teraz nadarza się rzadka okazja by nadrobić tę zaległość. Pati Yang przyjeżdża na trasę koncertową do Polski i wystąpi również w Krakowie we wtorek 6 grudnia w klubie Żaczek.

Fot. EMI Music Poland

Właściwie już od urodzenia była skazana na muzykę. Wychowała się u boku lidera grupy Lady Pank – Jan Borysewicz. Dlatego najmłodsze lata spędziła z rodzicami w trasach koncertowych, jakie zespół grał w całej Polsce. Również w domu było ciągle gwarno – przewijał się bowiem przezeń kwiat ówczesnej sceny rockowej nad Wisłą. Wychowywana w atmosferze otwartości wyrosła na osobę mocno przywiązaną do indywidualnej wolności.

- Odkąd pamiętam, buntowałam się przeciw odgórnie narzucanym zasadom, szczególnie jeśli wydawały mi się nielogiczne. A komunizm polegał właśnie na nielogicznym tępieniu indywidualności, przy jednoczesnym braku empatii ludzi wobec siebie nawzajem. To system przyzwyczajał wszystkich, by tłumili w sobie wrodzone poczucie wolności, bo nie było innego wyjścia. Widziałam to wszędzie wokół, ale nie we własnym domu, bo w nim zawsze gościliśmy różnych artystów. I właśnie najciekawsze było codzienne doświadczanie zderzenia tych dwóch rzeczywistości i możliwość manewrowania pomiędzy nimi.

Od małego Patrycja wykazywała muzyczne talenty. Już jako nastolatka zaczęła tworzyć własne piosenki. Akurat na świecie pojawiła się moda na mroczny trip-hop, dzięki sukcesom zespołów z angielskiego Bristolu i Manchesteru – Massive Attack, Portishead czy Lamb. Choć Borysewicz rozstał się z jej matką, nie odmówił Pati pomocy – dzięki temu młoda dziewczyna otrzymała szansę nagrania debiutanckiego albumu dla wytwórni Sony. W produkcji piosenek pomógł jej Jarogniew Milewski, realizator znany wtedy głównie ze współpracy z Liroyem przy słynnym „Alboomie”. Debiutancka „Jaszczurka” opublikowana pod pseudonimem Pati Yang była dla wszystkich zaskoczeniem – na płytę składały się bowiem wyjątkowo dojrzałe utwory utrzymane w gęstym klimacie dusznej elektroniki, uzupełnione wyrazistymi wokalizami i głęboko emocjonalnymi tekstami. Przecież jej autorka miała dopiero osiemnaście lat!

- Dlaczego fascynują mnie mroczne dźwięki? Składa się na to wiele czynników. W jakimś sensie miałam wielkie szczęście, bo od już od szóstego miesiąca miałam życie pełne przygód. A będąc naturalnym nadwrażliwcem, wszystko czego doświadczałam odbierałam w spotęgowany sposób. Poza tym, od zawsze fascynują mnie ludzkie dramaty: zaufanie i zdrada, piękno i ból, rozum i szaleństwo oraz to, jak daleko można w życiu przeciągać strunę, aby jednak potem móc bezpiecznie wrócić. To jedyna szkoła, której zawdzięczam wszystko. Z ciemnością jest jak z szufladą pełną starych zdjęć, którą kiedyś trzeba otworzyć.
Sukces artystyczny „Jaszczurki” sprawił, że Patrycja trafiła do Radiostacji, gdzie w audycji „Moc na noc” mogła prezentować swoją ulubioną muzykę. W tym czasie pracowała również nad nowymi piosenkami – choć materiał ten nie został nigdy ukończony, trafił do Internetu i dziś funkcjonuje w sieci jako „Unreleased Songs”.

Mając możliwość wyjazdu do Londynu, wokalistka opuściła Polskę w 2001 roku. Tam poznała Stephena Miltona, angielskiego muzyka sesyjnego, który wówczas zaczął robić karierę w kinie, współtworząc soundtracki do znanych filmów, choćby dwóch kolejnych obrazów o przygodach Jamesa Bonda, „Świat to za mało” i „Śmierć nadejdzie jutro”.

- Pracując nad „Jaszczurką” z Jarogniewem Milewskim w 1998 roku, mieliśmy taką ulubioną płytę z samplami bębnów, nagraną przez japońskiego perkusistę Gota Yashiki. Kilka lat wcześniej szesnastoletni Stephen opuścił rodzinny Kent i przeprowadził się do Londynu. Tam, pokazał swoje nagrania... Yashiki. Ten, zachwycony jego grą, zaczął z nim współpracować. W efekcie powstała właśnie ta płyta, która stanowiła dla mnie inspirację przy pracy nad „Jaszczurką”.

Początkowo Patrycja towarzyszyła Hiltonowi przy jego projektach. Dopiero potem skoncentrowała się na własnej muzyce. W rewanżu Hilton podjął się produkcji jej nowego albumu. Wydany w 2005 roku „Silent Treatment” okazał się muzyczną kontynuacją „Jaszczurki” – ale znacznie lepiej zrealizowaną i wykonaną. Płyta spodobała się również w Polsce – jej autorka została obsypana licznymi nagrodami, zaproszono ją nawet na festiwal w Opolu, któremu próbowano wtedy nadać odświeżoną formułę.

Dwa lata później objawił się FlyKKillr – wspólne przedsięwzięcie Yang i Hiltona, którzy w międzyczasie zostali małżeństwem. Nagrany przezeń „Experiments In Violent Light” był dziełem wielowątkowym – nowoczesna elektronika łączyła się tutaj z niepokojącym klimatem o gotyckim nastroju, a wokalną ekwilibrystykę Patrycji wspierały wyraziste podkłady rytmiczne o klubowej proweniencji.
- Każdy projekt to w pewnym sensie małżeństwo. Dodatkowo, w naszej sytuacji, nie ma rozróżnienia pomiędzy pracą a życiem prywatnym, bo pracujemy właściwie bez przerwy. Trochę mi szkoda, że nie nam czasu nawet na życie towarzyskie albo weekendowe wypady. Nie chcemy jednak traktować tego, co robimy w studio jako „pracy”. Mawiamy czasem, że jak jakiś kawałek, który nagrywamy zaczyna być efektem „pracy” to znaczy, że trzeba go wyrzucić do śmieci.

Materiał na kolejny album Patrycji powstawał w trzech studiach – w Los Angeles, Londynie i... podwarszawskim Izabelinie. Ponieważ wokalistka uczestniczyła w projektach Hiltona realizowanych wspólnie z brytyjskim producentem Davidem Holmesem na potrzeby filmów Stevena Soderbergha, na „Faith, Hope + Fury” pojawiły się echa typowej dla tychże soundtracków psychodelii z lat 60. Wpisane one były jednak w formułę piosenki – z powodzeniem utwory te można było zaliczyć do kategorii alternatywnego popu.

- Piosenki to przecież poezja, tylko mieszkająca „w ogrodzie dźwięków”. Nie jest sztuką stworzenie czegoś, co dotrze do pięciu osób. Podobnie jak gatunki muzyczne, także formy wypowiedzi dźwiękowych mogą być narzędziem w komunikacji, pozwalać na dialog emocjonalny ze słuchaczem. W końcu, kiedy oddaję płytę w ręce odbiorców, przestaje ona być moja – należy wtedy do wszystkich, którym jest bliska. Tylko od słuchacza zależy, czy dana płyta pozostanie niszowa, czy przejdzie na trwałe do kultury masowej. Jeśli coś, co jest na dobrym poziomie okazuje się być popularne, to świadczy tylko o tym, że ludzie są wrażliwi, ale i wymagający.

Dynamicznie rozwijającą się karierę Patrycji przyhamowały problemy osobiste – dwa lata temu zakończyło się jej małżeństwo z Hiltonem. To sprawiło, że pracując nad nowymi utworami wokalistka zaangażowała innego producenta. Został nim Joe Cross z angielskiego kwartetu Performance, który zasłynął jako realizator bestsellerowego albumu duetu Hurts – „Happiness”. Para twórców pracowała tym razem w dwóch miastach – w Warszawie i w Manchesterze. W efekcie powstał album „Sparks And Wires”, który z jednej strony stanowi wręcz ekshibicjonistyczne rozliczenie się Yang z dramatem rozstania, a z drugiej strony śmiało flirtuje z przebojowym synth-popem. Co najciekawsze – w niektórych nagraniach Patrycja sięgnęła po zupełnie nieznane w jej przypadku rejestry wokalne.
- W pewnym momencie tłumione emocje spowodowały, że w ogóle przestałam śpiewać. To było tuż po rozwodzie. Dopiero potem powoli się otworzyłam. I znów zaczęłam śpiewać – ale zupełnie inaczej. Sama byłam zaskoczona tymi nowymi rejestrami. To może brzmieć jak żart, ale emocje naprawdę tłumimy w gardle. I to słychać.

W ramach promocji „Sparks & Wires” wokalistka przyjeżdża na trzy koncerty do Polski. To rzadka okazja, aby zobaczyć ją na scenie. Jak wypadnie jej spotkanie z rodzimą publicznością?

Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski