Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fatos Beqiraj z Wisły: Z każdym meczem będę prezentował się coraz lepiej

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
wisla.krakow.pl
- Przyszedłem tutaj cieszyć się grą w piłkę. Nie chcę mówić, że strzelę określoną liczbę goli, bo nie lubię tego robić i nigdy takich deklaracji nie składam. To, co mogę obiecać, to że do każdego treningu i każdego meczu będę podchodził ze stuprocentowym zaangażowaniem - mówi Fatos Beqiraj, nowy napastnik Wisły Kraków.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Na początek gratulacje za bramkę, jaką strzelił pan dla reprezentacji Czarnogóry w meczu z Luksemburgiem. Pewnie miło było znów poczuć radość, jak piłka wpadła do siatki?
- Dziękuję za gratulacje. Oczywiście jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się strzelić tego gola, ale ważniejsze było dla mnie to, że wygraliśmy dwa mecze w Lidze Narodów. Mamy sześć punktów po tych dwóch spotkaniach, co bardzo nas wszystkich cieszy.

- To był pański pierwszy gol od lutego, gdy trafił pan do siatki w meczu ligi izraelskiej Maccabi Netanja - Hapoel Ra’ananna. Zgadza się?
- Tak, wszystko się zgadza. Niedługo po tym meczu z powodu pandemii liga izraelska zawiesiła rozgrywki. Po ich wznowieniu zagrałem już tylko w jednym meczu, a później rozstałem się z Maccabi i wróciłem do domu.

- Początki w Wiśle nie są dla pana łatwe. Widać po pana dyspozycji, że miał pan długą przerwę w grze. Ile czasu potrzebuje Fatos Beqiraj, żeby być w optymalnej formie?
- Wszyscy powinni zrozumieć, że znalazłem się w nowej dla siebie sytuacji. Nowy klub, nowy kraj, nowa liga, wszystko jest dla mnie nowe. Przeszedłem jednak do Wisły pomóc jej wygrywać, strzelać dla niej bramki i grać tak, żeby kibice byli ze mnie zadowoleni. Jestem pewien, że już wkrótce będę w takiej dyspozycji, która pozwoli mi osiągać wszystkie te cele. Pracuję na to ciężko każdego dnia.

Jakub Błaszczykowski kupił trzy apartamenty w wieżowcu Złota 44

Jakub Błaszczykowski z Wisły Kraków zainwestował w luksusowe...

- Ile brakuje panu do tego, żeby być w formie fizycznej?
- Nie sądzę, żeby z moją formą fizyczną był jakiś poważny problem. To czego przede wszystkim brakowało mi w ostatnim czasie, to regularnej gry. Tak jak mówiłem wcześniej, przez pandemię koronawirusa rozgrywki w Izraelu zostały zawieszone, a po ich wznowieniu nie grałem dużo. To czego w tej chwili najbardziej potrzebuję, to właśnie gry, która pomoże mi w adaptacji w nowej lidze. Jestem pewien, że z każdym meczem będę prezentował się coraz lepiej.

- Muszę pana zapytać o jedną rzecz, która wśród kibiców stała się przedmiotem debaty. Jak to jest z pańską wagą? Ma pan za dużo kilogramów, czy po prostu taka jest budowa pańskiego ciała?
- Nie mam za dużo kilogramów. Mogę wszystkich zapewnić, że przez ostatnie dziesięć lat moja waga jest taka sama. Nie jest możliwe, żeby z nadwagą utrzymywać się w profesjonalnym futbolu. We wszystkich klubach, których grałem w ostatnich latach, miałem taką samą wagę, starałem się zawsze utrzymywać ją na optymalnym dla mnie poziomie. Mogę powiedzieć, że moja waga dzisiaj jest dokładnie taka sama, jak wtedy gdy grałem w Lidze Mistrzów, czy rozgrywałem dziesiątki spotkań w reprezentacji Czarnogóry.

- Fakty są jednak również takie, że po pańskich pierwszych występach w Wiśle spadła na pana duża krytyka. Po pierwsze czy docierała ona do pana, a jeśli tak, to jak pan sobie z nią radzi?
- Podchodzę do tego w ten sposób, że słucham, co ma mi do powiedzenia trener i ludzie w klubie. To jest dla mnie istotne. Szczerze mówiąc nie przywiązuję zbyt dużej wagi do tego, co mówi i pisze się o mnie w mediach. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie grałem tak, jak oczekuje się tego ode mnie, ale tak jak powiedziałem wcześniej, mogę zapewnić, że będę robił wszystko, co w mojej mocy, żeby moja dyspozycja była coraz lepsza.

- Zostawmy na moment Wisłę. Chciałem zapytać o początki pańskiej kariery, które nie były łatwe. Pański kraj został zniszczony przez wojnę. Pewnie po takich przeżyciach człowiek staje się już na tyle mocny, że nie przejmuje się w życiu rzeczami nieistotnymi?
- To prawda. Pokonałem trudną drogę w mojej karierze, żeby dojść do miejsca, w którym dzisiaj jestem. Rzeczywiście jest tak, że jeśli w młodym wieku oglądasz takie rzeczy, jak ja, to później bardzo doceniasz nawet drobne, dobre sprawy, które spotkają cię w życiu. Nie lubię szczerze mówiąc, opowiadać o tym, co działo się w czasie mojego dzieciństwa w Kosowie. Wolę mówić o dobrych momentach z mojej kariery. Chcę przy tym podkreślić, że ona jeszcze się nie skończyła. Czuję się bardzo dobrze i mam nadzieję, że będę mógł grać zawodowo w piłkę jeszcze przez cztery, pięć lat. To jest moja praca, którą bardzo lubię.

- Dość wcześnie wyjechał pan z Kosowa, przenosząc się do Czarnogóry. Dzisiaj czuje się pan bardziej Kosowarem czy Czarnogórcem?
- Pochodzę z Kosowa i nigdy o tym nie zapominam. Oczywiście mam paszport czarnogórski, gram dla reprezentacji tego kraju, ale wiem, gdzie są moje i mojej rodziny korzenie.

- Słyszałem różne opinie na temat pańskiej gry dla reprezentacji Kosowa. Proszę zatem wyjaśnić, czy miał pan w ogóle ofertę, żeby dla niej grać?
- Zagrałem już 71 razy dla reprezentacji Czarnogóry i czuję się z tego powodu dumny. Jeśli natomiast chodzi o kadrę Kosowa, to nigdy nie otrzymałem oficjalnej propozycji, żeby w niej zagrać. Owszem, były jakieś małe kontakty, rozmowy, ale to nie było nigdy nic oficjalnego.

- Jest pan prawdziwym piłkarskim obieżyświatem, bo Polska jest dziewiątym krajem, w którym pan gra w piłkę. Gdzie czuł się pan najlepiej?
- Na pewno bardzo dobry okres miałem w Dinamo Zagrzeb. Grałem tam regularnie. Przez dwa sezony miałem okazję występować w Lidze Mistrzów, również w Lidze Europy. Spędziłem tam naprawdę dobre 3,5 roku. Jeśli możesz grać w najlepszych rozgrywkach świata, jakimi jest Liga Mistrzów, to naprawdę jest się z czego cieszyć. Jeśli zdobywasz cztery mistrzostwa kraju, dwa puchary, to również jest powód do satysfakcji. Osobiście bardzo dobrze wspominam ten czas. Podobnie jest jednak w przypadku gry np. dla Dinamo Moskwa. To jeden z największych klubów w Rosji. Grając tam, czułem się bardzo dobrze.

Wisła Kraków montuje skład na sezon ekstraklasy 2020/2021. W tym miejscu informujemy o wszystkich faktach i plotkach związanych ze zmianami w drużynie "Białej Gwiazdy".

Wisła Kraków. Transfery, wypożyczenia, kontrakty, plotki - n...

- W 2014 roku zdecydował się pan opuścić Europę i wyjechać do Chin. Niektórzy uznali ten krok za zaskakujący, a jak pan wspomina swój roczny pobyt w Azji?
- Po sukcesach z Dinamo Zagrzeb rzeczywiście dostałem ofertę z Chin i była to bardzo dobra propozycja zarówno dla mnie, jak i dla klubu. Nie będę krył, że otrzymałem w Chinach bardzo dobre warunki finansowe. Było to dla mnie również niezwykle cenne doświadczenie pod każdym względem. Inna kultura, inne obyczaje, inna liga niż te w Europie. Wszystko tam było inne, ale cieszę się, że mogłem przeżyć w Chinach ten jeden rok. To był dopiero początek wielkiej popularności chińskiej ligi, do której dopiero w późniejszych latach zaczęły przychodzić naprawdę wielkie gwiazdy światowego futbolu. Już jednak w tym okresie, w którym ja tam występowałem, nie brakowało znanych nazwisk. Grali wtedy w Chinach choćby Alberto Gilardino, Alessandro Diamanti, czyli reprezentanci Włoch. Trenerami chińskich drużyn byli z kolei w tym czasie Marcello Lippi, Sven-Goran Eriksson. Naprawdę duże nazwiska. Już wtedy jakość chińskiej ligi była wysoka.

- Po roku zdecydował się pan jednak wrócić do Europy, choć znów wybrał pan zaskakujący kierunek, czyli Białoruś. W Dinamo Mińsk miał pan okazję znów pokazać się w europejskich pucharach.
- Po pobycie w Chinach pojawiła się m.in. oferta z Mińska, a po rozmowie z prezesem tego klubu uznałem, że to ciekawy projekt. Zespół miał szansę pokazać się w Lidze Europy, więc spodobał mi się pomysł przenosin tam. Rzeczywiście, dobrze odnalazłem się w Mińsku. Strzelałem bramki praktycznie we wszystkich rozgrywkach. Liga białoruska jest wnikliwie obserwowana przez ludzi z klubów rosyjskich. I pewnie dlatego dość szybko dostałem ofertę z Moskwy. A jeśli chce cię tak duży klub, jak Dinamo Moskwa, to szczerze mówiąc, nie ma co się długo zastanawiać.

- Nie wszystko jednak w Moskwie szło tak, jak pewnie pan sobie zaplanował, bo spadliście z rosyjskiej ekstraklasy. Pan jednak po spadku został. Czytałem opinie, że zyskał pan w ten sposób duży szacunek kibiców Dinamo, którzy docenili fakt, że w trudnym momencie nie zostawił pan klubu.
- To było dla wszystkich duże zaskoczenie. Dinamo niewiele wcześniej grało przecież w Lidze Europy, w której radziło sobie bardzo dobrze. Pojawiły się jednak w klubie duże problemy, które rzeczywiście zakończyły się spadkiem z Priemjer Ligi. Nie musiało do tego dojść, bo wiele meczów przegraliśmy bardzo nieszczęśliwie. Stało się jednak, a ja rzeczywiście postanowiłem zostać i pomóc naprawić to, co zepsuliśmy. Już po roku znowu byliśmy w Priemjer Lidze.

- Pan niedługo później zdecydował się jednak pożegnać z Moskwą, by podpisać długi, 3,5-letni kontrakt z KV Mechelen. Co w takim razie stało się w Belgii, że po ledwie pół roku rozwiązaliście umowę?
- Oferta z Mechelen była dla mnie bardzo dobra. Pod każdym względem. Przychodziłem tam jako jeden z droższych piłkarzy. Traktowano to jako duży transfer. Mój problem polegał jednak na tym, że chciał mnie jeden trener, Aleksandar Janković, a niedługo po podpisaniu kontraktu przyszedł inny, Dennis van Wijk, który już za bardzo w swoim zespole mnie nie widział. Owszem miałem w Mechelen długi kontrakt, ale ja przede wszystkim kocham grać. Grać, a nie siedzieć na ławce, czy w rezerwach. Uznałem zatem, że skoro w Belgii nie mam za dużych szans, żeby występować regularnie, to dla obu stron lepiej będzie się rozstać. I dlatego tak szybko rozwiązałem umowę.

- I w ten sposób znów dokonał pan przenosin o kilka tysięcy kilometrów. Tym razem do Izraela. Nosi pan po świecie…
- Cała tajemnica tego transferu tkwi w tym, że dzień po tym, jak rozwiązałem kontrakt w Belgii, zamknęło się w wielu krajach okno transferowe, drużyny miały skompletowane kadry. Okno transferowe było jeszcze otwarte natomiast m.in. w Izraelu. Miałem zatem wybór, albo przyjmę ofertę z tego kraju, albo czekają mnie trzy, cztery miesiące bez grania. Maccabi mnie chciało, mocno o mnie zabiegało i z perspektywy czasu wiem, że to był dobry wybór. W nowym kraju znów poczułem się dobrze. Grało mi się dobrze w Maccabi, mieliśmy niezłe wyniki. Do końca sezonu walczyliśmy o bardzo wysokie miejsce. Mieliśmy nawet szansę na wicemistrzostwo Izraela, ale przegraliśmy ostatni mecz i skończyło się na miejscu czwartym. Mnie również dobrze tam się grało, strzelałem sporo bramek. Drugi sezon, tak jak na całym świecie, był już zupełnie inny w związku z koronawirusem. Rozmawialiśmy w Maccabi na temat nowego kontraktu. Miałem od nich ofertę przedłużenia umowy na kolejne dwa sezony, ale ostatecznie z różnych przyczyn rozstaliśmy się. W zgodzie jednak, bo to jest klub, w którym mam zawsze otwarte drzwi. Gdy już wiedziałem, że będę opuszczał Izrael, przyszła oferta z Wisły. Gdy poinformował mnie o tym mój menedżer, nie zastanawiałem się przesadnie długo. Powiedziałem do niego, że chcę tam iść. Sporo słyszałem wcześniej o Wiśle, bo interesuję się piłką w całej Europie. Wiedziałem, że to duży klub z bogatą historią.

- Ponoć radził się pan również Vukana Savicevicia, czy przyjąć ofertę Wisły.
- Tak, rozmawiałem z nim. Potwierdził wszystko to, o czym czytałem wcześniej w internecie. Powiedział, że Wisła to wielki klub ze wspaniałymi kibicami, a Kraków to piękne miasto. To tylko utwierdziło mnie w podjęciu decyzji o przenosinach do Polski.

- Podpisał pan z Wisłą dwuletni kontrakt. Jakie ma pan nadzieje z tym związane?
- Przyszedłem tutaj cieszyć się grą w piłkę. Chcę pomóc Wiśle osiągać jak najlepsze wyniki. Nie chcę mówić, że strzelę jakąś określoną liczbę goli, bo nie lubię tego robić i nigdy takich deklaracji nie składam. To, co mogę obiecać, to że do każdego treningu i każdego meczu będę podchodził ze stuprocentowym zaangażowaniem. Mój cel jest taki, żeby po zakończeniu sezonu wszyscy w klubie i wokół niego, czyli trener, prezesi, koledzy z drużyny i kibice mogli powiedzieć, że są zadowoleni z tego, co pokazał Fatos Beqiraj.

- To na zakończenie zapytam jeszcze o rodzinę. Mówił pan niedawno, że dołączy do pana po meczach reprezentacji. Jesteście już razem w Krakowie?
- Niestety nie. Rzeczywiście tak miało być, że rodzina dołączy do mnie po meczach kadry, ale na razie jest to niemożliwe. Sytuacja związana z koronawirusem sprawiła, że nie ma obecnie lotów z Czarnogóry do Polski. Musimy jeszcze trochę poczekać aż będziemy mogli być razem.

Po pierwszych zdjęciach wykonanych z wykorzystaniem redakcyjnego drona, na których można było poznać z nowej perspektywy boiska i stadiony krakowskich drużyn piłkarskich, czas na drugą porcję unikatowych ujęć.

Stadiony w Krakowie z lotu ptaka cz. 2 [ZDJĘCIA Z DRONA]

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Fatos Beqiraj z Wisły: Z każdym meczem będę prezentował się coraz lepiej - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski