Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fatum nad porozumieniami

Dorota Kowalska
To nie jest pierwsza próba zjednoczenia prawicy w Polsce. Przymierze dla Polski, konwent świętej Katarzyny, Akcja Wyborcza Solidarność... Ale nad prawicowymi porozumieniami zaciążyła jakaś klątwa. Dlatego najwyraźniej na wielkie połączenie trzeba będzie poczekać.

Starania podjęte przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego to nie pierwsza i nie ostatnia prośba scalenia różnych prawicowych bytów na polskiej scenie politycznej. Obserwujemy je od początku lat 90. Ale jak napisał w książce „O jednym takim… Biografia Jarosława Kaczyńskiego” Piotr Zaremba, nad prawicowymi porozumieniami zaciążyła jakaś klątwa.

– Oczywiście uczestniczyłem w tych wszystkich próbach. Zawsze pojawiały się problemy. Olbrzymia ich część była związana nie tyle z różnicami programowymi poszczególnych partii, co z ambicjami poszczególnych liderów. Nie chcę jednak nikogo oceniać, nikt nie był święty w tej kwestii – przyznaje Artur Balazs, były poseł i senator.

Dodaje, że dziś mamy sytuację wyjątkową, bo istnieje „wielka potrzeba absolutnej zmiany na polskiej scenie politycznej”. _– I nie wiem, czy wystarczy, żeby PiS zmienił Platformę u steru władzy. Tu potrzeba politycznego porozumienia ponad podziałami _– uważa Balazs.

Na początku lat 90. mieliśmy prawdziwy wysyp ugrupowań po prawej stronie sceny politycznej. Dlatego już od końca 1993 r. Jarosław Kaczyński, jako prezes Porozumienia Centrum, próbował się dogadać ze swoim najsilniejszym konkurentem, czyli Zjednoczeniem Chrześcijańsko-Narodowym. Do tego porozumienia dołączyły kolejne prawicowe partie i partyjki, tworząc blok Przymierze dla Polski. „Testem i zarazem motywem spajającym PdP były w czerwcu 1994 r. wybory samorządowe. Prawica wypadała w nich nadspodziewanie dobrze, jak gdyby wracając na scenę” – pisze Piotr Zaremba.

Wydawało się więc, że idzie ku dobremu. Przymierze przystąpiło nawet do rozmów z pozostałymi partiami prawicowymi, które jeszcze się w nim nie znalazły, ale skończyło się na niczym. Zmienił się też lider ZChN. Stonowanego Wiesława Chrzanowskiego zastąpił Ryszard Czarnecki, dzisiaj polityk PiS, który podczas długich dyskusji przyprawiał o ból głowy Ludwika Dorna, wówczas bliskiego współpracownika Jarosława Kaczyńskiego.

W tamtym czasie liderów prawicowych partii było wielu, każdy miał stronników, ambicje i idee. Te, które przyświecały Kaczyńskiemu, były znane. Terasa Torańska w 1994 r. wydała zapis rozmów, które przeprowadziła z Jarosławem Kaczyńskim. Opowiadał jej o tym, czym jest dla niego polityka i jaką ma jej wizję. W 1989 r., już po wyborach czerwcowych uważał, że porozumienia Okrągłego Stołu straciły historyczną legitymację, że należy rozbić stare układy, zdekomunizować Polskę, a Wojciecha Jaruzelskiego ukarać. Właśnie te hasła przyświecały Porozumieniu Centrum, które stworzył w 1990 r.

Kiedy w 1993 r. w PC nie działo się najlepiej, wielu postawiło na Kaczyńskim krzyżyk. W siedzibie partii wyłączono telefony, członkowie składali legitymacje, ale on się nie poddawał. I pozostawał racjonalny.

Jedynie na początku uczestniczył w konwencie świętej Katarzyny, bloku politycznym skupiającym polskie prawicowe partie polityczne, związki zawodowe i inne organizacje, działającym na przełomie 1994/95 r. Jednym z inicjatorów konwentu był ks. Józef Maj, proboszcz parafii św. Katarzyny w Warszawie, gdzie prowadzono obrady (stąd wzięła się nazwa koalicji).

W założeniu konwent miał być kolejną próbą połączenia prawicy, miał też doprowadzić do wyłonienia wspólnego kandydata w nadchodzących wyborach prezydenckich. Okazał się jednak farsą. _– Zamknęli się w kościele i potwornie kłócili _– mówi nam jeden z polityków prawicy. Mimo zaangażowania Kościoła, klątwa nie została zdjęta.

Ryszard Czarnecki tłumaczy jednak, że problem wziął się stąd, iż pojawił się pomysł, aby każda partia i partyjka oddała jeden głos na konkretnego kandydata. A przecież partia partii nierówna, nie mówiąc już o tym, że niektóre ugrupowania powstały tuż przed konwentem i tylko po to, aby wziąć w nim udział.

O nominację prezydencką ubiegało się oficjalnie osiem osób, z których cztery zrezygnowały. Przeprowadzono niejawne głosowanie sondażowe dotyczące czterech kandydatów: Adama Strzembosza, Jana Olszewskiego, Leszka Moczulskiego i Hanny Gronkiewicz-Waltz. Stronnicy ówczesnej prezes Narodowego Banku Polskiego ogłosili wygraną, przeciw czemu protestowali zwłaszcza zwolennicy Jana Olszewskiego.

– Ale wtedy też było przekonanie, że trzeba coś zmienić na prawicy, że wszystkie ręce na pokład. Niby wszyscy się pokłócili, ale koniec końców powstała wspólna lista i __kolejne wybory wygrał AWS – konstatuje Artur Balazs.

Bo właśnie Akcja Wyborcza Solidarność była inicjatywą, która przynajmniej na jakiś czas połączyła prawicę. – Moim zdaniem problem w zjednoczeniu, to problem ambicji poszczególnych liderów i braku hegemona. „Solidarność” takim hegemonem była – uważa z kolei Michał Kamiński, były członek PiS, obecnie związany z PO.

Inicjatorem powstania AWS był NSZZ „Solidarność”, który zawarł porozumienie z ugrupowaniami i stowarzyszeniami o charakterze prawicowym oraz antykomunistycznym.

Komitet Akcji Wyborczej Solidarność zwyciężył w wyborach parlamentarnych w 1997 r. Powstał koalicyjny rząd Jerzego Buzka z Leszkiem Balcerowiczem jako wicepremierem i ministrem finansów.

Ale Jarosław Kaczyński w 1997 r. wszedł do Sejmu z list Ruchu Odbudowy Polski, bo kontestował „kolesiostwo” w AWS. Padły wówczas jego słynne słowa pod adresem Akcji Wyborczej Solidarność, że dominuje w niej opcja „Teraz, k..., my”. Ludwik Dorn wszedł wtedy do Sejmu z list AWS. Po wyborach Kaczyński opuścił Ruch Odbudowy Polski, a Dorn AWS, i działali w Sejmie jako polityczny duet. Sam Kaczyński był jednak coraz bardziej sfrustrowany polską polityką, w której ewidentnie nie mógł znaleźć miejsca. Udzielał nawet wywiadów, w których zapowiadał wycofanie się z niej. Ale wbrew tym zapowiedziom czekał, a kiedy przyszedł odpowiedni moment, wyszedł z cienia.

W AWS coraz widoczniejsze były podziały i wewnętrzne animozje. W 2001 r. z AWS wyszło Stronnictwo Konserwatywno- -Ludowe i wzięło udział w tworzeniu PO. 15 maja tamtego roku z kolei komisja krajowa NSZZ „S” podjęła decyzję o wycofaniu związku zawodowego z Federacji AWS i nieuczestniczeniu w żadnej strukturze politycznej.

Ten moment wykorzystał Jarosław Kaczyński i na fali popularności swojego brata Lecha, który jako minister sprawiedliwości zyskał sympatię Polaków, stworzył PiS, którego kośćcem było Porozumienie Centrum.

A kiedy afera Rywina potwierdziła w oczach Polaków dużą część jego diagnoz, PiS zyskał znaczną popularność. To ona uczyniła Lecha Kaczyńskiego prezydentem, a jego brata Jarosława – premierem.

Polska prawica pozostała jednak podzielona. Podzieliło się samo PiS, z którego co jakiś czas odchodziła grupa posłów. A jest jeszcze przecież Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego, inne prawicowe ugrupowania.

Nawet więc jeśli Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro dogadają się z Kaczyńskim, powstanie mocna prawicowa koalicja, to na wielkie zjednoczenie prawicy trzeba jeszcze poczekać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski