Mieszkałem wówczas w Bielsku-Białej. Koło naszej szkoły szły ku granicy sowieckie konwoje; na Błoniach powstała ich baza. Mama kupowała na zapas cukier i mąkę, my, niewinne pacholęta, niewiele z tego wszystkiego rozumiejąc, patrzyliśmy na przejeżdżające transportery z wywalonymi językami. Ruscy, jak w roku 45, sadzali nas na kolana, opowiadali, jak brali ich w kamasze wprost z fabryk i prosili o wysyłanie listów do nic nie wiedzących o ich losie rodzin. A niektórzy dorośli robili z nimi interesy.
Do dziś pamiętam krążącą po Bielsku opowieść o pewnym sołdacie, który sprzedał Polakowi tranzystorowe radio. Za dwie dychy. Ucieszony poszedł do spożywczaka, nabrał towaru, ale rachunek wyniósł sporo ponad stówę. O jego zdziwieniu („Szto, za radio nie pokuszaju?”) krążyły legendy.
A ja wciąż zastanawiam się, czy był to słuszny akt oporu przeciw najeźdźcy, czy zwyczajne oszustwo…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?