Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal globalnej nadziei

Redakcja
W zakończonych kilka dni temu Światowych Dniach Młodzieży w Sydney wzięło udział około 200 tysięcy osób reprezentujących wszystkie kontynenty. Było to największe wydarzenie w tym mieście od ośmiu lat, czyli od czasu zakończenia igrzysk olimpijskich. Media australijskie zdawały się jednak tego nie dostrzegać, koncentrując swoją uwagę na aferach pedofilskich z udziałem księży. Stawiały one tamtejszy Kościół w trudnej sytuacji mogąc zaciążyć na wrażeniach, jakie uczestnicy Dni Młodzieży stamtąd wynieśli. W jeszcze trudniejszym położeniu znalazł się Benedykt XVI, od którego oczekiwano przeprosin za grzechy popełnione przez lokalny Kościół. Jednocześnie po raz kolejny musiał się on intelektualnie zmierzyć z wielotysięcznym tłumem młodych ludzi, od których faktycznie zależy to, czy Kościół - ten w Australii i w innych miejscach świata - będzie się w ogóle rozwijał.

ADAM BARTOSIEWICZ\*

Jaki jest zatem sens przeprowadzania Światowych Dni Młodzieży? Zorganizowanie ich w prawie dowolnym innym miejscu świata może wywołać emocje, podobne do tych, którymi żyły ostatnio media w Australii, chociaż ich treść może być inna. Po co jest potrzebna Kościołowi katolickiemu impreza masowa na tak wielką skalę? Wiąże się ona przecież z ogromnymi kosztami i gigantycznym wysiłkiem organizacyjnym, który porównać można właściwie tylko z olimpiadą czy mistrzostwami piłkarskimi.

Odpowiedź na globalizację

Przed poprzednimi Światowymi Dniami Młodzieży, które miały miejsce w 2005 roku w Kolonii, spekulowano o tym, że sam Benedykt XVI ma wątpliwości co do ich sensu. Od lat znana jest jego niechęć do celebracji liturgicznych z udziałem wielotysięcznego (a nawet wielomilionowego) tłumu. Jego zdaniem aktywne i w pełni zaangażowane uczestnictwo w takich nabożeństwach nie jest możliwe. Ponadto wielu hierarchom kościelnym nie do końca może się podobać wielokulturowość i niezwykła "ponadekumeniczna" otwartość tego swoistego festiwalu. Pojawiły się nawet przypuszczenia, że zorganizowana w Australii impreza może być ostatnia z tego cyklu, ponieważ papież nie ogłosi miejsca i daty kolejnego spotkania młodzieży. Jak wiadomo, stało się inaczej. Benedykt XVI zaprosił młodych za trzy lata i to do stolicy Hiszpanii, kraju rządzonego dziś przez ultralaicki ideowo rząd Zapatero.
Idea spotkań młodzieży była i nadal jest bardzo prosta. Wyraża ją jedno zdanie wyjęte z listu Jana Pawła II do młodych całego świata z 1985 roku - listu inaugurującego i otwierającego cały cykl Światowych Dni Młodzieży: "W Was jest nadzieja, ponieważ Wy należycie do przyszłości, a zarazem przyszłość do Was należy". Można wskazać kilka powodów zastosowania takiego sformułowania. W roku 1985 było już wiadome, że Kościół po dwudziestu latach obowiązywania reform Soboru Watykańskiego II zaczyna przeżywać kryzys, który, niestety, mógł się pogłębić. W Europie Zachodniej (w krajach za żelazną kurtyną było inaczej) proces laicyzacji stał się poważnym i dokuczliwym problemem - zaczęło brakować duchownych. Ameryka Łacińska nie mogła się wyrwać ze szponów teologii wyzwolenia, będącej - najprościej rzecz ujmując - próbą połączenia haseł rewolucji komunistycznej z nauczaniem społecznym Kościoła. W Afryce i Azji coraz poważniejszym konkurentem dla struktur kościelnych stał się islam. Natomiast Stany Zjednoczone Ameryki Północnej stały się niechlubnym symbolem masowego konsumpcjonizmu, poważnie znieczulającego, a nawet zabijającego wewnętrzny zmysł etyczny człowieka, czyli jego sumienie. O aferach seksualnych dopiero mieliśmy się dowiedzieć.
Na te zjawiska, dziejące się na różnych kontynentach i w różnych krajach, nałożyło się jeszcze jedno - globalizacja. Wówczas była ona czymś nowym, dopiero zaobserwowanym i nazwanym. Zaczęto o niej mówić w odniesieniu do różnych obszarów życia człowieka, w tym kultury i religii. Globalizacja dla Jana Pawła II była tyleż rzeczywistością stwarzającą szanse, co generującą zagrożenia. Światowe Dni Młodzieży miały być wydarzeniem, które zintegruje ludzi młodych wokół wiary, pozwoli im wymienić doświadczenia życia religijnego pochodzące z różnych kręgów kulturowych oraz otworzy ich na nadchodzącą - globalną - przyszłość. Założenie okazało się wielkim sukcesem, chociaż nie udało się w pełni odwrócić wielu negatywnych tendencji, które wpływały na Kościół. Być może udało się jednak przynajmniej zahamować jedną z nich, którą obserwowano w Europie: porzucanie wiary.

Rewolucyjna zmiana

Socjolodzy religii przez wiele lat poszukiwali wspólnego mianownika dla procesów przekształceń wewnątrz wspólnoty wiernych Kościoła katolickiego. Okazało się, że nie da się stworzyć jednolitego modelu, na którego podstawie można stwierdzić, że jakiś region będzie podlegał procesowi laicyzacji, a inny nie. Innymi słowy, w Polsce niekoniecznie musi się powtórzyć to, co dotknęło choćby Irlandię. Sam termin "laicyzacja" nie jest jednorodny i z punktu widzenia socjologii to, że ktoś przestał uznawać strukturę hierarchiczną i chodzić do kościoła, wcale nie oznacza tego, że przestał być religijny. Wielu duchownych coraz mocniej zaczyna dostrzegać ten fakt, szukając w tym szansy dla ewangelizacji. Przykładem mogą być dość dynamicznie rozwijające się małe wspólnoty w urzędowo i faktycznie laickiej Francji. Ponadto czymś naturalnym jest dzisiaj świadomość tego, że Kościół katolicki nigdzie na świecie nie jest taki sam. Doktryna jest wprawdzie ta sama, jednakże jego obraz jako wspólnoty ludzi żyjących w różnych częściach globu jest niemożliwy do ustandaryzowania. Aby zrozumieć oczywistą dzisiaj prawdę, że ludzie z różnych stron świata inaczej postrzegają te same zjawiska, w tym także te religijne, Kościółowi potrzeba było kilku stuleci. Zdarzało się bowiem w historii, że próbowano na siłę wprowadzać europejski model "przeciętnego wiernego", co zazwyczaj wywoływało bunty i wojny. Okres konkwisty w Ameryce Łacińskiej obrazuje to doskonale, chociaż trzeba również przyznać, że narosło wokół niego zbyt wiele nieprawdziwych "upiornych legend", które znakomicie rozwiewa wydana przed ponad dziesięciu laty książka Vittorio Messoriego o złowrogo brzmiącym tytule "Czarne karty Kościoła". Współcześnie zatem postrzeganie misji Kościoła w różnych krajach determinowane jest przez lokalną kulturę, kontekst historyczny, a nawet uwarunkowania polityczne. Podstawowym założeniem we wszelkich działaniach o charakterze ewangelizacyjnym jest poszanowanie autonomii i wolności osobistej człowieka. Nie można przecież nikogo zmusić do tego, aby całym sobą był religijny. Można wymusić na kimś udział w praktykach religijnych, ale rzeczywistej wiary już nie. Sakramenty takie, jak: kapłaństwo, małżeństwo czy bierzmowanie nie są ważne, jeśli człowiek nie podjął świadomej decyzji, że chce je przyjąć. Czy jednak zmiana paradygmatu misyjnego, a właściwie jego stopniowa i powolna ewolucja wpłynęła na odwrócenie zmian, których choćby doświadczyła Europa?

Przypadek Holandii

Jeżeli dobrze wczytamy się w dokumenty Vaticanum II, dostrzeżemy w nich wielką troskę o człowieka i otaczający go świat. Z dokumentów tych w dużej mierze znikł mentorski ton, znany z dziesiątek przedsoborowych aktów orzekających, jak należy interpretować świat. Jest tam jednak zawarta jego spójna wizja, oscylująca wokół zasad personalizmu chrześcijańskiego. W Europie takie postawienie sprawy nie spodobało się grupie duchownych w rodzaju arcybiskupa Marcela Lefebvre'a, który potraktował dokumenty soborowe jako sprzeniewierzenie się prawdziwemu Kościołowi rzymskokatolickiemu. Nowe zasady nie do końca przypadły do gustu również świeckim, którzy oczekiwali rozluźnienia dyscypliny i większego wpływu na bieżące funkcjonowanie Kościoła. Wywołało to silne napięcia w wielu diecezjach. Jeśli przypadek Holandii potraktujemy jako klasyczny w tym względzie, to nikogo nie powinno dziwić, że Jana Pawła II obrzucono w tym kraju jajkami, podczas Jego jedynej tam wizyty. Dla "postępowych" Holendrów był on ucieleśnieniem wstecznictwa i konserwatyzmu kościelnego. Zupełnie podobnie próbowano ostatnio pokazywać Benedykta XVI w Australii.
Jeżeli do powyższych obserwacji dodamy jeszcze liczący sobie kilka stuleci spór tronu z ołtarzem, który zmieniał średniowieczną i nowożytną Europę, i determinował współczesne nam ustawodawstwo laicyzujące państwa (choćby we Francji), okaże się, że w wielu krajach europejskich nie powinno być żadnych wiernych, a świątynie powinny być już dawno przekształcone na muzea, sale koncertowe, a może i meczety. Wierni jednak są i w dużej mierze dlatego, że chcą. Dowodem tego są właśnie Światowe Dni Młodzieży, w których Europejczycy jeśli nie dominowali - bo odbywały się na ich kontynencie (jak dotąd we Włoszech, Hiszpanii, Polsce, Francji i Niemczech) - to udawali się na nie bardzo silną reprezentacją.

Katolicki Woodstock

Światowe Dni Młodzieży z pewnością zmieniają sposób postrzegania Kościoła jako staroświeckiej i ultrakonserwatywnej instytucji. Nie wszystkim taka reklama może się podobać, chociaż specjaliści od marketingu powiedzieliby zapewne, że budują one dobry brand. Bez znaczenia są tutaj australijskie protesty przeciw wizycie papieża, można je właściwie uznać za swoisty element folkloru tego kraju, który cieszy się opinią niezwykle kosmopolitycznego. Do Sydney przyjechali ludzie z całego świata przede wszystkim po to, aby się spotkać i wziąć udział w czymś, co dla ich życia może mieć charakter symboliczny. Symbolem kontrkultury w USA był festiwal w Woodstock, dla katolików są nim bezsprzecznie Światowe Dni Młodzieży. Statystyki zbytnio one nie zmienią, pokazują jednak, że w globalnym świecie katolicy - zwłaszcza młodzi - coś jeszcze znaczą i to bez względu na lokalny wizerunek Kościoła. Gdyby to ostatnie miało znaczenie, impreza w Australii zakończyłaby się spektakularną klapą.

\*Autor jest członkiem Kolegium Wigierskiego i dziennikarzem Centrum Informacji Obywatelskiej. Prowadzi również działalność naukową z zakresu myśli społecznej Kościoła w Instytucie Politologii UKSW w Warszawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski