Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Filary Leszka Dutki

Redakcja
Malarz, architekt, ceramik z Bożej łaski, animator życia kulturalnego, przemiły kompan i nawet organista, bo i tym zawodem się parał w latach okupacji, spełniając bezwiednie postulat Witruwiusza - nie może być prawdziwie architektem ten, kto nie rozumie muzyki, bo ona sama jest muzyką, jest harmonią, którą się widzi.

(Uwagi po wystawie w Pałacu Sztuki TPSP)

   Słowem - Leszek Dutka, jedna z prawdziwie barwnych postaci Krakowa, którego wielką, retrospektywną wystawę oglądaliśmy w Pałacu Sztuki. Imponujący to był przegląd, w którym, w sensie najzupełniej dosłownym, sąsiadowały obrazy, powstałe w ciągu ponad 60 lat. Lat opętańczej karuzeli stylów i teorii estetycznych. Od Sasa do lasa, od awangardy "szalonych lat dwudziestych" poprzez socrealizm i abstrakcję po konceptualizm, pop-art i postmodernizm, by wymienić tylko najważniejsze z panujących nurtów i orientacji. A dodać należy, że Dutka nie żył w wieży zbudowanej z własnej doktryny artystycznej, zaczem kolejne avant i ariergardy go nie omijały. Wręcz przeciwnie nawet - biorąc czynny udział w artystycznym życiu i inspirując je nieraz musiał, chcąc nie chcąc, przejmować wskazania nowych nurtów; raczej chcąc, bo nowość była wówczas synonimem jakości. Dziś pokazuje swój dorobek, lub raczej - mizerny (ilościowo) z niego wybór. W dalekiej od chronologii kolejności, a jego dzieła godzą się na to ochoczo, gdyż - w przeciwieństwie do zwalczających się ongiś zaciekle orientacji - reprezentują ten sam, bardzo osobisty, sposób odczuwania, wartościowania, myślenia i przeobrażania się w widzialny kształt obrazu, rzeźby, bądź aranżacji przestrzennej; może poza najwcześniejszymi, przedwojennymi jeszcze obrazami 16-letniego adepta sztuk pięknych jedynie, w których wierność wobec natury była szczytem jego ambicji. Z "Martwej natury" z roku 1937 i nieco późniejszego "Autoportretu" czy sceny rodzajowej bije radość z opanowania realistycznej, acz nieco idealizowanej formy. Idealizacja lubi jednak zwiewne mgiełki i niedopowiedzenia. Dutka, przeciwnie, już wówczas kładł nacisk na rysunek, na kontur i linię. I tak już miało pozostać, bo chce mówić w sposób jasny i dobitny. Zawsze też wie, co chce powiedzieć i jak to zrobić bez owijania w bawełnę malarskich smaczków i takiejże kokieterii.
   Po wojnie kończy architekturę u Gruszeckiego, skądinąd zdolnego malarza, i malarstwo u Rudzkiej-Cybisowej, co w sposób logiczny wpłynęło na jego sztukę. Wzmacnia się struktura kompozycji, a kolor pogłębia i nabiera wprost witrażowego brzmienia. Jest czas socrealizmu, ludzkiej figury zatem, etosu pracy i pochwały systemu, bo soc był sztuką dworską w każdym calu: jego zadaniem była apoteoza lub chociażby tylko uniżone pochlebstwo. Również Dutka maluje robotników, lecz inaczej - od tyłu, z kamieniem w ukrytej za plecami ręce lub też stłoczonych jak śledzie w tramwaju. Z udręczonymi twarzami mimo sąsiedztwa półnagiej i młodej, sądząc po nienagannym biuście, dziewczyny. Te, świetnie malowane i mocne w swym ostrym, kubizującym rysunku obrazy powstały nieco przed buntowniczą wystawą "Arsenału" z 1955 r., w której artyści domagali się prawa do własnej oceny świata, czyli jego krytyki po prostu. Ściślej - krytyki socjalizmu, bo na kapitalizm wolno było psioczyć, ile się komu podobało. Tyle że wtedy nikt nie miał jeszcze na to ochoty.
   W tych również latach krystalizuje się osobisty styl artysty, wsparty o kilka mocnych i niezmiennych filarów: wyrazisty rysunek, monumentalizację oraz rytmizację każdej kompozycji i każdego motywu, nader oszczędnie stosowany kolor ze skłonnościami do ograniczenia palety, do zestawienia trzech bądź nawet dwu barw. I wrodzoną inklinację do groteski, która jest, jak powiada, potężną siłą. A zwłaszcza miejscem ucieczki przed przeciwnościami świata gdyż, jak powiedział Mark Twain: _Rodzaj ludzki w swej niedoli rozporządza tylko jedną skuteczną bronią - śmiechem. _Śmiech Dutki jest jednakże nie zawsze radosny, a tym bardziej beztroski.
   Również od najwcześniejszych lat artysta musi mieć konkretny i aktualny powód, by sięgnąć po pędzel, farby, glinę, rylec czy szpachlę; każde dzieło ma zatem swą historię, każde opowiada o jakimś zdarzeniu i związanym z nim przeżyciu, o czymś, co poruszyło wyobraźnią, co zmusiło do zajęcia stanowiska. Nic, żadna kompozycja nie jest pustym kształtem. I to się czuje i to przemawia również do naszej wyobraźni.
   O Leszku Dutce można i należy napisać książkę. To nie pusty frazes. Dziś jednak kończę, mając nadzieję, że ten rok przyniesie kolejne spotkania z tym artystą pełną gębą, czego jemu, Krakowowi i myślnikom sztuki życzę.
JERZY MADEYSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski