Fot. Wacław Klag
85 lat Mistrza
Gdyby w 1957 roku Marek Hłasko nie pokłócił się z reżyserem i nie oddał Aleksandrowi Fordowi ich wspólnego scenariusza "Głupcy wierzą w poranek", zamiast "Bazy ludzi umarłych" Petelskich powstałby, może ciekawszy, a na pewno inny film. Nielojalność pisarza sprawiła, że Wajda, szukając współczesnego tematu, nawiązał współpracę z 15-letnią naśladowczynią Hłaski, Moniką Kotowską - jej efektem był scenariusz "Jesteśmy sami na świecie", opowieść o oczekującej narodzin dziecka parze nastolatków. Projekt nie bez problemów skierowany do realizacji, w przeddzień rozpoczęcia zdjęć został zablokowany, co reżyser - choć po latach przyznał, że pewnie film nie byłby udany - mocno przeżył. Gdyby jednak pozwolono mu go realizować, być może nie przeczytałby polecanego przez Tadeusza Janczara "Popiołu i diamentu" i w anachronicznej już historii z maja 45 nie zobaczył szansy na współczesną opowieść o rozczarowaniu pokolenia Października '56. Nie byłoby arcydzieła polskiego kina ani Maćka Chełmickiego. Nie byłoby też wieloletniej i twórczej przyjaźni z Andrzejewskim, a tym samym, być może, nie powstałyby "Bramy raju" (to reżyser podsunął pisarzowi temat dziecięcej krucjaty) czy "Miazga", której inspiracją był pomysł Wajdy na współczesne "Wesele".
Choć "Popiół i diament" to z pewnością film ciekawszy od marzeń o obrazie á la Hłasko, rację ma Andrzej Wajda, mówiąc, że to właśnie marzenia są często ciekawsze niż zrobione filmy. Wie, co mówi, bo ma na koncie ponad 60 niezrealizowanych projektów w różnych fazach: od mglistych pomysłów, poprzez scenariusze, po pierwsze skręcone materiały. Wbrew pozorom za tymi niespełnieniami najczęściej nie stała polityka - przeszkodą bywał brak dobrego scenariusza, nieodpowiednia obsada, mały budżet albo po prostu reżyser stracił do nich serce... Przypadające 6 marca 85. urodziny Mistrza to dobra okazja, by przypomnieć o kilku takich niezrealizowanych filmowych marzeniach.
Polowanie na film
Ten temat prześladował Wajdę od lat 50.: 40-latek ucieka do lasu - od miasta, rodziny, niepowodzeń. W trakcie polowania na jelenie uświadamia sobie, że właśnie wchodzi w smugę cienia, dostaje pierwszej życiowej zadyszki - tylko, jak z tego zrobić film? Scenariusz - bez powodzenia - próbowali napisać (zapalony myśliwy) Bohdan Czeszko, Ireneusz Iredyński, Roman Bratny, Andrzej Żuławski, a także, na prośbę reżysera, pisarz Aleksander Gelman. To właśnie Rosjanin rzucił pomysł prawdziwego filmu o polowaniu: do lasu przyjeżdża pięć małżeństw - mężowie, partyjni notable, zamykają się w leśniczówce, by tam zaplanować polityczny przewrót, żony, namówione przez przystojnego leśniczego, idą polować. Strzelają do zwierząt, wzajemnie się upokarzają i rywalizują o względy mężczyzny. Zabawa kończy się, kiedy po powrocie widzą mężów zabieranych przez NKWD. Obaj doskonale wiedzieli, że taka opowieść nie może być opowiedziana po ich stronie żelaznej kurtyny. Zamiast filmu o polowaniu Wajda zrobił więc - rzekomo antypolskie - "Popioły", w efekcie stając się obiektem inspirowanej przez władze nagonki.
40 i 4 lata stawiania szklanych domów
Osobny i długi (pierwszy pomysł pojawia się w 1956 roku) rozdział to niespełnione marzenie o "Przedwiośniu". Scenariusz z roku 1966, mimo zachowawczości, został odrzucony jako "antysowiecki", ten z roku 1978, aktualizowany pod wpływem wydarzeń Sierpnia '80, mógł być realizowany, gdyby reżyser nie przyjął zamówienia stoczniowców na "Człowieka z żelaza". W 1991, mimo zaawansowanych prac, też zrezygnował: brakowało mu odtwórcy roli Baryki (wcześniej mieli go grać Olbrychski i Radziwiłowicz), nie był w pełni przekonany do koncepcji scenariusza podkreślającego analogie między 1918 a 1989, a przede wszystkim w opublikowanej właśnie legendarnej powieści Aleksandra Ścibor-Rylskiego "Pierścionek z końskiego włosia" dostrzegł (niestety, niewykorzystaną) szansę na zrealizowanie innego marzenia: nową, poprawioną wersję "Popiołu i diamentu". Do Żeromskiego wrócił w 1997 roku, tym razem we współpracy z Jackiem Bromskim, który zaproponował ramę katyńską: w finale porucznik Baryka ginie w Kozielsku. Wajda dostrzegał sztuczność tego pomysłu (wtedy już pojawił się, również modyfikowany, projekt filmu o Katyniu) i nie spieszył się z realizacją, zwłaszcza gdy dostrzegł, jak blisko z Nawłoci do Soplicowa i zdecydował się na adaptację "Pana Tadeusza", początkowo zatytułowaną "Ostatni zajazd na Litwie" i kończącą się śmiercią ks. Robaka. Skończyła się też, niestety, wieloletnia walka o "Przedwiośnie": mimo iż w grudniu '99 reżyser opracował ostatnią wersję scenariusza, to ubiegł go Filip Bajon, którego adaptacja pozostaje tylko kosztowną filmową konfekcją - Wajda za pośrednictwem Żeromskiego miałby zapewne więcej do powiedzenia.
Romantycy z Sarajewa...
Lista zrealizowanych przez Wajdę adaptacji literatury byłaby inna, gdyby reżyser pewnych tekstów nie przeoczył, np. przyniesionego przez Kazimierza Brandysa opowiadania "Jak być kochaną" - w przeciwieństwie do Wojciecha Hasa nie wpadł na pomysł, by w roli Wiktora obsadzić Cybulskiego. Szkoda, że nie zekranizował "Kupca łódzkiego" Adolfa Rudnickiego, bo rozgrywająca się w jednej dekoracji opowieść o Chaimie Rumkowskim mogła być ważnym głosem na temat Holokaustu. Po "Kanale" przymierzał się do "Kamieni na szaniec", ale w scenariuszu J. S. Stawińskiego zabrakło mu pozytywizmu Kamińskiego, nacisku, jaki dowódcy młodych konspiratorów kładli na ich edukację: po wojnie nie mieli zostać zawodowymi żołnierzami, tylko inżynierami czy nauczycielami. Ciekawie zapowiadali się "Astronauci" według Lema: polskiego kina lat 50. nie było stać na efekty specjalne, więc Wajda wymyślił, że substytutem lotu międzyplanetarnego będzie sceneria za oknem statku zaprojektowana przez wybitnych malarzy, z Nowosielskim i Kantorem na czele.
Zachwytu reżysera nad opowiadaniem "Za co?" Tołstoja nie podzielały władze radzieckie, uznając historię pary polskich zesłańców za antyradziecką. Z kolei nasz MSZ nie zgodził się na realizację "Kota i myszy" Grassa (za to sam Wajda, mimo że inicjatywa wyszła od pisarza, nie chciał robić "Blaszanego bębenka" i odetchnął, gdy za projekt wziął się Schlöndorff). Szkoda też, że pod koniec lat 60. nie powstała adaptacja powieści Dedijera "Sarajewo 1914", w której bohaterach, młodych zamachowcach, reżyser dostrzegł polskich romantyków. W tym samym czasie amerykański producent Jeff Selznick zaproponował mu adaptację "Jądra ciemności", ale mimo wielu miesięcy pracy nie udało się - w przeciwieństwie do Coppoli w "Czasie Apokalipsy" - znaleźć współczesnego klucza do noweli Conrada: co musiałby zrobić Kurtz, by widz 2. połowy XX wieku uznał to za straszne? Potem (Selznick i tak nie zebrał pieniędzy, więc projekt upadł) pojawiła się myśl, że jądro ciemności to Polska czasów II wojny, Kurtz - komendant obozu śmierci, a Marlow - jego przyjaciel, zagrzebany w książkach akademik, dotykający podczas podróży prawdziwego życia.
...i Puk z Piwnicy pod Baranami
Wśród ostatecznie niezrealizowanych pomysłów pojawiają się zgoła niewajdowskie, bo trudno wyobrazić sobie reżysera robiącego film o podwórkowych drużynach piłkarskich - już bardziej opowiadającego wymyśloną przez Dygata jeszcze w latach 50. historię absolwenta politechniki, który ukrywa dyplom, bo jako zwykły tokarz, wyrabiając 150 proc. normy, może zarobić kilka razy więcej.
Do tych, które bardzo chciał zrobić, należy łączący Szekspira z Piwnicą pod Baranami scenariusz Agnieszki Osieckiej, historia pary młodych ludzi, którzy przyjeżdżają na piwniczny spektakl i - pod wpływem magii Krakowa i uroku Piotra Skrzyneckiego - gwałtownie zakochują się w sobie. Sen nocy letniej kończy się rano w podmiejskim pociągu: czar pryska, chłopak w chrapiącej dziewczynie już nie widzi miłości swojego życia i wyskakuje z wagonu.
Interesujący byłby też film "Nie sieją, nie orzą", zainspirowany jugosłowiańskimi doświadczeniami reżysera. Wajda kręcił tam "Powiatową Lady Makbet" (1962), nieopodal pracowały inne europejskie ekipy, w efekcie miejscowa ludność nieustannie statystowała, nie uprawiając - jak mu się wydawało - roli. Okazało się jednak, że za zarobione pieniądze sprowadzają do pracy w polu innych chłopów. Historia prawie jak z Mrożka, tylko że on, mimo namawiania, nie był zainteresowany pisaniem scenariusza.
Paryż '82. Pracujący nad "Dantonem" Wajda dowiaduje się, że Sołżenicyn (wtedy już w USA) chce, by realizował jego scenariusz "Czołgi znają prawdę". Historia stłumienia przez NKWD buntu w radzieckim łagrze jest doskonale napisana, postaci wyraziste, producenci gotowi sfinansować film, ale ceną byłby status emigranta. Po długich wahaniach uznaje, że bardziej potrzebny będzie jako polski reżyser, po latach dodając: "miałem rację, ale zawsze będę żałował, że cofnąłem się przed tym wezwaniem". Słusznie, a może na szczęście? Nie wiadomo. Projekt staje się jeszcze jednym filmowym niespełnieniem Andrzeja Wajdy, składającym się na fascynujący rozdział alternatywnej historii polskiego kina. Rozdział wciąż otwarty, bo i lista marzeń do spełnienia niezamknięta.
KATARZYNA WAJDA
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?