Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Filmowe niespełnienia Andrzeja Wajdy

Redakcja
Fot. Wacław Klag
Fot. Wacław Klag
"Krzyżacy" bez bitwy pod Grunwaldem, Cybulski jako bohater "Kartoteki" leżący w łóżku stojącym na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich i Marszałkowskiej, Romy Schneider grająca kobietę uwodzącą syna przyjaciółki, Fellini w roli reżysera mogącego obalić południowoamerykańskiego dyktatora, "Dziady" oparte na brazylijskich czarnych mszach czy murzyński Kordian - gdyby sztampowe urodzinowe życzenia "spełnienia wszystkich marzeń" rzeczywiście się sprawdzały, historia polskiego kina wyglądałaby inaczej, bo inne tytuły składałyby się na filmografię Andrzeja Wajdy. Czy lepsze?

Fot. Wacław Klag

85 lat Mistrza

Gdyby w 1957 roku Marek Hłasko nie pokłócił się z reżyserem i nie oddał Aleksandrowi Fordowi ich wspólnego scenariusza "Głupcy wierzą w poranek", zamiast "Bazy ludzi umarłych" Petelskich powstałby, może ciekawszy, a na pewno inny film. Nielojalność pisarza sprawiła, że Wajda, szukając współczesnego tematu, nawiązał współpracę z 15-letnią naśladowczynią Hłaski, Moniką Kotowską - jej efektem był scenariusz "Jesteśmy sami na świecie", opowieść o oczekującej narodzin dziecka parze nastolatków. Projekt nie bez problemów skierowany do realizacji, w przeddzień rozpoczęcia zdjęć został zablokowany, co reżyser - choć po latach przyznał, że pewnie film nie byłby udany - mocno przeżył. Gdyby jednak pozwolono mu go realizować, być może nie przeczytałby polecanego przez Tadeusza Janczara "Popiołu i diamentu" i w anachronicznej już historii z maja 45 nie zobaczył szansy na współczesną opowieść o rozczarowaniu pokolenia Października '56. Nie byłoby arcydzieła polskiego kina ani Maćka Chełmickiego. Nie byłoby też wieloletniej i twórczej przyjaźni z Andrzejewskim, a tym samym, być może, nie powstałyby "Bramy raju" (to reżyser podsunął pisarzowi temat dziecięcej krucjaty) czy "Miazga", której inspiracją był pomysł Wajdy na współczesne "Wesele".

Choć "Popiół i diament" to z pewnością film ciekawszy od marzeń o obrazie á la Hłasko, rację ma Andrzej Wajda, mówiąc, że to właśnie marzenia są często ciekawsze niż zrobione filmy. Wie, co mówi, bo ma na koncie ponad 60 niezrealizowanych projektów w różnych fazach: od mglistych pomysłów, poprzez scenariusze, po pierwsze skręcone materiały. Wbrew pozorom za tymi niespełnieniami najczęściej nie stała polityka - przeszkodą bywał brak dobrego scenariusza, nieodpowiednia obsada, mały budżet albo po prostu reżyser stracił do nich serce... Przypadające 6 marca 85. urodziny Mistrza to dobra okazja, by przypomnieć o kilku takich niezrealizowanych filmowych marzeniach.

Polowanie na film

Ten temat prześladował Wajdę od lat 50.: 40-latek ucieka do lasu - od miasta, rodziny, niepowodzeń. W trakcie polowania na jelenie uświadamia sobie, że właśnie wchodzi w smugę cienia, dostaje pierwszej życiowej zadyszki - tylko, jak z tego zrobić film? Scenariusz - bez powodzenia - próbowali napisać (zapalony myśliwy) Bohdan Czeszko, Ireneusz Iredyński, Roman Bratny, Andrzej Żuławski, a także, na prośbę reżysera, pisarz Aleksander Gelman. To właśnie Rosjanin rzucił pomysł prawdziwego filmu o polowaniu: do lasu przyjeżdża pięć małżeństw - mężowie, partyjni notable, zamykają się w leśniczówce, by tam zaplanować polityczny przewrót, żony, namówione przez przystojnego leśniczego, idą polować. Strzelają do zwierząt, wzajemnie się upokarzają i rywalizują o względy mężczyzny. Zabawa kończy się, kiedy po powrocie widzą mężów zabieranych przez NKWD. Obaj doskonale wiedzieli, że taka opowieść nie może być opowiedziana po ich stronie żelaznej kurtyny. Zamiast filmu o polowaniu Wajda zrobił więc - rzekomo antypolskie - "Popioły", w efekcie stając się obiektem inspirowanej przez władze nagonki.

40 i 4 lata stawiania szklanych domów

Osobny i długi (pierwszy pomysł pojawia się w 1956 roku) rozdział to niespełnione marzenie o "Przedwiośniu". Scenariusz z roku 1966, mimo zachowawczości, został odrzucony jako "antysowiecki", ten z roku 1978, aktualizowany pod wpływem wydarzeń Sierpnia '80, mógł być realizowany, gdyby reżyser nie przyjął zamówienia stoczniowców na "Człowieka z żelaza". W 1991, mimo zaawansowanych prac, też zrezygnował: brakowało mu odtwórcy roli Baryki (wcześniej mieli go grać Olbrychski i Radziwiłowicz), nie był w pełni przekonany do koncepcji scenariusza podkreślającego analogie między 1918 a 1989, a przede wszystkim w opublikowanej właśnie legendarnej powieści Aleksandra Ścibor-Rylskiego "Pierścionek z końskiego włosia" dostrzegł (niestety, niewykorzystaną) szansę na zrealizowanie innego marzenia: nową, poprawioną wersję "Popiołu i diamentu". Do Żeromskiego wrócił w 1997 roku, tym razem we współpracy z Jackiem Bromskim, który zaproponował ramę katyńską: w finale porucznik Baryka ginie w Kozielsku. Wajda dostrzegał sztuczność tego pomysłu (wtedy już pojawił się, również modyfikowany, projekt filmu o Katyniu) i nie spieszył się z realizacją, zwłaszcza gdy dostrzegł, jak blisko z Nawłoci do Soplicowa i zdecydował się na adaptację "Pana Tadeusza", początkowo zatytułowaną "Ostatni zajazd na Litwie" i kończącą się śmiercią ks. Robaka. Skończyła się też, niestety, wieloletnia walka o "Przedwiośnie": mimo iż w grudniu '99 reżyser opracował ostatnią wersję scenariusza, to ubiegł go Filip Bajon, którego adaptacja pozostaje tylko kosztowną filmową konfekcją - Wajda za pośrednictwem Żeromskiego miałby zapewne więcej do powiedzenia.

Romantycy z Sarajewa...

Lista zrealizowanych przez Wajdę adaptacji literatury byłaby inna, gdyby reżyser pewnych tekstów nie przeoczył, np. przyniesionego przez Kazimierza Brandysa opowiadania "Jak być kochaną" - w przeciwieństwie do Wojciecha Hasa nie wpadł na pomysł, by w roli Wiktora obsadzić Cybulskiego. Szkoda, że nie zekranizował "Kupca łódzkiego" Adolfa Rudnickiego, bo rozgrywająca się w jednej dekoracji opowieść o Chaimie Rumkowskim mogła być ważnym głosem na temat Holokaustu. Po "Kanale" przymierzał się do "Kamieni na szaniec", ale w scenariuszu J. S. Stawińskiego zabrakło mu pozytywizmu Kamińskiego, nacisku, jaki dowódcy młodych konspiratorów kładli na ich edukację: po wojnie nie mieli zostać zawodowymi żołnierzami, tylko inżynierami czy nauczycielami. Ciekawie zapowiadali się "Astronauci" według Lema: polskiego kina lat 50. nie było stać na efekty specjalne, więc Wajda wymyślił, że substytutem lotu międzyplanetarnego będzie sceneria za oknem statku zaprojektowana przez wybitnych malarzy, z Nowosielskim i Kantorem na czele.

Zachwytu reżysera nad opowiadaniem "Za co?" Tołstoja nie podzielały władze radzieckie, uznając historię pary polskich zesłańców za antyradziecką. Z kolei nasz MSZ nie zgodził się na realizację "Kota i myszy" Grassa (za to sam Wajda, mimo że inicjatywa wyszła od pisarza, nie chciał robić "Blaszanego bębenka" i odetchnął, gdy za projekt wziął się Schlöndorff). Szkoda też, że pod koniec lat 60. nie powstała adaptacja powieści Dedijera "Sarajewo 1914", w której bohaterach, młodych zamachowcach, reżyser dostrzegł polskich romantyków. W tym samym czasie amerykański producent Jeff Selznick zaproponował mu adaptację "Jądra ciemności", ale mimo wielu miesięcy pracy nie udało się - w przeciwieństwie do Coppoli w "Czasie Apokalipsy" - znaleźć współczesnego klucza do noweli Conrada: co musiałby zrobić Kurtz, by widz 2. połowy XX wieku uznał to za straszne? Potem (Selznick i tak nie zebrał pieniędzy, więc projekt upadł) pojawiła się myśl, że jądro ciemności to Polska czasów II wojny, Kurtz - komendant obozu śmierci, a Marlow - jego przyjaciel, zagrzebany w książkach akademik, dotykający podczas podróży prawdziwego życia.

...i Puk z Piwnicy pod Baranami

Wśród ostatecznie niezrealizowanych pomysłów pojawiają się zgoła niewajdowskie, bo trudno wyobrazić sobie reżysera robiącego film o podwórkowych drużynach piłkarskich - już bardziej opowiadającego wymyśloną przez Dygata jeszcze w latach 50. historię absolwenta politechniki, który ukrywa dyplom, bo jako zwykły tokarz, wyrabiając 150 proc. normy, może zarobić kilka razy więcej.

Do tych, które bardzo chciał zrobić, należy łączący Szekspira z Piwnicą pod Baranami scenariusz Agnieszki Osieckiej, historia pary młodych ludzi, którzy przyjeżdżają na piwniczny spektakl i - pod wpływem magii Krakowa i uroku Piotra Skrzyneckiego - gwałtownie zakochują się w sobie. Sen nocy letniej kończy się rano w podmiejskim pociągu: czar pryska, chłopak w chrapiącej dziewczynie już nie widzi miłości swojego życia i wyskakuje z wagonu.

Interesujący byłby też film "Nie sieją, nie orzą", zainspirowany jugosłowiańskimi doświadczeniami reżysera. Wajda kręcił tam "Powiatową Lady Makbet" (1962), nieopodal pracowały inne europejskie ekipy, w efekcie miejscowa ludność nieustannie statystowała, nie uprawiając - jak mu się wydawało - roli. Okazało się jednak, że za zarobione pieniądze sprowadzają do pracy w polu innych chłopów. Historia prawie jak z Mrożka, tylko że on, mimo namawiania, nie był zainteresowany pisaniem scenariusza.

Paryż '82. Pracujący nad "Dantonem" Wajda dowiaduje się, że Sołżenicyn (wtedy już w USA) chce, by realizował jego scenariusz "Czołgi znają prawdę". Historia stłumienia przez NKWD buntu w radzieckim łagrze jest doskonale napisana, postaci wyraziste, producenci gotowi sfinansować film, ale ceną byłby status emigranta. Po długich wahaniach uznaje, że bardziej potrzebny będzie jako polski reżyser, po latach dodając: "miałem rację, ale zawsze będę żałował, że cofnąłem się przed tym wezwaniem". Słusznie, a może na szczęście? Nie wiadomo. Projekt staje się jeszcze jednym filmowym niespełnieniem Andrzeja Wajdy, składającym się na fascynujący rozdział alternatywnej historii polskiego kina. Rozdział wciąż otwarty, bo i lista marzeń do spełnienia niezamknięta.

KATARZYNA WAJDA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski