Mieszkanie na pierwszym piętrze w kamienicy przy ul. Lenartowicza - tutaj od 33 lat mieszka Grzegorz Kwinta. W gąszczu piętrzących się notatek i książek montuje kolejne kręcone przez siebie filmy. - Swój ostatni wysłałem na Festiwal Form Dokumentalnych NURT w Kielcach, ale nie wiem, czy znajdzie uznanie jury - martwi się Kwinta. To nie- jedyny problem 55-letniego reżysera.
W lipcu zapadł wyrok sądowy, na podstawie którego musi opuścić swoje mieszkanie. Taki jest finał dwuletniego procesu, rozpoczętego przez Jadwigę Jaworską, współwłaścicielkę kamienicy przy ul. Lenartowicza.
Eksmisja z pierwszego na trzecie piętro
W pozwie pokreśliła, że dwupokojowe mieszkanie zajmowane przez Kwintę chce przekazać swojemu krewnemu, a reżyserowi zaproponowała mniejszy lokal na trzecim piętrze w tym samym budynku.
- Nie zgadzam się na takie rozwiązanie, ponieważ będzie to obciążające dla mojego stanu zdrowia - oburza się Kwinta. Reżyser ma już za sobą operację przepukliny z wrzodakiem i narzeka na ból kręgosłupa. Martwi się, że z czasem nabawi się kolejnych dolegliwości.
Jednocześnie nie rozumie, dlaczego współwłaścicielka kamienicy chce go wyeksmitować, choć nigdy nie zalegał z czynszem. - Opłata 550 zł pochłania praktycznie cały zasiłek dla niepełnosprawnych, który jest dla mnie jedynym źródłem dochodu - podkreśla reżyser.
55-latek korzysta również z pomocy społecznej w postaci dodatku mieszkaniowego oraz z obiadów w stołówce. Wyrok sprzed ponad trzech miesięcy nałożył także na reżysera obowiązek zwrócenia kosztów procesu (prawie 1500 zł).
Kwinta przez ponad dwadzieścia lat mieszkał tutaj razem z matką, która zmarła w 2004 roku. - Od tego czasu zaczął się mój konflikt z administratorką budynku, która różnymi sposobami próbowała mnie przekonać do wyprowadzki - nie kryje reżyser. Dodał, że przed dziesięcioma laty kamienica była pełna lokatorów - dziś został tylko on i rodzina Jadwigi Jaworskiej.
Całą sprawę zupełnie inaczej widzi współwłaścicielka budynku.
- Z Kwintą nie ma żadnej rozmowy. Przecież proponuję mu mieszkanie z jaśniejszą kuchnią, i to w tej samej kamienicy - dziwi się Jaworska. Dodała, że idzie mu bardzo na rękę, ponieważ w przeciwnym razie musiałby się starać latami o mieszkanie socjalne. Wyjaśniła także, że reżyser mieszka samotnie w 48-metrowym lokalu, podczas gdy członek jej rodziny z żoną i dwójką dzieci gnieździ się w o wiele mniejszym mieszkaniu.
Kwinta zarzuca również współwłaścicielce kamienicy, że nie przedstawiła w sądzie przekonujących dowodów na odziedziczenie budynku.
- To nieprawda, ponieważ moi rodzice kupili tę kamienice w latach 20. ubiegłego stulecia i otrzymaliśmy ją później w ramach spadku - oburza się Jaworska. Kobieta mówi również, że mieszkanie zajmowane przez Kwintę nie było remontowe od ponad 30 lat.
Filmy amatorskie są niezwykle pracochłonne
Grzegorz Kwinta urodził się w 1960 roku i praktycznie całe życie związał z Krakowem. - Od dziecka interesowałem się fotografią, a z wiekiem ta pasja rozwinęła się również w kierunku filmu - opowiada 55-latek.
Gdy był uczniem liceum, po raz pierwszy pojawił się w progach Amatorskiego Klubu Filmowego Nowa Huta. - Na początku działalności skupiał on głównie krakowską inteligencję, ponieważ tutaj był najlepszy sprzęt i kamery. Jednak z czasem pojawili się również hutnicy - wspomina reżyser Jerzy Ridan, który w latach 70. prowadził zajęcia w klubie.
Wyjaśnia, że filmy amatorskie, wbrew swojej nazwie, to były pracochłonne i momentami profesjonalne produkcje.
- Nad powstaniem nawet kilkuminutowego filmu trzeba było spędzić długie miesiące. 13- lub 8-minutowe filmy to było wielkie kino - wspomina z uśmiechem Ridan.
Dziś obydwaj panowie się przyjaźnią. - Na Grzegorza pieszczotliwie mówiliśmy zawsze „Perełka”, również ze względu na jego nieprzeciętny talent - zdradza Ridan. Warsztat Kwinty dostrzegli również nasi południowi sąsiedzi. Krakowianin tuż po maturze wyjechał studiować na Wydziale Filmowym i Telewizyjnym Akademii Sztuk Scenicznych w Pradze.
W stolicy Czechosłowacji pojawił się na miesiąc przed wyborem Karola Wojtyły na papieża. Później Kwinta wraz z polskimi kolegami postanowił to radosne dla nich wydarzenie uczcić w nietypowy sposób.
- Gdy okazało się, że krakowski metropolita zasiądzie na tronie piotrowym, pomalowaliśmy na biało pomnik Karola IV na praskiej starówce - wspomina po latach reżyser.
W następnych dniach czechosłowaccy milicjanci pojawili się u ich dziekana podejrzewając, że to któryś z jego studentów jest za to odpowiedzialny.
Co ciekawe, komunistyczne władze podejrzewały o to Vaclava Havla i jego zwolenników.
- Wówczas w Czechosłowacji bardzo mocna była inteligencja antykomunistyczna, znana z takich akcji - tłumaczy Kwinta.
Postać polskiego papieża dla Grzegorza Kwinty jest bardzo ważna, o czym świadczą portrety Jana Pawła II wiszące na ścianach jego mieszkania.
- Gdy tylko pojawił się w Krakowie, nagrywałem wszystkie jego pielgrzymki - wspomina.
Kwinta zrealizował również dla Watykanu „Kroniki Papieskie Karola Wojtyły”.
Łącznie ma na swoim koncie ponad 100 produkcji dokumentalnych, za które był nagradzany na festiwalach w całym kraju.
- Praktycznie każdy jego film można nazwać impresją, sztuką. Prawdziwy artysta - chwali przyjaciela Ridan.
Dodał, że Grzegorz Kwinta zawsze starał się pokazać na ekranie portret konkretnego człowieka. Lubił również sięgać po tematy religijne.
- Miałem z tego powodu problemy, zdając egzaminy w Pradze, gdzie nie akceptowano takich motywów - powiedział Kwinta.
Filmem zawodowo zajmował się również jego brat Krzysztof, który później pracował dla Ośrodka Telewizyjnego w Krakowie. Swoich sił na szklanym ekranie próbował również Grzegorz.
- Jednak nie nadawał się do takiej fabryki jak telewizja, ponieważ ona nie jest twórcza - wspomina Ridan.
Warsztat Kwinty został doceniony przez Wytwórnię Filmów Dokumentalnych i Fabularnych w Warszawie, do której dostanie się było w tym czasie sporym osiągnięciem.
- Mnie to się nigdy nie udało, czego Grzegorzowi zawsze zazdrościłem - podkreśla Ridan.
Jednak Kwinta nie mógł liczyć na stałe miejsce w krakowskiej bohemie lat 80. Zmieniło się to jednak po wernisażu jego zdjęć w kawiarni Rio przy ul. św. Jana.
- Fotografie nie zostały wydrukowane na błyszczącym papierze, ale fakturze z lnu. W końcu doceniono jego kunszt artystyczny. Przed wejściem do lokalu stali ludzie, którzy nie zmieścili się na wernisażu - wspomina Ridan.
Teraz może liczyć na pomoc kolegów
Mimo podeszłego wieku 55-letni reżyser nie traci kontaktu z kamerą. - Ja bym go określił mianem samotnego Don Kichota. On zawsze realizuje swoje filmy niezależnie i samodzielnie - od scenariusza po nagranie scen i montaż - tłumaczy Tomasz Dettloff, przewodniczący krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Kwinta jest jego aktywnym członkiem, pojawia się praktycznie na każdym spotkaniu.
Jednak z kolegami po fachu reżyser nie rozmawiał o swoich problemach mieszkaniowych. - On nigdy nic nie mówi wprost, zawsze trzeba się domyślać - wyjaśnia Ridan.
Koledzy z SFP chcą mu pomóc w tej trudnej sytuacji. - Jesteśmy chętni pomóc Grzegorzowi, tak jak innym naszym starszym kolegom, którzy mają kłopoty - zapewnia Dettloff.
To wsparcie polega głównie na doraźnej zapomodze lub pomocy w opracowaniu dokumentów. - W zawodzie filmowca nie zawsze można liczyć na stałą pracę, co w naszym gronie bardzo dobrze rozumiemy - wyjaśnia przewodniczący krakowskiego oddziału SFP.
- Całe życie zajmowałem się pracą twórczą, przez co nie mogłem liczyć na etat. Reżyser pomimo wszystko zawsze dostaje najmniej - podkreśla rozgoryczony Kwinta.
- Szukam aktora do filmu, ale boję się, że nikt nie będzie chciał w nim zagrać bez honorarium - podsumowuje Kwinta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?