Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Filmy przestały dzielić się na dobre i złe, a zaczęły na te pro i anty

Rozmawiała Ryszarda Wojciechowska
fot. Tomasz Bołt
Rozmowa. Z Maciejem Stuhrem, występującym w filmie „Obywatel”, reżyserowanym przez jego ojca, Jerzego

– Jedno jest pewne – na żadnego obywatela w ostatnim czasie nie czekano tak bardzo jak na „Obywatela” Stuhra.

– Bardzo się cieszę i mam nadzieję, że to zainteresowanie przełoży się na sale kinowe w listopadzie, kiedy film się pojawi.

– Można powiedzieć, że Pana tata jest twórcą nowego gatunku w polskim kinie – komedii bolesnej. Tak mówi się o „Obywatelu”.

– A ja wolę inne określenie tego filmu, które się znajduje na plakacie. Że „Obywatel” jest jak gorzka czekolada. Myślę, że to pasuje do tego filmu.

– Pana bohater jest miotany przez historię swojego kraju i swojego życia. A u nas, jak jest historia, to od razu coś jest polskie albo antypolskie.

– Rzeczywiście, coś dziwnego porobiło się z kinem. Filmy przestały się dzielić na dobre i na złe, a zaczęły na te pro albo anty. Mam nadzieję, że to przejściowe. Że wyjdziemy z tego, na miłość boską. Nie możemy całe życie zastanawiać się, czy to, co mówimy, jest walką z kimś, czy wspieraniem. A już zwłaszcza my, artyści, powinniśmy się zająć naszą robotą. Opowiadać po prostu ciekawe historie.

– Film jest jednak polityczny, pokazuje jak w soczewce kawałek naszej ostatniej, trudnej historii. Nie odradzał Pan tacie, żeby pewnych scen nie było?

– Nie śmiałbym. To on jest autorem tej historii. Poza tym mój problem polega na tym, że to, co niektórym wydaje się kontrowersyjne, dla mnie kontrowersyjne nie jest.

– Z „Obywatelem” jest trochę tak jak z tą myślą u Gogola: – Z kogo się śmiejecie? Sami z siebie się śmiejecie.

– Na śmiech bardzo liczę. Jako były kabareciarz wiem, że z tym naszym poczuciem humoru nie jest tak najgorzej. Potrafimy dostrzegać swoje przywary.

– Jest Pan już po raz drugi filmowym mężem Soni Bohosiewicz. I za każdym razem wychodzi Pan na tym źle. Jakieś wnioski?

– Tak, nie będę się nigdy żenił z Sonią Bohosiewicz (śmiech).

– Pana ulubione sceny w „Obywatelu”?

– Sekwencja z Kazią, czyli Violą Arlak, na przykład. Mieliśmy scenę łóżkową i nie mogliśmy jej nakręcić, bo tak się oboje podczas zdjęć z tej sytuacji śmialiśmy. Ta cała technika opanowania kołdry, żeby coś pokazać albo żeby nie pokazać, wymaga współpracy od aktorów, którzy się przewalają pod pościelą i muszą dbać o to, żeby widza zanadto nie zbulwersować. Ale udało się. Barwna jest też sekwencja mleczarska. Fajnie się było bawić tymi przebierankami, tu za kobietę, tam za krakowiaka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski