MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Forma rośnie, na trawie może być jeszcze lepiej

Hubert Zdankiewicz, Paryż
Rozmowa. – Polska była dla mnie swojego czasu jak drugi dom, tyle grałem u was turniejów Futu­res – mówi Robert Lindstedt, partner deblowy Łukasza Kubota.

Widać, że dopisuje Panu humor podczas French Open.

Chyba trudno się dziwić. Losowanie mieliśmy kiepskie, a tu już trzecie zwycięstwo. W dodatku z każdym meczem gramy coraz lepiej. Tak przynajmniej myślę. Oby tak dalej.

Po zwycięstwie w Australian Open nie szło wam najlepiej. Wierzył Pan, że stać Was na dobry wynik w Paryżu?

Przyjeżdżam na każdy turniej z myślą o dobrym wyniku. To prawda, że przeżywaliśmy trudne chwile, przegrywaliśmy jedną-dwoma piłkami wygrane mecze z dobrymi parami. W takich sytuacjach człowiek ma tendencję do myślenia, że świat jest przeciwko nam. Ale najważniejsze, że się nie podłamaliśmy, ciężko pracowaliśmy, siadaliśmy z Janem (Stocze­sem, trenerem Kubota – red.) i Jonasem (Bjorkmanem, doradcą Lindstedta – red.), szukaliśmy drogi wyjścia z kryzysu, dyskutowaliśmy.

Jakie wyciągnęliście wnioski?

Nie wiem, spytajcie Łukasza (śmiech). A poważnie, to myślę, że to kwestia nastawienia. W Australii dogadaliśmy się w ostatniej chwili i zagraliśmy w związku z tym bez żadnej presji czy planów na przyszłość. Później to się zmieniło, zaczęły się oczekiwania. Musieliśmy się z tym oswoić i myślę, że nasza forma w ostatnich tygodniach rośnie. W Madrycie i Rzymie graliśmy naprawdę nieźle, brakowało tylko wyników.

Może to kwestia tego, że w Paryżu gra się według starych zasad – na przewagi i bez super tie-braków w decydującym secie?

Ja akurat zawsze powtarzam, że super tie-break to najlepsza rzecz, jaka przytrafiła się deblowi. Mecze są krótsze i dzięki temu rywalizuje z nami więcej singlistów. Dzięki temu może się zdarzyć, że mój team pokona parę, w której jest np. Djoković i wszyscy wtedy pytają: „Kim jest do diabła ten Lindstedt, który pokonał Djokovicia?” Gra bez przewag mniej mi się za to podoba. Ludzie z ATP mówią, że to jeszcze bardziej oszczędza czas, ale bez przesady. Dziesięć sekund dłużej spędzone na korcie w każdym gemie nikomu chyba nie zaszkodzi.

W Melbourne w pierwszych trzech meczach nie grał Pan najlepiej. W Paryżu jest chyba na razie inaczej?

Nie ma co porównywać, bo wszystko jest tutaj inne: pogoda, nawierzchnia, rywale. W Melbourne pierwsze dwie rundy na papierze wydawały się łatwe, tutaj już w pierwszej rundzie trafiliśmy na Hewitta i Guccione. Erlich i Melo też są razem groźni. A co do mojej gry, to faktycznie gra mi się nieźle, ale to Łukasz był w sobotę bohaterem dnia. Dawno nie widziałem go tak dobrze grającego.

Co dzieje się z Pana rodakiem Robinem Soederlingiem?

Spotkałem się z nim tuż przed wylotem do Paryża, chwilę pogadaliśmy... Wciąż walczy o powrót do gry, nie poddaje się.

Niedawno został dyrektorem turnieju w Sztokholmie.

Nie dziwi mnie, że próbuje też robić inne rzeczy. Życie jest bardzo nudne, gdy musisz tylko czekać, trzeba wtedy zająć czymś myśli. On chce jeszcze wrócić do zawodowego grania i może pewnego dnia to zrobi.

Wierzy Pan, że to możliwe? Mononukleoza to niebezpieczna przypadłość dla zawodowego sportowca, a Robin ma 29 lat.

Wierzę, proszę spojrzeć choćby na Tommy’ego Haasa. Ma 36 lat i wciąż jest w czołowej dwudziestce na świecie. Wiek nie ma aż takiego znaczenia, do tego on miał trzy lata przerwy i jego organizm może w związku z tym dłużej wytrzymać obciążenia związane z zawodową grą w tenisa.

Pytaliśmy już o to Łukasza Kubota, ale nie chciał odpowiedzieć. Na jakiej nawierzchni powinno Wam się grać najlepiej?

To proste – na tej, na której wygramy.

Zgoda, ale wiadomo, że mamy na myśli trawę.

Wiem i zgadzam się, że teoretycznie powinno nam się grać na niej bardzo dobrze. Ja uwielbiam trawę, nie tylko z powodu moich trzech finałów Wimbledonu. Ziemię też jednak lubię, choć trochę mniej.

Łukasz też dobrze czuje się na trawie. Na pewno pamięta Pan, co zrobił rok temu w Londynie.

A co ty tam właściwie Łukasz zrobiłeś – odpadłeś w pierwszej rundzie? (Szwed zwraca się do Kubota – red.). Żartuję! Oczywiście, że pamiętam twój ćwierćfinał. Pamiętam również, że kilka lat wcześniej też dotarłeś chyba do 1/8 finału. Twój styl gry pasuje do trawy, więc potencjalnie stać nas na bardzo dużo. Na razie nie mieliśmy jednak okazji sprawdzić tego w praktyce. Nie nakładamy na siebie w związku z tym zbyt dużej presji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski