Michał Chaciński w swojej ukochanej syrence
Dlaczego akurat Nowa Huta?
- Bo tutaj się urodziłem. Moi dziadkowie byli budowniczymi NH, potem jeden z nich był kierownikiem hotelu robotniczego, a następnie pracował w Hucie im. Lenina. Nowa Huta to moje miejsce na ziemi.
- A stare samochody?
- Druga miłość. Szczególnie polskie samochody produkowane w czasach PRL-u, które nadal przez wielu uważane są za gorszego sortu. U mnie wręcz przeciwnie, podobają mi się ponieważ są takie stare i klasyczne. Mam dwa polonezy, malucha, syrenę, trabanta, warszawę i nysę. Jedno z aut prawdopodobnie należało do dyrektora kombinatu w NH.
- Sprzedał go Panu?
- Nie, znalazłam porzuconego na parkingu przy Al. Pokoju. Był wrakiem, ruiną. W środku mieszkały zwierzęta, porastał go mech, nie miał szyb, gnił. Rozpoznałem, że jest to unikatowy polonez coupe. Takich aut wyprodukowano tylko 50, a w Nowej Hucie FSO podarowała takie trzy samochody dyrektorom kombinatu. Ten jest ostatni, który przetrwał. Był pewnie takim suwenirem pod stołem. FSO potrzebowała stali, a Huta im. Lenina była potentatem w tej dziedzinie. Poloneza znalazłem w 2004 r. Siedem miesięcy trwała procedura jego pozyskania, ale uratowałem go, bo miał już kartkę, że idzie do pocięcia. Kupiłem w cenie złomu, za 300 zł, ale nie jestem w stanie już powiedzieć ile kosztował remont. Wszystko trzeba było powymieniać.
- Pozostałe auta też znalezione?
- Syrenkę znalazłem pod Żywcem, stała zamurowana w garażu, a warszawę w Nowej Hucie. Wszystkie są na chodzie do dziś i czuję, że "przejeżdżą" niejeden nowoczesny samochód. Syrenkę kupiłem w 2004 z 14 tysiącami kilometrów na liczniku, dziś ma 24 tys.
- Co Pana zdaniem jest najciekawsze w Nowej Hucie?
- To, że jest miastem paradoksów. Powstała w systemie, który robił z ludzi marionetki, ośmieszał ich, prześladował. Z drugiej strony, gdyby zapytać tych, którzy przyjechali tutaj jako pierwsi, słyszy się, że Nowa Huta była rajem. Tu znaleźli prace, mieszkania, po wojnie nie mieli szans na przetrwanie w rodzinnych wsiach, dlatego emigrowali. Drugi paradoks jest taki, że miasto, które miało być bastionem komunistów, stało się głównym ośrodkiem walczącej Solidarności. Miało być "bez Boga", a tu rozegrała się najsłynniejsza walka o kościół i krzyż.
- Podobno zachęca Pan do zwiedzania NH samochodem? Da się tak?
- Nie tylko chodzi o przejazd i zwiedzanie, ale o klimat i prawdziwe informacje o tym miejscu. Dlatego oprócz typowego schematu zwiedzania, zabieramy turystów do kina, gdzie oglądają propagandowy film o Nowej Hucie, a następnie dokumentalny z 2009 r. nakręcony przez Jerzego Ridana. Idziemy do nowohuckiego klubu, gdzie piją oranżadę i oglądają stare albumy. Po takim zwiedzaniu mówią często, że to była najlepsza wycieczka z całego wyjazdu do Krakowa, że nie mieli pojęcia, że coś takiego istnieje, albo że spodziewali się szarzyzny i brzydoty, a tu jest ciekawa architektura, zieleń. Większość to obcokrajowcy, krakowanie prawie się nie zdarzają. Może myślą, że wiedzą o NH wszystko, ale się mylą.
- Jak przyciągnął Pan do NH uczestników zlotu?
- Nowa Huta jest sama w sobie takim magnesem, bo jest symbolem PRL-u, tak jak te samochody. Uczestnicy rajdu będą musieli trafić do niej sami, bo startujemy z Kazimierza spod Muzeum Inżynierii Miejskiej. Potem będą musieli odnaleźć kilka miejsc, np. gdzie stoi pierwszy blok, albo gdzie jest pamiątkowa tablica. Zajrzymy do cystersów w Mogile, na Kopiec Wandy, a także do schronów przeciwbombowych. Zatrzymamy się też przy placyku, gdzie jazdy uczył się pod okiem taty - Robert Kubica. Tam zrobimy wspólną fotkę, którą wyślemy do Roberta.
Rozmawiała: Paulina Polak
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?