- Jednym z największych wyzwań dla dyrektora jest sprawa warunków lokalowych.
- To bez wątpienia jedno z najważniejszych zadań, jakie mam przed sobą. Rozwiązanie tej kwestii pozwoli nadać instytucji nową dynamikę. Przede wszystkim trzeba przedyskutować stan obecnego budynku Muzeum Historii Fotografii i jego funkcję. Jestem zdania, że nie powinny się w nim znajdować magazyny, bo nie ma tu właściwych warunków. Rozwiązaniem może być, proponowane przez Muzeum Narodowe w Krakowie, wybudowanie w Nowej Hucie Centrum Konserwatorsko-Magazynowego, w którym ma się znaleźć miejsce na zbiory kilkunastu instytucji. Ale powinna też pojawić się nowa przestrzeń na organizację wystaw czasowych i prowadzenie programów dla publiczności.
- Na przestrzeni ostatnich lat pojawiło się kilka propozycji lokalizacji dla muzeum. Fort Benedykta, gmach dawnej szkoły odzieżowej... Jak Pan patrzy na te rozmaite warianty?
- Pojawiły się też nowe propozycje. Ustaliłem z władzami miasta, że przyjrzę się im wnikliwie. Sam zaproponowałem w ramach mojego programu dla tej instytucji jeszcze jedną lokalizację. Chodzi o wybudowanie pawilonu wystawowego w Parku Krakowskim. Zaletą tego pomysłu jest nie tylko rozwiązanie problemów lokalowych muzeum, ale i uwidocznienie instytucji w mieście oraz ożywienie samego parku i okolicy. A dodatkowo to miejsce w parku leży zaledwie 250 metrów od obecnej siedziby MHF.
- Obrońcy zieleni nie będą zapewne zachwyceni.
- Właśnie obrońcy zielni i zwolennicy wypoczynku na świeżym powietrzu powinni być zachwyceni takim pomysłem. Obecnie ten park jest traktowany jako chodnik i „droga na skróty”, niewiele ma do zaproponowania mieszkańcom. A tymczasem mógłby być atrakcyjnym miejscem na spędzanie wolnego czasu. Co więcej, niewiele osób zdaje sobie sprawę, że założony jeszcze w XIX wieku park miał zwierzyniec, stawy, lokale gastronomiczne i ogromny letni teatr na 750 miejsc. To było miejsce tętniące kulturą.
- Na świecie takie realizacje są znane.
- Inspiracją dla mojej idei stało się założenie Muzeum Kröller--Müller w Holandii, które zwiedziłem kilka lat temu. W parku położona jest główna siedziba tej instytucji. Ona sama „rozpełzła się” w formie pawilonów między drzewami. Wokół urządzono na ogromnej przestrzeni ogród z rzeźbami, a to kolejna analogia z naszym parkiem, w którym od lat 70. znajdują się rzeźby współczesnych krakowskich artystów. We wspomnianym holenderskim muzeum rozwiązano to genialnie - powstała mała architektura, w którą wkomponowano rzeźby, a jednocześnie stała się ona ciekawą przestrzenią do odpoczynku dla mieszkańców.
- To ciekawe, że opowiadając o Muzeum Historii Fotografii doszedł Pan do rzeźb. Pewnie dlatego, że był Pan dyrektorem Cricoteki oraz wicedyrektorem Muzeum Narodowego w Krakowie. Nie jest Pan ze świata ściśle związanego z fotografią. To może być zarzut. Jakby Pan odpowiedział?
- Fotografia była w mojej głowie obecna od dawna. Przyszła do mnie przede wszystkim przez zainteresowanie sztuką współczesną i moją pierwszą pracę w Galerii Krzysztofory. Bo dla wielu artystów słynnej Grupy Krakowskiej to było bardzo ważne medium. Dzięki temu mogę tej jedynej tego typu instytucji w Polsce i jednej z nielicznych w tej części Europy nadać nieco inny kierunek. Mamy XXI wiek. Zauważmy, że dziś nie trzeba walczyć o miejsce fotografii w świecie sztuki. I właśnie dlatego warto na nowo zdefiniować misję tego muzeum. Ono niekoniecznie musi się skupiać tylko na historii. Jest ważna, ale nie może wyczerpywać wszystkich pomysłów na muzeum.
- No właśnie. Dziś fotografia to np. selfie, czyli zdjęcia autoportretowe robione „z ręki”, ogrom zdjęć prywatnych na portalach społecznościowych, zjawisko paparazzi, czyli „fotoreporterskich hien”.
- Przy tym zalewie obrazu warto o takich zjawiskach społecznych myśleć w kontekście działalności tej instytucji. Jeśli muzeum ma utrzymać kontakt ze współczesnym widzem, trzeba próbować znajdować w nim miejsce na zjawiska, które tego widza dotyczą. Musi próbować mu tłumaczyć świat.
- Jacyś konkretni artyści?
- Niedawno byli u mnie Anna Bujnowska i Marek Chlanda. Pokazywali mi projekt albumu, który był ciekawą paralelą. Z jednej strony mało znane fotografie Zofii Rydet, z drugiej - rysunki i rzeźby Marka Chlandy. Ciekawa jest zbieżność tematów, czasem nawet samych kadrów. Wzajemnie się dopowiadają. Pokazuje to, że sztuka jest jedna, choć przyjmuje różne formy.
- Wchodzi Pan jednak do istniejącej instytucji. Jestem ciekaw, jak Pan patrzy na jej dotychczasową działalność?
- Z pewnością będzie realizowany cykl „Klucz do magazynu”. Ten krytyczny namysł nad kolekcją muzeum, próba opowiadania współczesnym językiem o fotograficznych zjawiskach bardzo mi się podoba. Myślę, że to kierunek, w którym powinniśmy iść nadal.
Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?