Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Frank Zappa "Apostrophe’”

Redakcja
Jeżeli ktoś, tak jak niektórzy moi antagoniści (czytaj, krytycy książek o Niezapomnianych płytach historii rocka), uważa, że zbyt mało w nich miejsca poświęcam omawianiu utworów z owych albumów, to pragnę mu zacytować wypowiedź artysty, który jest moim dzisiejszym podopiecznym – Franka Zappy. Oto ona: Pisanie na temat muzyki jest jak tańczenie na temat architektury. Nic dodać, nic ująć!

Jerzy Skarżyński: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA SUPLEMENT (53)

W 1974 roku Frank Zappa wydał (jeśli dobrze policzyłem) swój 21. longplay – fantastyczny krążek "Apostrophe’”. Jak się niewiele później okazało, stał się on jego największym sukcesem komercyjnym, bo dotarł aż do 10. miejsca listy bestsellerów Billboardu! Tu od razu dorzucę też, że "Apstrophe’” to taka mała (ma zaledwie 31 minut i 45 sekund) rzecz, która (i to bardzo) cieszy oraz... śmieszy. Cieszy, bo Zappa przystępując do pracy nad nią, świadomie postawił na przejrzystość aranżacji i wyjątkową zgrabność melodii, a śmieszy, bo jego teksty można spokojnie zaklasyfikować jako wręcz kabaretowe. Tyle tylko, że aby je w pełni docenić, trzeba perfekcyjnie znać nie tyle angielski, co jego amerykańska odmianę. No to jazda – zappujemy!

Brr! O rany jak wieje! To początek całej płyty i uroczego utworu o intrygującym tytule "Nie jedzcie żółtego śniegu” ("Don’t Eat The Yellow Snow”). Ten dwuminutowy przebój (bo po wydaniu na singlu stał się pierwszym prawdziwym hitem Zappy) opowiada uroczą historię z Dalekiej Północy, o tym, że za dziwnym kolorem niektórych partii tamtejszego śniegu stoją... psy husky i ich mocz. Znów brrr! Muzyka hipnotyzuje i zachwyca. A jak Franek gra solo! Szkoda pisać! Zaraz potem, prawie niezauważalnie wchodzimy w świat kupletu o Eskimosie Nanooku ("Nanook Rubs It”). W trójce, w którą wprowadza niewiarygodny łącznik zagrany na ksylofonie czy wibrafonie, mamy do czynienia z blaszano–syntezatorywowym dęciem w różne dęciaki i z potwornie zwariowanym rytmem. To "St. Alphonzo’s Pancake Breakfast”, który po przejściu w szaleńcze "Father O’blivion” jeszcze przybiera na tempie. Muzyka z domu "normalnych inaczej”! Dość! Ponieważ opisywanie kawałków Zappy to zajęcie równie karkołomne jak one same, to przestaję już stukać po klawiszach i tylko dorzucam, że przez następnych dwadzieścia kilka minut jest niemniej odlotowo. I jeszcze jedno, żeby nie było nieporozumień, poziom gry wszystkich pomocników Franka (m.in.: Jima Gordona i Aynsleya Dunbara – bębny; Jacka Bruce’a – bas; Sugar Cane Harrisa oraz Jean–Luc Ponty’ego – skrzypce; George’a Duke’a – klawisze) jest równie niepohamowanie wirtuozerski jak jego językowe i gitarowe popisy.

Jerzy Skarżyński, Radio Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski