Działy public relations w handlowych korporacjach zapewniają, że wyrzuca się tylko minimalne ilości jedzenia. Jednak zbieracze darmowej żywności twierdzą, iż w sklepowych pojemnikach na odpady można znaleźć mnóstwo smacznego towaru. I jest on dostępny zupełnie bez opłat, czyli „za free”.
O odzyskiwaniu z kubła przywiędłych warzyw i podobnych produktów mówi się więc, że to freeganizm. Idea żywienia się za darmo jest atrakcyjna, ale praktykowanie freeganizmu bywa skomplikowane. Kubły są zamykane kłódkami, a sklepowego zaplecza pilnują kamery i ochroniarze. Policja ostrzega, że w niektórych wypadkach przeszukującym pojemniki grożą sankcje karne.
Niektórych freegan, zbieraczy darmowego jedzenia, motywuje chęć uniknięcia wydatków. Justyna, 25-letnia absolwentka filozofii, nie ma pracy. Nie próżnuje, działa jako wolontariuszka w jednej z krakowskich organizacji pożytku publicznego. Brak zarobkowego zajęcia sprawia, że Justyna sięga po gratisowe owoce i warzywa z kubła.
– Zostałam wychowana w przekonaniu, że wyrzucanie jedzenia jest nieetyczne. I zdania w tej sprawie nie zmieniam, bo zdaję sobie sprawę z tego, jak wielu jest niedożywionych. Jednak freeganizm jest dla mnie nie tylko kwestią moralną. Nie stać mnie na rarytasy. Tymczasem w zimowy dzień mogę wyciągnąć z kubła truskawki.
Nie kupiłabym papai czy liczi, a z pojemnika mogę wziąć – stwierdza freeganka. Odzyskana żywność to około 10 procent jej jadłospisu. – Zwykle chodziłam do Biedronki przy ulicy Wrocławskiej i do lokalnego warzywniaka. O ile w tym drugim miejscu obsługa wystawia skrzynkę z niepotrzebną żywnością, o tyle w markecie pracownicy ostatnio zaczęli utrudniać wyciąganie rzeczy z pojemnika. Pojawiła się kłódka – dodaje.
Na utrudnienia natrafia także Piotr, który uprawia freeganizm z wyboru. Zauważa on, że spryt i giętkie ramię pozwalają czasem ominąć zabezpieczenia. Pojemnik jest wprawdzie zamknięty na kłódkę, ale zwykle pozostaje jakaś szczelina. Wystarczy sięgnąć... – Pracuję jako dostawca, rozwożę towary samochodem. Znam sklepy i od frontu, i od zaplecza. Zarabiam na tyle dobrze, że odzyskiwanie jedzenia z pojemników nie jest dla mnie ekonomiczną koniecznością. Freeganizm to mój i żony wybór. Mamy świadomość, jak wielka na świecie jest liczba głodujących – mówi Piotr.
Najwięcej jedzenia wyrzuca się w sieciach dyskontowych. Gdy w opakowaniu zbiorczym jest jedna zepsuta sztuka towaru, do kubła trafia cała paczka.
Markety wyrzucają nie tylko zwiędłą rzodkiewkę czy zgniecioną paprykę. Pozbywają się także przeterminowanego piwa. Reporter „Dziennika Polskiego” obserwował akcję wykradania kilkuset puszek. Pracownik firmy wywożącej odpady dostał od zaprzyjaźnionego ochroniarza sygnał, że w markecie jest paleta pienistego towaru. Piwo, które miało być na miejscu wylane do kanalizacji, zostało skrycie wywiezione śmieciarką. Pracownicy podzielili się łupem. Jak się potem okazało, przeterminowany napój zachował smak i moc.
Czasem ochrona nieoficjalnie pomaga w odzyskiwaniu wartościowych odpadów, ale w innych wypadkach jest nieprzejednana. – Zwykle chodzę „na śmietniki” w nocy. W Almie przy ulicy Pilotów złapali mnie ochroniarze. Mieli prawo, bo wszedłem na zamknięty teren firmy. Byłem z żoną. Czekaliśmy godzinę na policję. Ochrona przekonywała funkcjonariuszy, że ukradliśmy artykuły o wartości kilkudziesięciu złotych. Policjanci jednak nie uwierzyli, że śmieci z pojemnika mają wartość towaru z półki sklepowej. Skończyło się na pouczeniu – wspomina Paweł.
Katarzyna Padło z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie komentuje: – Przy tego typu działaniach trzeba pamiętać, żeby nie naruszać dóbr innych osób. Jeśli wchodzimy na czyjś teren, to rzeczą naturalną wydaje się zapytanie o zgodę. Podobnie jest w wypadku, gdy zabieramy z tego terenu różne rzeczy.
Kradzież rzeczy o wartości do 400 złotych może skończyć się mandatem, a włamanie czy wtargnięcie na zamknięty obszar skierowaniem sprawy do sądu.
Sieci handlowe stoją na stanowisku, że osoby postronne nie mogą mieć dostępu do odpadów.
– Przede wszystkim staramy się, aby odpadów było możliwie jak najmniej. Poza tym sieci handlowe muszą zamykać pojemniki. Wynika to z tego, że część odpadów może być niebezpieczna, np. towar z przekroczonym terminem przydatności do spożycia – informuje Aleksandra Budzińska, PR manager w sieci Alma.
W komunikacie biura prasowego firmy Jeronimo Martins Polska SA, właściciela dyskontów Biedronka, również czytamy o minimalizowaniu strat żywności. Dowożenie towarów z regionalnych centrów dystrybucji i chłodzenie produktów w drodze z magazynu – mają ograniczyć przypadki wyrzucania jedzenia. Jeżeli jednak termin przydatności jakiegoś artykułu mija, trafia on do firmy utylizacyjnej. Innych możliwości, jak tłumaczą pracownicy spółki, prawo nie przewiduje. Jedyny wyjątek stanowi pieczywo, które może być zwracane piekarniom.
Freeganie odpowiadają, że można zrobić więcej dla racjonalnego wykorzystania żywności. – Mieszkamy chyba w kraju bardzo bogatych ludzi, których stać na marnowanie olbrzymich ilości jedzenia. Sporą część „śmieci” stanowią produkty mięsne. Są to ciała zwierząt, których śmierć i cierpienie są w tej sytuacji jeszcze bardziej pozbawione sensu i etycznego uzasadnienia – przekonuje Tomek. Jest wykształconym krakowianinem, pracownikiem branży wydawniczo-reklamowej. Nie uznaje podziału identycznych niemal rzeczy na dobre towary i złe odpady.
Piotr zauważa, że freegańskie sięganie do kubła bywa jedynym sposobem na zagospodarowanie jadalnych odpadów. – Części wyrzucanego jedzenia nie da się oddać do lokalnych banków żywności, które zaopatrują biedniejszych mieszkańców Polski. Gdy marchewka już więdnie, nie ma czasu na przekazywanie jej komuś za pośrednictwem organizacji i urzędników od pomocy społecznej – oświadcza.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?