Fot. Anna Kaczmarz
To nie był przypadek, że w 1966 roku młody ksiądz Dziwisz został najpierw drugim, a potem pierwszym kapelanem starszego o 19 lat od siebie abp. Karola Wojtyły. Późniejszy papież zwrócił na niego uwagę już w 1963 roku, gdy ksiądz Dziwisz pełnił obowiązki kapłana w parafii pod Wezwaniem Przemienienia Pańskiego w Makowie Podhalańskim. Wielu ludzi z tamtych okolic do dziś pamięta młodego wikarego bardzo zaangażowanego w pracę duszpasterską. Jak pisze w biografii kard. Dziwisza ks. prof. Tomasz Chmura, parafia makowska stała się dla niego "szkołą kapłańskiej posługi". Była to placówka wymagająca sporego zaangażowania ze strony księży, choćby dlatego, że jest dość rozległa. Aby dojechać do niektórych punktów katechetycznych, młody wikary musiał przebyć czasem kilkanaście kilometrów w jedną stronę.
Był podobno zwyczajnym dzieckiem.
Może tylko trochę spokojniejszym od innych. Wielką pasją nastoletniego Stanisława była, i jest do tej pory, piłka nożna. Ale w odróżnieniu od Jana Pawła II, który w młodości grywał z kolegami stojąc na bramce, on wolał strzelać gole. Do dzisiaj pasjonuje się futbolem. Tylko piłka mogła poróżnić Go z papieżem. I raz tak się właśnie stało. Podczas towarzyskiego meczu Cracovii i Lazio doszło do małego sporu między Ojcem Świętem a jego osobistym sekretarzem.
Nikt z rodziny kard. Dziwisza nie potrafi powiedzieć, kiedy ich znany krewny postanowił zostać księdzem. Podkreślają, że gdy byli mali, matka każdego wieczoru czytała im Biblię, ale żadnemu z chłopców nic nie sugerowała. Sami wybierali swoją życiową drogę. Kardynał Dziwisz, podczas pobytu w nowotarskim LO na jakimś jubileuszu (ukończył je w 1957 roku), przyznał, że miał wspaniałego szkolnego katechetę. To zapewne jeden z powodów, dla którego aż 11 chłopców z jego klasy poszło po maturze do seminarium duchownego.
Władysława Słowakiewicz, koleżanka szkolna kard. Dziwisza, zapamiętała Go zawsze uśmiechniętego, ale niedowcipkującego. Podobno, gdy dochodziło w klasie do jakiejś scysji, obecny metropolita krakowski pierwszy starał się łagodzić spór. Zdaniem pani Władysławy kardynał był przystojnym młodzieńcem, ale "wytwarzał wokół siebie taką aurę, że dziewczęta nie pozwalały sobie na żadne poufałości. Dla nich był wyłącznie dobrym kolegą".
Koledzy z liceum kard. Dziwisza (jest wśród nich ks. infułat Janusz Bielański, który chodził do klasy "b", arcybiskup do "a") pamiętają, że rzadkie, wolne po nauce chwile (zwykle od razu wracał do domu, aby pomóc matce w gospodarstwie), spędzał na meczach hokeja na lodzie.
Kolejną słabością nastoletniego Stasia były... kremówki.
Uczniowie LO kupowali je podczas dużej przerwy. Te nowotarskie były ponoć równie dobre jak wadowickie, które rozsławił Jan Paweł II.
Najwięcej do powiedzenia na temat metropolity krakowskiego mają mieszkańcy jego rodzinnej miejscowości - Raby Wyżnej. Do połowy lat 90. papieski sekretarz spędzał tam swoje coroczne urlopy. Wędrował po górach, zbierał grzyby, podejmował w rodzinnym domu przyjaciół. Nigdy nie przyjeżdżał z pustymi rękami. Przez całe lata przeznaczał swoją watykańską pensję na rzecz Ośrodka Opiekuńczo-Leczniczego im. św. Faustyny Kowalskiej, który służy ludziom starym i chorym. Dzięki darom pochodzącym od kard. Dziwisza, a także od sponsorów, których udało mu się znaleźć, Raba Wyżna ma okazałe, świetnie wyposażone gimnazjum. W 2002 r. kard. Dziwisz przekazał tej szkole swój prywatny księgozbiór z dedykacjami autorów lub darczyńców. Liczy on ponad 700 książek z wielu dziedzin, m.in. z historii, muzyki, filozofii. Niektóre to bibliofilskie rarytasy, opatrzone autografami znanych postaci - także Josepha Ratzingera. W 2005 r. dzięki darowi papieskiego sekretarza gimnazjum wzbogaciło się o pracownię multimedialną z 50 komputerami.
Nie obnosił się ze swoją dobroczynną działalnością. A wspierał finansowo nie tylko przedsięwzięcia, które powstawały w jego rodzinnej miejscowości. Zawsze jednak prosił obdarowanych (a były to również osoby prywatne) o dyskrecję.
Rodzina Dziwiszów jest bardzo szanowana w Rabie Wyżnej. O nieżyjącej matce kardynała mówiono "święta kobieta". Nie tylko dlatego, że sama wychowała siedmioro dzieci - kard. Dziwisz, podobnie jak Jan Paweł II, wcześnie stracił ojca, który zginął pod kołami pociągu. Przede wszystkim dlatego, iż, jak mówią mieszkańcy Raby, "Dziwiszowie to bardzo dobrzy ludzie".
Na ingres, czyli zaślubiny z diecezją nowego metropolity, który odbył się w Krakowie 27 sierpnia 2005 roku, przyjechało prawie całe Podhale. Kard. Dziwisz przy każdej okazji podkreślał związki z rodzinną ziemią. Nie bez powodu w jego biskupim herbie największą przestrzeń zajmuje zarys Tatr z widokiem krzyża na Giewoncie. A przyjeżdżając po raz pierwszy w nowej roli do Polski, do Krakowa, najpierw wstąpił do Raby Wyżnej. "Chciałem wejść do owczarni przez drzwi, którymi był dla mnie pobyt w miejscu, gdzie narodziłem się dla Kościoła i dla Boga" - tłumaczył.
GRAŻYNA STARZAK
[email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?