Kukiz’15 chce likwidacji gabinetów politycznych w rządzie i samorządach. Dzięki temu podatnicy mają rzekomo zaoszczędzić rocznie co najmniej 519 mln zł. Pracuje w nich ponad 10 tys. osób, bo doradców i asystentów mogą mieć ministrowie i włodarze samorządowi.
W uzasadnieniu projektu jego autorzy piszą, że jest to bezwartościowa, a przy tym kosztowna instytucja. Po identyczny argument dwukrotnie sięgało PiS, gdy w 2009 i 2012 r. występowało o ich likwidację. - Teraz jednak nasz projekt PiS włożyło do tzw. zamrażarki i nie zamierza się nim zajmować - mówi Agnieszka Ścigaj, krakowska posłanka Kukiz’15.
WIDEO: PiS wycofał oba projekty ustaw o podwyżkach dla urzędników państwowych
Źródło: TVN24
Adam Lipiński, prominentny poseł PiS, przyznaje, że zdarzają się patologie: - Niektórzy chcą mieć więcej swoich ludzi, ma też miejsce presja zaplecza politycznego. Ale radzi umiar i uważne przyjrzenie się sprawie gabinetów. Identyczne stanowisko zajmuje prof. Ryszard Terlecki, szef klubu PiS.
Instytucja gabinetów politycznych powstała w 1997 r. Od początku była krytykowana przez tych, którzy aktualnie znajdowali się w opozycji, ale nie tylko. Gdy PiS współrządził dekadę temu, Lech Kaczyński, ówczesny prezydent, napisał tzw. Kodeks prezydencki. Wymagał w nim, by „każde powołanie do gabinetu politycznego wymagało pisemnej zgody premiera”. Chciał, by doradcami szefa rządu i ministrów zostawali wyłącznie prawdziwi fachowcy.
Z taką praktyką nie mieliśmy do czynienia. - Szkoda, bo gabinety mogą być bardzo pomocne - twierdzi dr hab. Rafał Matyja, autor książki „Gabinety polityczne. Narzędzie skutecznego rządzenia”. Zastrzega jednak: - Ale w rękach dobrych polityków. W rękach skorumpowanych lub nieudolnych, mogą stać się czynnikiem wybitnie negatywnym.
Zarzut wobec gabinetów cały czas jest ten sam: najważniejszym urzędnikom w państwie doradzają głównie młodzi ludzie, bez doświadczenia. Są też osoby starsze, lecz zwykle bez istotnych osiągnięć. Częstą praktyką jest kierowanie się przy obsadzaniu gabinetów kryterium przynależności partyjnej.
Obecnie w gabinetach politycznych kancelarii premiera i w ministerstwach pracuje ponad 80 osób. Przeszło 40 z nich ma co najwyżej 30 lat. Jednak w poprzednich rządach liczba zatrudnionych i struktura wiekowa była podobna.
W kancelarii premiera pracuje 19 osób. Najmłodsza z nich ma 22 lata. Przeważają ludzie przed trzydziestką i niedużo po niej. Głównym doradcą Beaty Szydło jest Katarzyna Kacperczyk, wcześniej wiceszef dyplomacji w gabinecie... Donalda Tuska i Ewy Kopacz, a także Witold Olech, specjalista od marketingu, asystent Beaty Szydło, gdy ta była posłanką, dziś też wiceprezes Tauronu.
Jarosław Gowin, wicepremier, minister nauki, w swoim gabinecie zatrudnia cztery osoby. Kieruje nim Grzegorz Kądzielawski, prawnik po UJ, 30-letni radny PiS w sejmiku małopolskim. Gowinowi doradza też 28-letni Piotr Muller, zapewne zdolny młody człowiek, ale też chwalipięta. Pisze on np., że kibicował w czasie meczu razem z Beatą Szydło i innymi ministrami. Z dumą podkreśla: „Debiut w kategorii mistrz drugiego planu uznaję za udany”.
Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury i budownictwa, w swoim gabinecie ma cztery osoby. Szefem jest Łukasz Smółka, radny sejmiku małopolskiego. Dwaj doradcy: Paweł Czemiel i Konrad Kukliński, zanim trafili do gabinetu Adamczyka, w swoim życiorysie mieli prace w biurach poselskich Pawła Kowala i Zbigniewa Ziobry.
Sam Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny, w gabinecie politycznym zatrudnia dwie osoby: 25-latka Michała Wosia i 32-letniego Sebastiana Kaletę. Woś jest radnym raciborskim, który chwali się selfie z Beatą Szydło. Kaleta jest też rzecznikiem Ziobry.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?