Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gambit, czyli jak ograć króla

Redakcja
Nie zawsze na film idzie się, by przeżyć metafizyczny odlot. Czasami, a może często X Muza ma nam dostarczyć dobrej zabawy. Jeśli mamy taki humor, komedia „Gambit, czyli jak ograć króla” powinna sprawić, że kąciki ust powędrują w górę.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Film podpisał Michael Hoffman, twórca, który nie ciszy się przesadną popularnością. Pamiętać go można z adaptacji szekspirowskiego „Snu nocy letniej” (1999). O wiele ciekawsze skojarzenia budzi lektura autorów scenariusza. To bracia Ethan i Joel Coen, jedni z najciekawszych amerykańskich filmowców ostatnich dekad, autorzy tak głośnych filmów, jak „Barton Fink”, „Fargo” czy „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Bracia zwykle lubią operować czarnym humorem, mieszając dramatyzm z komizmem. Czasami jednak lubią odetchnąć lżejszym powietrzem, czego przykładem mogą być „Okrucieństwo nie do przyjęcia” czy „Ladykillers”. A także najnowszy „Gambit”.

Człowiekiem, który zamierza ograć króla, jest tu pewien dystyngowany angielski historyk sztuki (w tej roli nagrodzony Oscarem za kreację w „Jak zostać królem” Colin Firth). Królem jest jego pracodawca, kolekcjoner dzieł sztuki, a zarazem gruba ryba medialnego biznesu (perfekcyjnie obsadzony Alan Rickman). Między nich wmiesza się śliczna Amerykanka, która ze sztuką nie ma wiele wspólnego, ale potrafi zaczarować mężczyzn (Cameron Diaz). A wszyscy spotkają się przy okazji zaginionego obrazu Claude’a Moneta.

Opis fabuły brzmi dość trywialnie. I byłoby w tym sporo racji, gdyby nie konstrukcja głównych bohaterów. Każdy z nich ma drugą twarz. Nie zdradzając zbyt wiele, napiszę tylko, że nie powinniśmy ufać we wszystko, co widzimy. Nie należy też sugerować się kinowymi schematami. Niezguła wcale nie musi okazać się człowiekiem, za którego będzie się rozgrywać partię szachów. I odwrotnie, jaka jest prawdziwa twarz rekina, którą chowa przed światem?

Nawet jeśli scenariusz nie wzbudza zachwytu, a część punktów kulminacyjnych okazuje się dość przewidywalna, film Hoffmana ogląda się z przyjemnością. Angielscy aktorzy grają popisowo. Firth z Rickmanem świetnie bawią się na ekranie, budując konflikt między swoimi postaciami. Każdy z nich posiada potężny magnetyzm ekranowy. Rickman błyszczy w roli tyrana (jak zwykle), a Firth ma niezaprzeczalny urok, nawet jeśli gra człowieka w sumie pozbawionego skrupułów. Na tym tle słabiej wypada Cameron Diaz, której rola jest dość jednowymiarowa. Warto spojrzeć za jej plecy, gdzie popisowe partie tworzą aktorzy obsadzeni na drugim planie – Tom Courtenay i Stanley Pucci.

A jednak seans pozostawia pewien niedosyt. I wcale nie chodzi o niespecjalnie zaskakujące rozwiązanie intrygi. Dlaczego bracia Coen nie wyreżyserowali tego filmu osobiście? Fabuła jest zbyt zabawowa, brak w niej mocniejszych akcentów dramatycznych, które odnajdziemy w dziełach braci, nawet w ich komediach („Tajne przez poufne”). Ten film nie porusza, przechodzi gdzieś obok. Jest przyjemny, ale dość błahy. Gdyby porównać go do trunku, byłby słodkim winem bezalkoholowym. Pije się je ze smakiem, ale nic nie uderza do głowy.


Fot. Gambit Pictures Limited

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski