Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy piłkarz ma problem, oni pierwsi służą pomocą

Przemysław Franczak, Bartosz Karcz i Jacek Żukowski
Tomasz Siemieniec (z lewej) kiedyś grał w Cracovii. Jarosław Krzoska zanim został kierownikiem drużyny Wisły, był dziennikarzem oraz rzecznikiem prasowym
Tomasz Siemieniec (z lewej) kiedyś grał w Cracovii. Jarosław Krzoska zanim został kierownikiem drużyny Wisły, był dziennikarzem oraz rzecznikiem prasowym fot. anna kaczmarz
Rozmowa. Przed derbami Krakowa zaprosiliśmy do naszej redakcji kierowników drużyn JAROSŁAWA KRZOSKĘ z Wisły oraz TOMASZA SIEMIEŃCA z Cracovii. Opowiedzieli nam o swojej pracy, która jest dla nich prawdziwą pasją.

- Na początek chcieliśmy zapytać, czy Jarosław Krzoska jako dziennikarz miał kiedyś okazję przeprowadzić wywiad z piłkarzem Tomaszem Siemieńcem?
Jarosław Krzoska: - Nie dam sobie za to głowy uciąć, ale to jest bardzo możliwe. Komentowałem mecze Cracovii, a przynajmniej skróty tych spotkań. Na Cracovii częściej bywał jednak Andrzej Augustynek.

- Ale znaliście się wcześniej, jeszcze zanim zostaliście kierownikami Cracovii i Wisły?
Tomasz Siemieniec: - Bardziej z widzenia. Dopiero, gdy zostaliśmy kierownikami, ta znajomość stała się bliższa. Nasza współpraca jest w porządku.

JK: - Mogę to tylko potwierdzić.

- Jak określilibyście swoją rolę w funkcjonowaniu drużyny. Po staremu, czyli kierownik zespołu, czy raczej jako menedżer drużyny, którego zakres obowiązków jest znacznie szerszy niż stereotypowe wypełnianie protokołu meczowego i liczenie kartek?
JK: - Wypełnianie protokołu jest jednym z naszych obowiązków, ale oczywiście jest ich znacznie więcej. Ostatnio spotkałem swoją kierowniczkę produkcji z telewizji i żartowałem z nią, że nauczyła mnie, jak być kierownikiem. Bo to jest trochę taka rola człowieka, który musi wiedzieć, jak załatwić hotel, autokar. Jak to wszystko logistycznie przygotować.

TS: - Opiekujemy się też oczywiście piłkarzami. To jest normalna praca, że trzeba np. testowanego zawodnika odebrać z lotniska, przywieźć na trening, pomóc z obiadem.

JK: - Ogólnie wygląda to tak, że naszym zadaniem są techniczne sprawy związane z drużyną. Mnie pomagają ludzie w klubie. Choćby w kwestii załatwiania wiz czy zgody na pracę w Polsce. To, że trzeba jechać na lotnisko kogoś odebrać, załatwić mu hotel, wyżywienie czy przejazd na trening, to są normalne sprawy.

- Najdziwniejsza prośba piłkarza, z jaką się spotkaliście?

TS: - Kiedyś Vladimir Boljević zadzwonił do mnie, że zepsuł mu się zamek i nie może zamknąć mieszkania, przez co nie ma jak przyjechać na trening. Pojechałem do niego, pilnowałem w czasie treningu mieszkania, a w tym czasie załatwiłem jeszcze ślusarza.

JK: - Nie możemy ich zostawiać na pastwę losu. Ci ludzie przyjeżdżają grać w naszych klubach z różnych stron świata, różnych kultur. Nam jest łatwiej poruszać się w polskiej rzeczywistości niż im. Dlatego, jeśli jest taka potrzeba, to im pomagamy. Choć często jest tak, że tą pomocą służą im również koledzy z drużyny. Nam jest natomiast łatwiej czasami załatwić szybko pewne sprawy, z którymi oni mogą mieć problemy. Zdarza się przecież, że piłkarz przyjedzie z całą rodziną, z małymi dziećmi. I jak jest np. potrzeba załatwienia lekarza dla dziecka, to nawet jeśli nie robię tego ja bezpośrednio, to dzwonię do naszego klubowego lekarza i on już dalej im pomaga.

- Czyli kierownik jest tym pierwszym, do którego dzwoni się w sprawach trudnych?
JK: - Tak się zdarza, ale dla mnie to są normalne, ludzkie sprawy.

- Zdarzają się piłkarze niezaradni życiowo, których trzeba czasami prowadzić za rękę?
TS: - Zdarzają, ale dla nas taka pomoc jest naturalną rzeczą. Jeśli przychodzi chłopak, który ma problem, nawet prywatny, to po prostu staram się pomóc. Podchodzę do tego w taki sposób, że jeśli ja jemu pomogę, to może on lepiej się poczuje i będzie później lepiej grał, na czym skorzystają wszyscy w klubie.

- Co jest najprzyjemniejsze w tym zawodzie?
JK: - Bycie częścią drużyny. Tomek to pewnie potwierdzi, choć akurat on, jako były piłkarz, przeszedł po prostu z jednej strony drużyny na drugą. Ja w piłkę nie grałem, ale dla mnie bycie właśnie częścią zespołu to jest coś, co cenię sobie w tej pracy najbardziej.

TS: - Dzielisz z tymi chłopakami radości i smutki. Cieszysz się po zwycięstwach, żałujesz przegranych. A przy tym mam poczucie, że to, co robię, ma jakiś mały wpływ na to, jak oni zagrają.

- Dla pracy kierownika drużyny poświęciliście inne zajęcia. Co było impulsem, żeby to zrobić?
TS: - Pracowałem w Warszawie w handlu, ale chciałem podjąć pracę w Cracovii. Temat pojawił się, gdy dyrektorem sportowym był Tomek Rząsa. Co prawda początkowo myśleliśmy o czymś innym, o innej roli w klubie, ale gdy padła propozycja pracy w roli kierownika drużyny, to długo się nie zastanawiałem.

- Pan Jarosław zostawił pracę w telewizji, popularność, rozpoznawalność. Warto było?
JK: - Zawsze intrygowało mnie, jak to jest od tej drugiej strony, której my, dziennikarze nie widzimy. Dziennikarz jest obecny do pewnego miejsca. Dopiero gdy wejdzie się do szatni, gdy tam się jest na co dzień, to widzi się, jak to wszystko funkcjonuje. I tak jak powiedział Tomek, dzieli się z tymi chłopakami radości i smutki. Czasem wlecze się człowiek przez całą Polskę autokarem po przegranym meczu i całą drogę w głowie pulsuje myśl, że coś znów nie wyszło, nie udało się.

- Jako rzecznik prasowy Wisły nie doświadczał Pan tego?
JK: - W innym stopniu. To było takie życie razem, ale i osobno. Bywałem regularnie na zgrupowaniach, lecz to nigdy nie było tak do końca funkcjonowanie wewnątrz drużyny.

TS: - Drużyna nie wpuści do szatni każdego człowieka, nawet jeśli on pracuje w klubie.

- Nie baliście się, że rzucacie bardziej stabilną pracę dla takiej, w której różnie może być?
JK: - Nie wiem, czy w moim przypadku można było wcześniej mówić o stabilizacji w mediach... Może górę wzięła ciekawość, chęć nauczenia się piłki nożnej od środka. Dzisiaj mam nieco inne postrzeganie futbolu i piłkarzy, niż miałem pięć lat temu. Więcej rozumiem. Może dlatego, że czasami widzę, jak jeden czy drugi chłopak przez cały tydzień poprzedzający mecz walczy z kontuzją czy z innymi problemami, o których się nie mówi. To są normalni ludzie, a nie roboty. Myślę też, że lepiej rozumiem piłkę jako całość. Choćby przez sam fakt siedzenia na ławce i przyglądania się, jak pracują trenerzy.

TS: - Ja natomiast teraz zdecydowanie bardziej się denerwuję niż wtedy, gdy byłem piłkarzem. Do tego dochodzi adrenalina. Są sędziowie, z którymi człowiek chce utrzymać dobry kontakt, ale czasami coś się krzyknie, a później trzeba iść do szatni z nimi rozmawiać.

JK: - Sędziowie to temat rzeka...

- To porozmawiajmy o tym. Jakie mieliście najbardziej stresujące sytuacje z arbitrami?
TS: - Ostatnio nasz mecz prowadził sędzia Gil. I mówi mi, że nie ma problemu z tym, że ja biegam przy tej ławce, coś tam krzyczę, tylko skoro mam takie pretensje, to jak on ma sędziować? A ja na to, że nieważne jak, byle moja drużyna wygrała... Oczywiście wybuchnęliśmy śmiechem i wszystko zostało obrócone w żart, a atmosfera się rozładowała.

- Pan Jarosław został nie tak dawno wyrzucony na trybuny, a Panu Tomaszowi zdarzyło się coś takiego?
JK: - To był zbieg okoliczności. Mój pech polegał na tym, że stałem w czasie meczu z Lechią przy linii z zawodnikiem, który miał wejść na zmianę. Sędzia podjął jakąś kontrowersyjną decyzję, co skomentowałem. Techniczny zawołał głównego, a ten odesłał mnie na trybuny. Pauzowałem dwie kolejki, ale tak się złożyło, że gdy ponownie usiadłem na ławce, znów spotkanie prowadził nam ten sam sędzia Kwiatkowski. Porozmawialiśmy sobie spokojnie. Sam przyznał, że nie był to jego wybitny mecz i mógł się przyczynić do tego, że nastroje były lekko nerwowe.

TS: - Mnie się nie zdarzyło jeszcze, żeby sędzia wyrzucił mnie na trybuny. Zresztą arbitrzy muszą wytrzymywać ciśnienie, bo mają świadomość, że oni się mogą denerwować, jak coś im nie wychodzi, ale my też możemy. A im więcej błędów, tym nerwy większe.

- Często tłumicie w sobie kibica na ławce?
JK: - To nie jest kwestia tłumienia kibica. To są odruchowe zachowania.

TS: - Ja nie tłumię...

JK: - Czasem są sytuacje, że trenerzy się denerwują, a ja staram się nie reagować, bo wiem, że nic nie zmienię.

TS: - Sędziowie to też są ludzie i różnie reagują nie tylko na zachowania na boisku, ale i na ławce.

JK: - Miałem taką sytuację w poprzednim sezonie. Wiem, że sędziowie mają „otwarty” system walkie-talkie, jak mówi Michał Probierz. Robiłem akurat zmianę, a chwilę wcześniej straciliśmy gola. Po tej zmianie, przechodząc obok technicznego, powiedziałem głośno: Panie sędzio, ewidentny spalony! Oczywiście nie widziałem dokładnie tej sytuacji. Rzuciłem ot tak sobie. Tylko, że po meczu okazało się, że rzeczywiście straciliśmy gola ze spalonego. Sędzia się pyta, skąd wiedziałem? Nie wiedziałem, to był tylko taki żart.

- Chcieliśmy zapytać, skąd się wzięła w was miłość do klubów, w których pracujecie, skoro wychowywaliście się na osiedlach, na których kibicowało się akurat drużynom przeciwnym?
TS: - Rzeczywiście było tak, że wychowałem się na takim osiedlu, gdzie wszyscy moi koledzy z „podstawówki” kibicowali Wiśle, ale ja akurat Cracovii. Moja cała rodzina kibicuje „Pasom”. Tata ma 70 lat, ale cały czas jeździ nawet na wyjazdy.

JK: - Wychowałem się na Piaskach, więc kibiców Cracovii tam było więcej. Wisła natomiast w moim życiu wzięła się trochę przez przypadek. Moim sąsiadem był Leszek Kędryna. Trenował siatkarki, ale kiedyś w windzie zapytał mnie, czy nie mam ochoty trenować koszykówki. I tak to się zaczęło. Najpierw była koszykówka. Później zostałem też spikerem.

- To jest dla was bardziej pasja niż zawód? Bylibyście gotowi zostać kierownikami w innym klubie?
TS: - Nigdy nie mów nigdy, ale chyba nie dałbym rady być kierownikiem w innym klubie. Próbowałem natomiast kiedyś być trenerem. Nawet nieźle mi szło, bo zrobiłem dwa awanse z Orlętami Cielądz - z szóstej do piątej i z piątej do czwartej ligi. Nie wiem jednak, czy chciałbym wrócić do tego zawodu. Nie jestem do końca przekonany, bo to bardzo ciężki kawałek chleba. I tak czasami mam już problemy z żoną, że mnie nie ma w domu w weekendy. A gdybym został trenerem, to można pracować nawet na drugim końcu Polski.

JK: - Czasem w życiu jest tak, że się nie wybiera, choć trudno mi sobie wyobrazić pracę w innym klubie niż Wisła.

- Trudnym momentem jest dla was zmiana trenera?
JK: - Czasem rozstanie z poprzednikiem jest trudniejsze, czasem przyjmuje się je tak po prostu. Na żadnego trenera, z którym pracowałem, nie dam jednak złego słowa powiedzieć. Współpraca z każdym była bezproblemowa.

TS: - Ja natomiast stresuję się przy zmianie trenera, bo różny miałem kontakt ze szkoleniowcami. Z jednymi jest to czysta praca, a z innymi jest większa nić porozumienia. Np. z trenerem Szatałowem, jak się spotykamy, to przynajmniej pół godziny musimy porozmawiać.

- Pan Tomasz przygotowuje się już do wyjazdów w europejskich pucharach? Studiuje Pan regulaminy?
TS: - Nie, jeszcze nie.

JK: - Jak chcesz, to mogę ci podrzucić parę książeczek...

- Zdarzyła się Wam podobna historia, jak kiedyś Igorowi Nagrabie, który wpisał do protokołu nie tego zawodnika, co trzeba?TS: - Mnie nie, ale Igor opowiadał mi o tej historii z Darkiem Pawlusińskim. Zresztą nie tylko on, bo również masażysta, który opowiadał, jak Igor był zdenerwowany całą sytuacją i jak później cieszył się, gdy Darek strzelił dwie bramki.

JK: - Ja sprawdzam protokół z trenerem zanim oddam go sędziom.

- Michał Probierz nie zmieniał składu w ostatniej chwili?
JK: - Michał robił takie rzeczy, gdy protokoły wypełniało się ręcznie. Odkąd robiliśmy to w formie komputerowej, Michał podawał już prawdziwą jedenastkę. Inna sprawa, że z ustawieniem, podanym przez niego dziennikarzom, to już różnie bywało.

TS: - Teraz jest łatwiej, bo można zmianę w jedenastce zrobić nawet przed samym meczem i nie wchodzi ona w ogólną liczbę zmian.

- Czujecie już przedderbową gorączkę? „Podkręcacie” piłkarzy?
TS: - Ja nie muszę, bo w klubie ze mnie się śmieją, że jak tylko są derby, to chodzę podminowany.

JK: - Ja natomiast podchodzę do tego bardziej z chłodną głową, bo w szatni mamy już takich piłkarzy, którzy „podkręcają” resztę. Tzw. starszyzna czy Krzysiek Mączyński potrafią uświadomić reszcie, jaki mecz nas czeka. Swoją drogą to szkoda, że tak mało jest wychowanków w obu klubach.

TS: - Szkoda, choć muszę przyznać, że u nas takim piłkarzem, który najbardziej czuje derbową atmosferę, jest Miro Covilo. On jest zakochany w takich meczach. Tylko na nie czeka. Taki bałkański charakter.

- Pan Jarosław mówi, że spokojnie podchodzi do derbów, ale to Pan rozbił ławkę rezerwowych na stadionie Cracovii...
JK: - Trochę tę sprawę rozdmuchano zbyt mocno. Nie stało się wtedy nic wielkiego. Nikt nie wie, że na stadionie Wisły zrobiłem coś gorszego, bo szybę w ławce wybiłem ze złości. Na Cracovii natomiast tylko ją wypchnąłem. Sprawa została załatwiona i nie ma do czego wracać.

- Na ulicy spotykaliście się kiedyś z nieprzyjemnymi reakcjami kibiców z drugiej strony Błoń?
TS: - Jako kierownik chyba nie. Raczej odwrotnie. Miałem sytuacje, w której ktoś podchodził w sklepie, mówił że jest kibicem Wisły, ale chciał pogadać, wymienić opinie.

- Pan Jarosław miał przygody, gdy komentował mecze hokeistów Cracovii. Czasami wyzywano Pana w hali przy ulicy Siedleckiego.
TS: - Wyzwiskami to nawet nie ma co się przejmować...

JK: - Też tak uważam. Owszem, była nieduża grupa, która miała jakiś problem ze mną. Komentowałem jednak hokej na Cracovii, gdy była ona akurat bardzo mocna. I kibice raczej podchodzili, wymieniali uwagi. A ci, którzy chcieli wyzywać, to pokrzyczeli i poszli.

- Jak widzicie niedzielne derby?
TS: - Jedna i druga drużyna preferuje ładną dla oka piłkę, więc myślę, że będzie fajny do oglądania mecz.

JK: - Ostatnie derby piłkarsko były bardzo dobre. Teraz też chciałbym dobrego meczu, choć wiadomo, że każdy będzie chciał tę chorągiewkę z napisem „zwycięstwo” przeciągnąć na swoją stronę.

TS: - I chciałbym, żebyśmy mogli jeszcze raz zagrać w tym sezonie. Oczywiście w grupie mistrzowskiej!

Rozmawiali: Przemysław Franczak, Bartosz Karcz i Jacek Żukowski

Przedderbowe wieści
Wszyscy piłkarze Wisły wrócili do treningów - również Łukasz Burliga, Richard Guzmics i Wilde-Donald Guerrier, którzy ostatnio pauzowali z powodu lekkich urazów. Przy ul. Reymonta pełna mobilizacja. Prezes Wisły Robert Gaszyński zarządził nawet ciszę medialną. Poza dzisiejszą konferencją prasową, na której będą trener Kazimierz Moskal i Paweł Brożek, piłkarze nie będą do derbów rozmawiać z dziennikarzami. (BK)

Kto będzie kapitanem Cracovii na derby? Krzysztof Pilarz nie broni od kilku spotkań, a jego zastępca - Piotr Polczak - będzie pauzował za żółte kartki. Największe szanse na objęcie tej funkcji ma Marcin Budziński, najstarszy stażem. W derbach zadebiutują Grzegorz Sandomierski i Paweł Jaroszyński. Przeciw Wiśle w seniorach nie grał nigdy Krzysztof Szewczyk. (ŻUK)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski