Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy pracuje się na Mazowszu, łatwo zauważyć różnice...

Redakcja
Paweł Podczerwiński pracuje teraz w IV-ligowym Hutniku Warszawa Fot. Maciej Zubek
Paweł Podczerwiński pracuje teraz w IV-ligowym Hutniku Warszawa Fot. Maciej Zubek
Znalazł się Pan w gronie 200 trenerów, którym w ostatnich tygodniach komisja złożona z wybitnych polskich szkoleniowców - m.in. Jerzego Engela, Antoniego Piechniczka, Andrzeja Strejlaua - przyznała licencję na prowadzenie drużyn drugoligowych. To bardzo ważny krok w Pana karierze trenerskiej...

Paweł Podczerwiński pracuje teraz w IV-ligowym Hutniku Warszawa Fot. Maciej Zubek

PIŁKA NOŻNA. Rozmowa z Pawłem Podczerwińskim, pierwszym trenerem z Podhala, który uzyskał licencję na prowadzenie drużyn drugoligowych

- Tak, na pewno jest to dla mnie duży sukces i wyróżnienie, ale też motywacja do pracy i podnoszenia dalej swoich umiejętności - mówi Paweł Podczerwiński. - Licencja została mi przyznana na trzy lata, co też jest dodatkowym plusem, bo byli trenerzy, którym licencję przyznano jedynie na rok. Cieszy mnie to tym bardziej, że w naszym regionie - mam tu na myśli Małopolskę - niewielu jest szkoleniowców z takimi uprawnieniami.
Teraz pewnie będzie już łatwiej o ciekawe propozycje pracy. Pojawiły się już takie? Wiadomo, gdzie będzie Pan pracował w nowym sezonie?
- W ostatnich tygodniach prowadziłem rozmowy z trzema klubami drugiej ligi. Niestety, wtedy jeszcze nie miałem pewności, czy zdobędę licencję i to było główną przeszkodą w tych rozmowach. Wiadomo, że kluby chcą mieć przed startem sezonu wszystko dopięte i nie chciały ryzykować. Były też rozmowy z innymi klubami. Ostatecznie, wspólnie z Jankiem Karasiem, zdecydowaliśmy się na pracę w czwartoligowym Hutniku Warszawa, gdzie aspiracje w nowym sezonie są bardzo wysokie.
To będzie Pana kolejny klub na Mazowszu. W poprzednim sezonie pracował Pan także wspólnie z Janem Karasiem w trzecioligowym Mazurze Karczew. Jak Pan wspomina pobyt w tym klubie?
- Bardzo pozytywnie. To jest bardzo dobrze poukładany klub. Nie udało się nam wprawdzie awansować do drugiej ligi, co było naszym celem, ale sporo się tam nauczyłem i zebrałem cenne doświadczenie. Generalnie trzecia liga mazowiecko-- łódzka, w której występowaliśmy, jest doskonale zorganizowana. Niepowodzenie w lidze powetowaliśmy sobie w Pucharze Mazowsza, gdzie w stawce 300 drużyn okazaliśmy się najlepsi, pokonując w finale 3-2 Narew Ostrołęka, w której wiodącą postacią był Grzegorz Wędzyński.
Jak układa się współpraca z Janem Karasiem?
- Bardzo dobrze. Muszę przyznać, że miałem duże szczęście, iż spotkałem go na swojej drodze. Z racji swojej bogatej kariery piłkarskiej (Karaś był m.in. uczestnikiem mistrzostw świata w 1986 roku - przyp.) posiada ogromną wiedzę, którą stara mi się przekazać. Uważnie analizujemy swoją pracę, wyciągamy z niej wnioski i staramy się szukać nowych rozwiązań. On dużo w swoim życiu widział i to teraz znajduje odzwierciedlenie w jego warsztacie trenerskim. Oprócz tego jest niezwykle sympatycznym człowiekiem, który bardzo chętnie pomaga innym.
Można w jakiś sposób porównać poziom lig mazowieckich z podhalańskimi?
- Różnic jest bardzo wiele. Przede wszystkim na Mazowszu podchodzi się do piłki dużo bardziej profesjonalnie. Zawodnicy nawet w niższych ligach bardzo sumiennie trenują, bo zdają sobie sprawę, że w każdej chwili może ktoś ich zauważyć i złożyć ciekawą ofertę. Na Podhalu z kolei wybić się jest wręcz niemożliwością, dlatego podejście zawodników wygląda tak, jak wygląda... Druga sprawa to organizacja w klubach. Na Mazowszu praktycznie każdy klub ociera się o profesjonalizm. Wszystko jest bardzo dobrze poukładane i trenerzy mogą się skupić wyłącznie na swojej pracy. Doskonale wygląda praca z dziećmi, z młodzieżą. Dziecko - w obojętnie w jakim klubie z Warszawy - trenuje 3-4 razy w tygodniu, w doskonałych warunkach i pod okiem wykwalifikowanych trenerów. A na Podhalu? Treningi odbywają się góra dwa razy w tygodniu na fatalnych boiskach i w dodatku prowadzone są przez przypadkowe osoby. To wszystko zatrzymuje rozwój tych młodych chłopców.
Kiedy działał Pan jeszcze na Podhalu, miał Pan bogate plany związane z przyszłością tutejszej piłki. Rada Trenerów, czy kadry Podhalańskiego Podokręgu to tylko niektóre z Pana pomysłów, z których dzisiaj nic już nie zostało...
- Bardzo nad tym ubolewam i jednocześnie dziwię się, że nikt nie podjął się kontynuacji tych pomysłów. Z moich informacji wynika, że nie było do tego chętnych. A szkoda, bo naprawdę były to sposoby na to, by zmotywować młodych piłkarzy do większego zaangażowania, do pracy i treningów. Mam nadzieję, że w przyszłości zostanie to reaktywowane.
Myśli Pan o powrocie na Podhale?
- Nie ukrywam, że prowadzę rozmowy z jednym z podhalańskich klubów, ale dotyczą one jedynie współpracy. O trenowaniu, przynajmniej na razie, nie ma mowy. Naprawdę wierzę w to, że za jakiś czas uda mi się załapać do jakiegoś drugoligowego klubu.
Rozmawiał: Maciej Zubek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski