MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gdy wojskowi decydują

Paweł Kowal
Od Krakowa do Brukseli. W sprawach bezpieczeństwa w USA pierwszy głos należy do wojskowych.

To oni mają mapy, informacje o uzbrojeniu i nie zmieniają łatwo zdania. Polityczne decyzje w zakresie bezpieczeństwa politycy inicjują, potem oddają w ręce generałów i „przyklepują” po wojskowej obróbce już jako dobrze przygotowane plany. Tak też będzie ze szczytem NATO w Warszawie. Kluczowe kwestie, jakie znajdą się w konkluzjach, już teraz znane są najważniejszym politykom w USA. W tym sensie polskie spory o Trybunał Konstytucyjny nic nie zmieniają. Polskie sprawy wewnętrzne nie mają takiej rangi, by wzruszać kierunkowe decyzje z innego porządku. To dlatego Waszyngton potwierdził podczas wizyty prezydenta Dudy w USA najważniejsze kierunkowe plany przed warszawskim szczytem NATO: w Europie środkowej stacjonować będzie dodatkowo ponad 4 tysiące amerykańskich wojskowych. To obecność czasowa, ale w zasadzie stała, bo będą stale rotować się w ramach państw na wschodzie Sojuszu.

Nie ma więc mowy ani o przeniesieniu natowskiego szczytu z Warszawy, ani o zmianie ustaleń z ostatnich kilkunastu miesięcy. Andrzej Duda prowadził kampanię wyborczą w 2015 roku pod hasłem New Port +, co oznaczało, że jego celem będzie dodanie czegoś do ustaleń z poprzedniego szczytu NATO. Decyzje które ogłasza administracja Obamy (personalne ale i finansowe) pozwalają prezydentowi Polski powiedzieć, że do dawnych ustaleń coś jeszcze zostało dodane. Wilk będzie syty, owca cała i nawet dla Rosji zostanie nieco satysfakcji, że nowa obecność wojskowa NATO jednak formalnie nie będzie na stałe.

Nie oznacza to jednak, że znikną kwestie politycznej krytyki, której poddawana jest za Oceanem powyborcza Polska. W USA wielu polityków pamięta akcje polskich autorytetów na rzecz rozszerzenia NATO i wzmacniania sojuszu z USA. Dlatego o ile płynące z Warszawy pojedyncze złośliwostki pod adresem Wielkiego Brata nie zostaną zauważone, o tyle nowa retoryka dystansująca się od Stanów wróci rykoszetem przy innych decyzjach administracji, szczególnie przyszłej, jeśli prezydentem USA zostanie Hilary Clinton, która pamięta, że to Polska chciała na Zachód i że to od jej męża jako prezydenta oczekiwano prawie dwie dekady temu deklaracji w tej sprawie. Ktoś w końcu zauważy, że to nie USA ciągnęły Polskę przed ołtarz dla ślubowania sojuszu, ale żądali tego wszyscy niemal polscy politycy. Diabeł nie śpi, obudzą się też dawni przeciwnicy rozszerzenia i podpowiedzą komu trzeba, szczególnie gdyby prezydentem USA został Donald Trump, żeby Polsce jasno powiedzieć „nie to nie, zróbcie sobie jak chcecie NATO-bis” czy co tam innego. W polskim interesie leży by do tego nigdy nie doszło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski