– Wiele osób z niedowierzaniem przyjęło informację, że przechodzi Pan do kategorii ciężkiej. Skąd taka decyzja?
– Z takim zamiarem nosiłem się od kilku lat. W końcu nie będę musiał osłabiać organizmu zbijaniem wielu kilogramów.
– Stało się to, co niedawno sugerował Przemysław Saleta, mówiąc, że waga ciężka to, paradoksalnie, najlepszy pomysł na kontynuowanie kariery, bo daje Panu szansę na nowe otwarcie.
– Obecnie moja naturalna waga wynosi niespełna 100 kg, ale gdy się wzmocnię, to osiągnę 105 kg.
– Są inne powody?
– Historia pokazuje, że zmiana kategorii nie zawsze wychodzi zawodnikom na dobre, ale uważam, że w moim przypadku jest to właściwy krok. Będę bazował na szybkości. Lubię boksować z zawodnikami silnymi, ale jednocześnie trochę wolniejszymi.
– Ile czasu daje Pan sobie na naukę i zaadaptowanie się w nowej kategorii wagowej?
– Najbliższą walkę planuję stoczyć w maju, dlatego zacząłem już indywidualny obóz treningowy w Zakopanem, służący zbudowaniu wydolności i wytrzymałości organizmu. Nie mam zaległości, bo cały czas dbam o formę.
– Za Panem kilka treningów pod okiem Andrzeja Gmitruka. Były opiekun Tomasza Adamka zostanie Pana nowym szkoleniowcem?
– Zawsze ceniłem pana Gmitruka i uważam go za jednego z najlepszych, jeśli nie najlepszego szkoleniowca w naszym kraju. Gdy tak się stanie, poinformuję o tym.
– Trener Gmitruk jest lepszy od Fiodora Łapina, z którym pracował Pan przez dekadę?
– Czas pokaże.
– Fakt, że waga ciężka przesuwa granicę wieku, a Pan nie jest już młodzieniaszkiem, był dodatkowym argumentem?
– Nigdy nie myślałem w ten sposób, choć nie ukrywam, że nie mam zamiaru długo boksować. Boks kocham, ale nie mam wątpliwości, że jest to jeden z najbardziej ryzykownych zawodów na świecie.
– Zdaniem Przemysława Salety Pana największa słabość tkwi w sferze mentalnej, bowiem w Pana poczynaniach nie widać pewności siebie w obronie, zadziorności ani agresji.
– Gdyby Przemek był kilka lat młodszy, to chętnie zaprosiłbym go na sparing i udowodnił, że Kołodziej potrafi uderzać i ranić [śmiech].
– Saleta nie przeczy, że ma Pan poczucie konieczności podjęcia ryzyka, ale „świadomość tego, a akceptacja w ringu to dwie różne rzeczy” – mówi.
– Potrafię być agresywny.
– Dlaczego więc walka z Denisem Lebiediewem tego nie pokazała?
– Nie zawsze konfrontacja w ringu daje nam możliwość pokazania tego, co potrafimy.
– Gdy umawialiśmy się na rozmowę, zakwestionował Pan ostatnie wypowiedzi Andrzeja Wasilewskiego. Pana były promotor, mówiąc, że wypłacił Panu pensję do końca roku wyłącznie z dobrej woli, mijał się z prawdą?
– Można to tak nazwać. Pan Andrzej w świetle prawa musiał wypłacić mi pieniądze do końca roku, ponieważ miałem obowiązującą umowę.
– Obecnie nie stoi za Panem żaden promotor ani menedżer?
– Póki co sam sobie jestem sterem, żeglarzem i okrętem.
– Panuje moda na walki polsko-polskie, dobrze się sprzedają. Interesuje Pana taka weryfikacja?
– W tej chwili trzymam kciuki za Łukasza Janika, którego czeka pojedynek z moim rosyjskim pogromcą. Niczego nie wykluczam.
– Czy to prawda, że odmawia Pan pojedynku z młodym Michałem Cieślakiem?
– Nigdy poważnie nie brałem tej propozycji. Z chęcią przyjmę ofertę, pod warunkiem że będzie poważna.
– A konfrontacje z Marcinem Rekowskim i Andrzejem Wawrzykiem?
– Z Rekowskim mogę walczyć, ale nie wyobrażam sobie starcia z Andrzejem, który jest moim przyjacielem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?