FLESZ - Pracownicy „Biedronki” nie chcą pracować w niedziele
Przyznać trzeba, że czyniła to bez ogródek. W czasach, gdy nikt nie słyszał o ochronie danych osobowych ani RODO, osoby dopuszczające się występków nie mogły liczyć, że w przypadku publikacji ukryją się za inicjałami. Dzisiaj to nie do pomyślenia, ale wtedy czytelnicy byli szczegółowo informowani nie tylko o personaliach, wieku, ale nawet adresach zamieszkania rzezimieszków.
- Kaziu (tu pada nazwisko i adres) ma dopiero 20 latek, a już zarobił sobie na 3 tygodnie pracy poprawczej. Na tyle bowiem zasądziło go kolegium za bójkę wszczętą przez niego na zabawie w PGR w Igołomi. Kazimierz (…) pracuje w Nowej Hucie i stanowczo za często „moczy się” w wódce –
głosi informacja zamieszczona w Głosie Ziemi Proszowskiej w listopadzie 1954 roku.
Z następnego akapitu dowiadujemy się, że nieco lepiej powiodło się mieszkańcowi Proszowic (tu dokładne dane): - Ten znany awanturnik otrzymał 2 miesiące pracy poprawczej za pobicie w stanie podchmielonym spokojnego obywatela. Wypadek miał miejsce pod gospodą GS.
Młotkiem w zęby
Lektura starych numerów gazet wskazuje, że właśnie gospody i wiejskie zabawy były największym siedliskiem chuligaństwa. - Są gromady, gdzie zabawa przynosi zadowolenie młodzieży i ogółowi. Ale są tez takie zabawy, gdzie zadowolenie to staje się goryczą – stwierdza refleksyjnie autor tekstu i jako przykład podaje „Czesławice” w gminie Koniusza, czyli obecne Przesławice. Okazuje się, że zabawy w tejże wsi odbywały się wyjątkowo często. - W czasie ostatniej zabawy chuligani z Chorążyc starali się rozpętać awanturę na placu obok zabawy. Chuligani ci (tu padają imiona i nazwiska) przychodzą na zabawę z młotkami. Przekonał się o tym (…), który uderzony został w czasie zabawy młotkiem w zęby - pisze autor.
Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że pijackie awantury byłu domeną terenów wiejskich. W gospodach proszowickich też się działo… W styczniu 1955 roku w lokalu GS mocno nabroiło dwóch mieszkańców okolicznych miejscowości (oczywiście w oryginale zostali przedstawieni z imienia i nazwiska). - Dobrze podpici dobrani kompani zaczęli tłuc stoły, krzesła i co tylko weszło im pod rekę. Chuligani obdarzyli następnie stekiem niewybrednych wyzwisk i epitetów kelnerki. Kiedy do gospody przybyli zaalarmowani funkcjonariusze MO obaj rzucili się na milicjantów, usiłując ich pobić – czytamy. Finał spraw był taki, że jeden ze sprawców otrzymał 7 miesięcy, a drugi 1,5 roku więzienia.
Odpoczywała pod mostem
Podobne wybryki były w tamtych czasach taka plagą, że w prasie powstała nawet rubryka zatytułowana „galeria chuliganów”. Trafił do niej m. in. mieszkaniec Przezwód, który w andrzejkowy wieczór 1955 roku najpierw wszczął awanturę w gospodzie, potem usiłował pobić milicjanta, a na koniec zdemolował areszt. Tego samego dnia w proszowickiej gospodzie (nie wiadomo, czy tej samej) trójka chuliganów wytłukła szklanki, talerze, a na końcu połamali widelce.
- Naszym gospodom przypominamy o konieczności przestrzegania zakazu sprzedawania alkoholu osobom nietrzeźwym, gdyż na siedem osób aż 6 zamroczyło się do nieprzytomności właśnie w gospodzie (…). A może kierownictwo gospody popiera ten piękny ruch, który nazywamy chuligaństwem? -
głosi notatka.
Galerię chuliganów wypełniały w większości ananasy płci męskiej, ale były wyjątki. - Otóż niejaka (tu pada imię nazwisko i nawet powiązania rodzinne) do tego stopnia zakochała się w wódce, że w mocno zdekompletowanym stroju, podpierając się rękami, spacerowała ulicami Proszowic. Obywatelkę znaleziono pod mostem, gdzie postanowiła „wypocząć”. Jej zachowanie w komisariacie wywołałoby podziw każdego chuligana.
Do wybryków dochodziło nawet podczas zawodów sportowych i wcale nie chodziło o porachunki kibiców. W lipcu 1955 roku przez okolice Proszowic prowadził etap wyścigu kolarskiego Dookoła Województwa Krakowskiego. - Zawodnicy dojechali do Niegardowa, gdzie pijani chuligani znajdowali się na szosie. Jeden z zawodników doznał obrażeń cielesnych i pół godziny czasu musiał poświęcić na opatrunek – czytamy. Na szczęście kolarz się pozbierał i zdążył nawet zająć w wyścigu trzecie miejsce.
Prasa przed 65 laty nie patyczkowała się również z niechlujnymi gospodarzami. Z majowego numeru (rok 1955) możemy się dowiedzieć, którzy właściciele domów na terenie miasta nie dbali o porządek.
- Podwórza są pod względem warunków higieniczno-sanitarnych bliźniaczo do siebie podobne. Tak na jednym, jak i na drugim leżą sterty śmieci, kupy nawozu, a doły kloaczne nie są zabezpieczone ani dezynfekowane. Podwórza te stanowią istną wylęgarnię much, które roznoszą groźne dla zdrowia ludzkie zarazki –
grozi autor, wskazując z imienia i nazwiska (bardzo w Proszowicach znane) czyje posesje są tak zaniedbane. Na koniec dodaje, że w podobnym stanie znajduje się podwórze Spółdzielni Przetwórstwa Owocowo-Warzywnego.
Wykorzystane fragmenty tekstów pochodzą ze znajdujących się w Bibliotece Jagiellońskiej numerów Głosu Ziemi Proszowskiej z lat 1954-1956.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?