Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdzie twój honor, góralu?

Janusz Ślęzak
Krótka historia Goralenvolku, chorej idei hitlerowskich pseudonaukowców, nie jest na Podhalu chętnie wspominana. To wciąż skaza na honorze najbardziej honornych podhalańskich rodów. Ale z tym niechcianym spadkiem co jakiś czas przychodzi się góralom mierzyć.

Jak piszą dwaj dziennikarze, Bartłomiej Kuraś i Paweł Smoleński, w wydanej właśnie książce „Krzyżyk niespodziany. Czas Goralenvolk”, trzeba ten spadek, mimo wszystko, przyjąć. Bo góral honorowy i dumny, wierny ojczyźnie albo tatrzański rozbójnik, zdrajca i kolaborant to awers i rewers tej samej monety. A krzyżyk niespodziany (tak na długo przed Hitlerem nazywano swastykę - popularny na Podhalu motyw zdobniczy) to nie to samo, co Hakenkreuz.

Skąd swastyka na Podhalu? Kiedyś był to znak magiczny, który wycinano w ukrytych miejscach (od spodu, od tyłu jakiegoś przedmiotu). Haczykowaty krzyżyk miał chronić od złego budynek, sprzęt oraz jego właściciela. Płoszyć zło, które chciało się zagnieździć w chałupie.

Na przełomie XIX i XX wieku swastykę połączono w literaturze z podhalańską góralszczyzną, a w latach 20. XX stulecia stała się oficjalną odznaką pułków podhalańskich i trafiła na pieczęć Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Wprawdzie pod niemieckim panowaniem już na zawsze przestała się kojarzyć z czymś dobrym, lecz nawet dziś odnajdziemy swastykę jako ornament w balustradzie schodów w schronisku Murowaniec na Hali Gąsienicowej i na głazie upamiętniającym miejsce śmierci w lawinie kompozytora Mieczysława Karłowicza.

Koncepcję Goralenvolku (góralskiej narodowości) przygotowano w Niemczech jeszcze przed najazdem na Polskę. Dowodzono, że podhalańscy górale to w istocie Germanie, którzy przybyli pod Tatry ok. 1800 r. przed Chrystusem i przetrwali w słowiańskim żywiole. Takiej propagandzie uległ prawdopodobnie jeden z głównych polskich ideologów Goralenvolku, inteligent dr Henryk Szatkowski. Innych kolaborantów, jak Wacława Krzeptowskiego, kreującego się na góralskiego księcia (Goralenfürsta), napędzała raczej banalna żądza władzy i bogactwa.

Gdy trwała jeszcze kampania wrześniowa, zakopiański rezydent Abwehry Witalis Wieder zorganizował góralską pielgrzymkę na Jasną Górę. Kilka dni później urządził w Zakopanem spotkanie góralskiej elity z niemieckimi władzami. Po kilku następnych tygodniach niemiecki komisarz Zakopanego Hans Malsfey zaprosił przedstawicieli „narodu góralskiego” na Wawel. I tak 7 listopada 1939 r., w dniu inauguracji urzędowania gubernatora Hansa Franka i dzień po aresztowaniu profesorów UJ, ubrana w stroje ludowe delegacja Goralenvolku z Krzeptowskim na czele ofiarowała Frankowi złotą ciupagę. Relacje z tego niesławnego hołdu obiegły europejską prasę.

Ale to tylko pół prawdy o Podhalu z okresu wojny. W tym samym czasie w piwnicach zakopiańskiej willi „Palace” gestapo torturowało już pierwszych patriotów, w Dolinie Chochołowskiej dokonano pierwszych rozstrzelań, a w niebezpieczną wędrówkę przez góry ruszyli wysłannicy polskiego państwa podziemnego. Wśród nich kuzyn Wacława - Józef Krzeptowski „Ujek”, który stał się legendarnym tatrzańskim kurierem. Zawiązała się Konfederacja Tatrzańska (400-osobowy podhalański ruch oporu), potem powstały pierwsze komórki Związku Walki Zbrojnej i AK, a w gorczańskich ostępach rządzili partyzanci „Ognia” (początkowo Józef Kuraś używał pseudonimu „Orzeł”).

Żeby oddzielić górali od Polaków, Niemcy nakazali wydrukować dla ludności powiatu Nowy Targ, Żywiec, częściowo Nowy Sącz, Limanowa i Myślenice karty rozpoznawcze (kenkarty) z literą „G”. Były wsie, w których takie papiery wzięło tylko kilkunastu gazdów (Rogoźnik, Łopuszna), ale były i takie, jak Szczawnica i Ciche, gdzie do Goralenvolku przystąpiło ponad 90 proc. mieszkańców. Dlaczego akurat Szczawnica? Obawiano się tam szczególnie wysiedleń i sprzymierzonych z Niemcami Ukraińców, którzy mogliby zająć opuszczone przez Polaków obejścia. W sumie kenkarty „G” przyjęło 20 proc. ludności Podhala (ok. 27 tys. osób). Tylko nieliczni uwierzyli w wielkie Niemcy albo obietnicę lepszego traktowania. Częściej brali, bo tak robili inni w wiosce. Niektórym góralska kenkarta pomagała nawet w działalności konspiracyjnej. Ukrywali Żydów i tatrzańskich kurierów albo sami chodzili z meldunkami na słowacką stronę.

Niemieckie zachwyty Goralenvolkiem skończyły się na początku 1943 r. Zwłaszcza po nieudanej próbie sformowania podhalańskiego oddziału Waffen SS. W tym samym czasie 6. Armia feldmarszałka Paulusa dogorywała pod Stalingradem.

Z historycznego punktu widzenia Goralenvolk może się wydać epizodem bez znaczenia, ale plamę na honorze wielu zacnych rodów do dziś trudno wywabić. Trzeba też pamiętać, że w wojennych realiach sprawy rzadko bywały jednoznaczne. Kuraś i Smoleński przytaczają wypowiedź ks. Mieczysława Zonia, jednego z redaktorów Biblii Tysiąclecia, zmarłego w 2014 r. przyjaciela ks. Józefa Tischnera. Ks. Zoń, pochodzący z Dębna proboszcz m.in. w spiskim Kacwinie i podhalańskim Rogoźniku, ocenił rzecz następująco: - Goralenvolk to była ewidentna zdrada, a zdradę trzeba potępić. Lecz trzeba pamiętać, że na świecie jest niewiele spraw, które są tylko białe albo tylko czarne. Jeśli ktoś zdradzał dla pieniędzy, przywilejów, nawet mizernych, dla świętego spokoju, rzecz jest oczywista.

Jeśli ze strachu albo żeby coś ocalić, robi się trudniej, choć strach też musi mieć swoje granice. Nie wierzę, że dobre uczynki ludzi zaangażowanych w Komitet Góralski mogą zmazać zło, które czynili. Ocalili wielu przed przymusowymi robotami w Rzeszy, wyciągnęli kogoś z więzienia, uchronili przed Auschwitz. Ale wiedzmy, że nie wystarczy ratować kumotrowe dziecko, lecz trzeba zadbać również o inksze. No i gdzie był wówczas twój rozum, góralu, gdzie był twój honor?

***

Zdecydowana większość mieszkańców Podhala odmówiła przyjęcia góralskiej kenkarty. Wśród nich był m.in. Władysław Gąsienica. Działacze Goralenvolku tłumaczyli mu, że skoro nosi bukowe portki z parzenicą, ubiera się po góralsku i mówi gwarą, to niechybnie jest góralem. „Portki góralskie - miał odrzec - ale to, co w portkach, polskie”.

Bartłomiej Kuraś, Paweł Smoleński, „Krzyżyk niespodziany. Czas Goralenvolk”, Wydawnictwo Czarne, 2017

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski