MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gen. Franciszek Gągor

Redakcja
Fot. Zespół Prasowy Sztabu Generalnego Wojska Polskiego
Fot. Zespół Prasowy Sztabu Generalnego Wojska Polskiego
W wielkanocny poniedziałek generał Franciszek Gągor dwa razy żegnał się z rodzicami. Po pierwszym pożegnaniu wyszedł przed dom, postał kilka minut w milczeniu i wrócił, żeby uścisnąć ich jeszcze raz. - Jakby coś przeczuwał - mówią sąsiedzi.

Fot. Zespół Prasowy Sztabu Generalnego Wojska Polskiego

Franio, pierwszy żołnierz

Chwilę potem samochód wiozący szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego minął mieszkającą w sąsiedztwie Wandę Bacię. Widząc ją, uniósł rękę.

- Nigdy nie czuł się lepszy, z każdym się przywitał - mówi pani Wanda.

Z Koniuszowej, niewielkiej wsi na Sądecczyźnie, daleko było do wielkiego świata. Gdy chodził do podstawówki, musiał dzielić czas między naukę, pasanie krów i pracę w polu. W wolnej chwili, na błotnistym boisku, grał z kolegami w piłkę. Chłopcy pakowali do starej pończochy trawę lub trociny, mocno ją zawiązywali i można było się wybiegać. Zimą, na własnoręcznie zrobionych nartach z jesionowych desek, startował w międzyszkolnych zawodach, mierząc się z rówieśnikami z sąsiedniego Mogilna. Jednak najczęściej po prostu czytał. Przy lampie naftowej, bo prąd dotarł do Koniuszowej dopiero w jego licealnych latach.

- Siedział z książką ukrytą na kolanach pod ławką - wspomina emerytowana nauczycielka Józefa Ogorzałek. - Trudno go było za to ganić, bo ten nieprawdopodobny pęd do lektury nie odbijał się negatywnie na nauce. Franek potrafił narzucić sobie dyscyplinę, by chłonąć ponadprogramową wiedzę, nie tracąc niczego z obowiązującego programu.

Dlatego nauczyciele przymykali oko na to ukradkowe wertowanie kolejnych książek wypełnionych historycznymi datami i mapami starożytnych imperiów. Nie przeszkadzało to też Walerii Przychockiej, która uczyła w Koniuszowej m.in. geografii. Zwłaszcza że ambitny chłopak nie sprawiał trudności. Był cichy i ułożony, więc szkolne życie, wypełnione psotami, płynęło niejako obok niego. Dlatego nie był barwną postacią, o której nauczyciele mogą snuć długie opowieści. Co nie oznacza, że nie zdarzało mu się wpaść w wir wydarzeń, które wciągnęły go niejako siłą rozpędu.

- Kiedyś na przerwie zobaczyłam chłopców wspinających się na daszek wychodków, które mieściły się wtedy poza budynkiem szkoły - opowiada Waleria Przychocka. - Ruszyłam więc w tamtym kierunku krzycząc, żeby szybko zeszli na dół, zanim komuś coś się stanie. Uczniowie mieli wówczas większy respekt do nauczycieli niż obecnie, więc w popłochu się rozpierzchli. Na daszku został tylko Franek Gągor. Gdy go zapytałam, dlaczego nie schodzi, odpowiedział: "Przecież niczego złego nie zrobiłem. Ja tu sobie tylko stoję".

To był jedyny incydent z udziałem przyszłego generała, który zapadł w pamięć emerytowanej nauczycielce. Gdy go teraz wspomina, dochodzi do wniosku, że jej uczeń, Franek, od początku miał charakter i odwagę. Gdy najwięksi szkolni twardziele uciekli w popłochu na widok zdenerwowanej pani od geografii, on został na miejscu, by zmierzyć się z zagrożeniem i stawić czoło konsekwencjom. Tych ostatnich na szczęście nie było, bo wzorowy uczeń miał zbyt mało grzeszków na sumieniu, by zaważyły na jego nienagannej opinii.

- Pamiętam go siedzącego gdzieś w środkowych ławkach, zaczytanego, z tymi oczami ciekawymi świata, głodnymi wiedzy - mówi wzruszona Waleria Przychocka. - To był taki ładny, niepozorny chłopak. Ten obraz wrócił, gdy 10 kwietnia, w tę fatalną sobotę, mój syn krzyknął do mnie ze swojego pokoju: "Mamo, włącz telewizor! Coś się stało twojemu Gągorkowi!"Tak, właśnie tak go nazywałam, choć, mój Boże, uczyłam go pół wieku temu...
Takim samym chłopcem, po prostu zwyczajnym Frankiem ze szkolnej ławy, był generał Gągor dla Krystyny Poręby. Przeszli razem przez siedmioletnią wówczas podstawówkę i przez kolejne cztery lata dojeżdżali do szkoły średniej w Nowym Sączu. Ona do Technikum Łączności, on do renomowanego I LO im. Jana Długosza. Do szkół mieli pod górkę, a na dodatek główna droga biegnąca wtedy przez Koniuszową była nią tylko z nazwy. Wiosną i jesienią zamieniała się w błotnisty trakt, który trudno było przejść.

- Trzy kilometry, aż do głównej drogi w Łęce, pokonywaliśmy w gumowcach - opowiada Krystyna Poręba. - Tam je zdejmowaliśmy, ustawialiśmy rzędem pod jakąś chałupą i wkładaliśmy porządne buty do szkoły. Gdy nadjeżdżał autobus, Franek wyjmował książkę i czytał aż do Nowego Sącza. Na rozmowę był czas, gdy autobus nie przyjechał, albo po prostu nie zatrzymał się na przystanku. Wtedy trzeba było przejść czternaście kilometrów, by dotrzeć do miasta. O czym rozmawialiśmy? Oczywiście, mówił głównie Franek, a opowiadał o ostatnio przeczytanych książkach.

Część z nich dotyczyła armii, bo od ukończenia podstawówki przyszły generał całą swoją energię skierował właśnie na poznawanie wszystkiego, co wiązało się z wojskiem.

"Jak mu dawałam parę groszy na bułkę, to poszedł i kupił Żołnierza Polskiego, albo jakąś inną wojskową gazetę" - wspominała przed laty matka generała Emilia Gągor. "Wszystkie zaoszczędzone pieniądze przeznaczał na taką prasę czy literaturę".

Nie wiadomo, skąd wzięła się taka fascynacja armią, bo z dzieciństwa nikt nie pamięta Franka biegającego wokół domu z drewnianym karabinem. Może to wpływ opowieści ojca, 90-letniego dziś Jana Gągora, który w czasie okupacji trafił na roboty do Niemiec. Pracował w fabryce, a w 1945 r., na kilkanaście miesięcy, włożył mundur, by pilnować porządku w amerykańskiej strefie okupacyjnej. Możliwe, że barwne wspomnienia ojca skłoniły syna do związania się z wojskiem. W liceum sporo o tym mówił, choć nadal przypominał zakopanego w książkach, spokojnego ucznia, o którym nauczyciele mogą powiedzieć tylko tyle, że osiągał znakomite wyniki w nauce i nigdy nie sprawiał kłopotów.

- To był niepozorny chłopak, który wiele lat po opuszczeniu murów naszego ogólniaka niespodziewanie wypłynął i zaczął robić błyskawiczną karierę - wspomina Wojciech Trzópek, który uczył fizyki w klasie Franciszka Gągora. - Z doświadczenia wiem, że wielu uczniów, którzy nie zwracają na siebie szczególnej uwagi nauczycieli, może daleko zajść. Zdarza się, że dopiero na studiach ludzie rozwijają skrzydła i ujawniają swoje talenty.

Nie zaskoczyło to zbytnio jego licealnych kolegów, którzy przez cztery lata szkoły nie mogli się nadziwić, jak to możliwe, że niepozorny chłopak z Koniuszowej zawsze jest przygotowany do lekcji i bije ich na głowę rozległą wiedzą z różnych dziedzin. A przecież musiał wstać wcześniej od nich, by dojechać lub dojść piechotą do Nowego Sącza. Wracał też do domu później niż rówieśnicy i zwykle nie mógł po prostu rzucić teczki w kąt i odpocząć, bo przed wieczorem była jeszcze ciężka praca w gospodarstwie, od której nigdy się nie uchylał.
- Taki był Franio - rozkłada ręce Maria Budnik-Bernacka, koleżanka z licealnej klasy. - Gdy kolegom przychodziły do głowy jakieś głupie pomysły, on siadał z boku i uzupełniał notatki. Musiał być perfekcyjnie przygotowany. No i te jego nienagannie uprasowane szkolne ubrania. My, dziewczyny, nie mogłyśmy wyjść z podziwu, patrząc na czystą granatową marynarkę, idealnie odprasowaną niebieską koszulę, krawat i spodnie dopełniające licealny strój chłopaków. Potem zamienił go na mundur, którego nie zdjął aż do końca.

W ubiegłym roku klasa, z którą generał Gągor podszedł do matury w 1969 r., urządziła zjazd z okazji 40-lecia zdania egzaminu dojrzałości. Koleżanki rzuciły hasło: za mundurem panny sznurem i kolejno robiły sobie zdjęcia z przystojnym, postawnym pierwszym żołnierzem RP. Na jego ustach błąkał się nieśmiały uśmiech, bo zawsze wolał pozostawać w cieniu, choć tytaniczna praca wyniosła go na szczyt wojskowej kariery. Potem, przy stole, usiadł obok Marii Budnik-Bernackiej, by powspominać stare czasy. Powiedziała, że śledzi jego karierę wojskową i przywołała obrazek sprzed kilku lat, gdy wojsko z generałem Franciszkiem Gągorem stało na placu Piłsudskiego w Warszawie w potwornym zimnie i ulewnym deszczu podczas uroczystości z okazji 11 Listopada. Władze pod rozłożystymi parasolami, a on, jak szeregowi żołnierze, na baczność w strugach deszczu.

- Wiesz, tego dnia w planie były jeszcze awanse generalskie - wyznał Franciszek Gągor. - Między defiladą a tamtą uroczystością pewnie zdążyłbym się przebrać, ale nie mogłem tego zrobić. Skoro moi żołnierze byli przemoczeni do suchej nitki, to musiałem być z nimi. Zresztą - machnął ręką - do zakończenia nominacji mundur mi przeschnął.

- Taki właśnie był nasz Franio - mówi łamiącym się głosem Maria Budnik-Bernacka. - Zawsze niezwykle prawy, uczciwy człowiek odnoszący się z wielkim szacunkiem do każdego. Niezależnie od jego pozycji czy rangi. Po katastrofie w Smoleńsku spotkaliśmy się z kolegami i koleżankami z I LO i mogliśmy tylko sobie powiedzieć, że jesteśmy dumni z tego, że znaliśmy Frania. Zawsze można było na nim polegać i jego żołnierze mieli w nim oparcie. Zresztą w pewnym sensie, tam, niedaleko katyńskiego lasu, przyłączył się do zamordowanych oficerów, dzieląc z nimi tragiczny los...

59-letni generał Franciszek Gągor był jednym z najlepiej wykształconych polskich generałów. Ukończył Wyższą Szkołę Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu, filologię angielską na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i studia strategiczne w Akademii Obrony NATO w Rzymie. Skończył też Podyplomowe Studia Strategiczno-Operacyjne na Narodowym Uniwersytecie Obrony Stanów Zjednoczonych w Waszyngtonie. Brał udział w licznych operacjach pokojowych, m.in. w Egipcie i na Wzgórzach Golan. W 1991 r. został zastępcą dowódcy polskiego kontyngentu w Operacji "Pustynna Burza" w Zatoce Perskiej. Generałem został w 1997 r. Później był m.in. dowódcą Sił Narodów Zjednoczonych ds. Nadzoru Rozdzielenia Wojsk Na Wzgórzach Golan i polskim przedstawicielem wojskowym przy Komitetach Wojskowych NATO i UE w Brukseli. 27 lutego 2006 r. został awansowany do stopnia generała broni i powołany na stanowisko szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. W marcu ubiegłego roku prezydent Lech Kaczyński powierzył mu pełnienie tej funkcji na kolejną kadencję. Biegle władał językiem angielskim, znał też francuski i rosyjski. Zostawił żonę i dwójkę dzieci.

Paweł Szeliga

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski