Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Generał, wódz, feldmarszałek, patriota

Włodzimierz Knap
Gen. Józef Bem
Gen. Józef Bem Fot. Wikipedia
14 marca 1794. W Tarnowie przychodzi na świat Józef Bem. Bohater trzech krajów: Polski, Turcji oraz Węgier. Dla naszych bratanków jest tym, kim dla nas Józef Piłsudski.

Józef Bem jest, bez cienia przesady, jedną z najbardziej niezwykłych postaci w dziejach. Niewiele, niestety, o nim w Polsce wiemy, choć ma spory wkład w walkę o naszą niepodległość. Polska od urodzenia była dla niego najważniejsza.

Na swoim koncie obok świetnych zwycięstw ma także spektakularne porażki. W tym drobnym, niepozornym z wyglądu mężczyźnie, kulejącym, z oszpeconą twarzą, o skrzekliwym głosie, zwykle niechlujnie ubranym, duch i serce do walki były wielkie, a poświęcenie dla Polski bezgraniczne. Ponadto, co zgodnie przyznają fachowcy, dowódcą był znakomitym.

Słynął z odwagi. Podczas jednego ze starć w Siedmiogrodzie, widząc Austriaków zdobywających węgierskie działa, rzucił się sam na wrogie oddziały. Galopując, przeklinał po niemiecku: „Uciekajcie stąd psy, to moje działa”. Zszokowani Austriacy ustąpili. Jednak jedna z kul trafiła Bema w dłoń. Nie chcąc przerywać dowodzenia, obciął sobie uszkodzony palec nożyczkami.

Dla Węgrów był i jest jednak zdecydowanie ważniejszy niż dla Polaków. Uczą się o nim już w pierwszej klasie szkoły podstawowej! Dla naszych bratanków to jeden z najważniejszych bohaterów narodowych. Zdecydowana większość Węgrów, jak przyznał dr Janos Tisler, węgierski historyk, w wywiadzie udzielonym dla Polskiego Radia, jest przekonana, że był Węgrem z pochodzenia.

Jego adiutantem był Sandor Petoefi, najwybitniejszy poeta węgierski, co jeszcze powiększa legendę „Ojczulka Bema” – jak nazywają go Węgrzy. Relacje między Bemem a wieszczem przypominały stosunek między ojcem a synem. Prof. István Kovács, biograf Bema, wątpi, by wódz potrafił ocenić wielkość poezji Petoefiego. Widoczna była jednak troska generała o poetę: odsuwał go od udziału w bezpośrednich starciach, np. wysyłał z meldunkami. Wieszcz w portfelu nosił naszkicowany własnoręcznie portret gen. Bema. Charakterystyczne są jego słowa, gdy został odznaczony przez Bema: „Generale! Winienem ci więcej niż rodzonemu ojcu. Tamten dał mi życie. Ty – honor!”.

Prof. Istvan Kovacs, badając życie Bema, ustalił, że niemal wszystko, co robił, łącznie z walką za wolność Węgier, miało u swych źródeł chęć służenia Polsce, a celem było odzyskanie przez nią wolności.

Józef Bem urodził się 220 lat temu w Tarnowie, który wtedy już od 22 lat należał do monarchii habsburskiej. Jego ojciec był adwokatem w tarnowskim sądzie szlacheckim i profesorem matematyki. Rodzice dbali o edukację syna. Najpierw Krakowie ukończył Liceum im. Nowodworskiego, najstarsze w Polsce. Potem posłali go do elitarnej warszawskiej Szkoły Artylerii i Inżynierii. Stamtąd – jako podporucznik – trafił do armii Księstwa Warszawskiego dowodzonej przez ks. Józefa Poniatowskiego. Miał 15 lat. Jako 18-latek uczestniczył w wyprawie Napoleona na Rosję. W 1813 r. zasłużył się przy obronie Gdańska przed armią carską. Za ten czyn został odznaczony Legią Honorową.

Po utworzeniu Królestwa Polskiego wstąpił do czynnej służby. Opuścił wojsko w 1826 r. Na cztery lata przeniósł się do Galicji, gdzie pracował m.in. jako administrator.

Po wybuchu powstania listopadowego zgłosił się do polskiego wojska. Jako dowódca artylerii swój kunszt pokazał przede wszystkim w dwóch starciach z Rosjanami. W bitwie pod Iganiami, 10 kwietnia 1831 r., jego wkład w błyskotliwe zwycięstwo był decydujący. Półtora miesiąca później, 26 maja, doszło do bitwy pod Ostrołęką.

Fatalnie dowodzone wojsko polskie poniosło klęskę. Przed całkowitym zniszczeniem armię polską uratowały śmiałe ataki lekkiej artylerii, kierowanej przez Bema. Jego odwaga, wiedza, brawura i pomysłowość zostały nagrodzone awansem na pułkownika oraz Złotym Krzyżem Virtuti Militari. Zresztą w trakcie powstania w ciągu kilku miesięcy awansował od stopnia majora do generała brygady. Bohater spod Ostrołęki we wrześniu walczył w obronie Warszawy. Bił się na najważniejszym posterunku: na szańcach Woli. Niestety, również on, jak większość dowódców, błędnie uważał, że rosyjskie ataki na Wolę miały odciągnąć uwagę od nierozpoznanego kierunku głównego uderzenia.

Po upadku powstania związał się z obozem księcia Adama Czartoryskiego. Z jego inspiracji podjął próbę zorganizowania w roku 1832 legionu polskiego w Portugalii. Trwała tam wojna domowa. Działania Bema nie tylko nie przyniosły skutku, lecz przez historyków oceniane są surowo. Próba uzyskania wynagrodzenia od władcy portugalskiego skończyła się uwięzieniem na miesiąc. Dzięki interwencji angielskich dyplomatów został zwolniony.

Wiosna Ludów otworzyła nowy okres w jego życiu. Bem przybył do Galicji, by tu, opierając się na tworzących się ochotniczych formacjach polskich, przygotować kolejny zryw narodowowyzwoleńczy. Spotkał go podwójny zawód. Po pierwsze, siły polskie były słabe, a chęć wywołania nowego powstania bardziej werbalna niż rzeczywista. Po drugie – stosunek do Bema był zdecydowanie wrogi.

W takiej sytuacji podjął decyzję wyjazdu na Węgry, a stamtąd został przerzucony do Wiednia, gdzie objął dowództwo w zbuntowanym przeciw cesarzowi mieście. Po krótkiej, nierównej walce powstańcy przegrali. Bem wrócił na Węgry.

Dlaczego przyłączył się do powstania narodowego Madziarów? Narzuca się odpowiedź, że gen. Bem, jak wielu innych wówczas Polaków, swoim życiem realizował dewizę walki za „naszą i waszą wolność”. Prof. Istvan Kovacs przypomniał, że idąc do powstania, Bem napisał do jednego ze swych przyjaciół: „Spieszę tam, gdzie mój obowiązek i czucie woła”. Ale prof. Kovacs przekonuje, że „pierwotnym celem wyjazdu Bema było powołanie na Węgrzech hufca zbrojnego, który dla przyszłej armii polskiej zawiązkiem się stanie”.

Chciał stanąć na jego czele. Węgry miały być zatem kolejną szansą na początek walki o niepodległość Polski. Węgierski historyk twierdzi, że Bem był romantykiem wierzącym w ideę walki o niepodległą Rzeczpospolitą i jednocześnie – niekiedy wręcz przerażającym w działaniu – racjonalistą. Jest autorem słów: „Nie zawsze trzeba mówić, co się wie, ale zawsze trzeba wiedzieć, co się mówi”.

Legion Polski powstał po długich wahaniach przywódców powstania węgierskiego, którzy obawiali się stworzenia pretekstu do interwencji rosyjskiej, ale nie Bem został jego dowódcą, a gen. Józef Wysocki. Stało się tak na skutek zdecydowanej niechęci ochotników polskich do powierzenia komendy nielubianemu przez nich niedoszłemu legioniście portugalskiemu. O skali panującego rozemocjonowania świadczy próba zabójstwa generała przez jednego z rodaków w Peszcie. Kula zamachowca zatrzymała się w kości policzkowej Bema.

Nie powiodło mu się też, gdy dowodził w Siedmiogrodzie, ułożenie dobrych relacji między skonfliktowanymi narodami zamieszkującymi tę krainę: Węgrami, Sasami, Słowakami i Rumunami. Nie miał szans na sukces, ponieważ animozje między tymi nacjami były zbyt wielkie.

Już w czasie pierwszego spotkania z kadrą oficerską armii siedmiogrodzkiej zapowiedział: „Żądam od was bezwarunkowego posłuszeństwa. Kto nie posłucha, będzie rozstrzelany. Potrafię także nagradzać”. Szef sztabu Bema, Janos Czetz, zanotował: „Tych kilka słów rzuca światło na charakter wodza i na to, jak traktował podkomendnych: na nieubłaganą surowość, bezstronność i bezwzględność, kiedy karał, oraz na hojność i wielkoduszność, kiedy nagradzał.

8 marca 1849 r. na rozkaz Bema 8 tys. węgierskich żołnierzy wyruszyć miało do, jak się niebawem okazało, wielkiej, zwycięskiej bitwy o Wielki Sybin. Jednak wymarsz opóźnił się o godzinę. Powód? Bem nakazał rozstrzelać przed frontem wojska dwóch huzarów za niesubordynację. Rozkaz wykonano bezlitośnie. Z jednej strony kilka tysięcy znieruchomiałych żołnierzy. Z drugiej niepozorny cudzoziemiec, który nawet nie znał języka Madziarów. Porozumiewał się z podkomendnymi po niemiecku, francusku lub za pośrednictwem tłumaczy. Umiał jednak pozyskać serca i szacunek żołnierzy. Jako dowódca potrafił m.in. na czele 26 tys. wojska skutecznie powstrzymywać ponad 70 tys. armię austriacko-rosyjską.

Jego osiągnięcia na polu bitew sprawiły, że w sierpniu 1849 r. został naczelnym dowódcą powstania. Wiedział, że jego zadaniem jest kierowanie walką, a nie bezpośredni udział w starciu. Jednakże w bitwie następuje moment, kiedy dowódca musi być razem z żołnierzami. Według prof. Kaovcsa Bem pojawiał się tam, gdzie być powinien. Miał także niewiarygodne szczęście. Wielokrotnie odnosił rany, które okazywały się niezbyt groźne. Zaczęto uważać, że nie może zginąć. Sam powtarzał, że o trwaniu lub końcu życia decyduje przeznaczenie. I nie zginął w walce. Umarł na malarię.

Ale zanim to się stało, poniósł najpierw klęskę pod Temeszwarem. Powstanie upadło.

Udał się do Turcji, bo liczył, że dojdzie do wojny tego kraju z Rosją, a on stanie na czele oddziałów polskich. Przyjął islam, zmienił nazwisko na Murad Pasza.

W Aleppo – jako feldmarszałek – kierował obroną miasta obleganego przez Arabów. Tam zmarł 10 grudnia 1850 r. Podobno ostatnie słowa, jakie wypowiedział, brzmiały: „Polsko, Polsko! Ja cię już nie zbawię”. 20 czerwca 1929 r. prochy generała zostały przewiezione do Polski i złożone w rodzinnym Tarnowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski