Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Geniusz uwikłany w politykę

AGNIESZKA MALATYŃSKA-STANKIEWICZ
Sergiusz Prokofiew FOT. ARCHIWUM
Sergiusz Prokofiew FOT. ARCHIWUM
Proszę Państwa - mówił do muzyków, rozpoczynając próbę, Grzegorz Fitelberg, dyrygent i szef Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. - Wczoraj zmarł wielki człowiek, wielka osobowość. Wspaniały i uwielbiany. Świat pogrążył się w żałobie.

Sergiusz Prokofiew FOT. ARCHIWUM

Miał wszystko: sławę, pieniądze i uwielbienie. Był czołowym kompozytorem Związku Radzieckiego. Bajka trwała kilka lat. Oskarżony o "formalizm", został odsunięty na boczny tor, skazany na twórczy niebyt. Umierał w zapomnieniu.

Zapanowała cisza. Muzycy zastygli. To, że 5 marca 1953 roku zmarł Józef Stalin, wszyscy już wiedzieli, ale nie mogli zrozumieć, dlaczego o tym mówił Grzegorz Fitelberg, którego antypatia do Stalina i komunizmu była dobrze wszystkim znana. - Proszę państwa - kontynuował dyrygent. - Działalność tego wybitnego człowieka należy do najważniejszych w XX wieku. Nigdy o nim nie zapomnimy. Będzie nam go brakowało. Po chwili dodał: - Otóż wczoraj, 5 marca 1953 roku, w Moskwie zmarł szanowany i podziwiany przez cały świat Sergiusz Prokofiew.

Po chwili zwrócił się do koncertmistrza Władysława Włochniaka: - A podobno Stalin też umarł?

***

Sergiusz Prokofiew pracował w swoim moskiewskim mieszkaniu. Zapomniany, komponował , bo muzyka była treścią jego życia. Jak zwykle tego dnia był na spacerze i jak zwykle po południu pracował. 5 marca 1953 roku o godz. 18 poczuł, że jest mu duszno. Wstał od stołu i otworzył okno. Świeże, chłodne powietrze wypełniło pokój. Położył się na chwilę, by odpocząć. Już nie wstał. Miał 62 lata.

Kilkadziesiąt minut wcześniej, także w Moskwie, zmarł Józef Stalin. Zbiorowa żałoba przysłoniła inne wydarzenia. O śmierci kompozytora poinformowały jedynie nieliczne gazety, i to niewielkimi notatkami, także dlatego że Prokofiew był w niełasce. Przez ostatnie 20 lat żył w cieniu Stalina. Nie chciał zamilknąć jako twórca, więc wyparł się swojego stylu kompozytorskiego, sprzeniewierzył się sobie. Na niewiele się to zdało.

Gdy 6 lat po śmierci Prokofiewa, Mario Bois, dyrektor paryskiego oddziału Boosey and Hawkes, postanowił posprzątać piwnice siedziby wydawnictwa w Paryżu przy rue d'Anjou 22, znalazł masywną walizkę kompozytora. A w niej m.in. żółtawą piżamę w brązowe paski, z wyhaftowanym na kieszeni monogramem S.P., fotografie, nuty, mszał, umowy, programy koncertowe i wiele wycinków z gazet. Na jednym z nich widniał odręczny dopisek Prokofiewa: "Jestem natchniony, przeto zawsze silny".

***

Twórczość była dla niego sensem życia. Żył dla komponowania. To praca wyznaczała mu rytm dania. Uważał, że natchnienie w sensie romantycznym nie istnieje, że jest jedynie wielką siłą woli. Mawiał: "Natchnienie polega na tym, by zasiadać do pracy o tej samej godzinie". Pracował codziennie, systematycznie, niemal żmudnie. Mira Mendelssohn- -Prokofiewa, jego druga żona, podkreślała zawsze, że "dla niego żyć znaczyło pracować". Potwierdzeniem tych słów był list z sanatorium, z lat 50., w którym kompozytor pisał: "Nareszcie poczułem się człowiekiem, bo pozwolono mi pracować 20 minut dziennie".

Komponował niemal od zawsze. Pierwsze jego utwory zapisywała matka. Gdy w wieku 13 przystąpił do egzaminów wstępnych w konserwatorium w Petersburgu, miał już na swoim koncie wiele utworów. "(...) wszedłem, uginając się pod ciężarem dwóch teczek, w których były cztery opery, dwie sonaty, symfonia i sporo utworów fortepianowych. (...) Zostałem przyjęty do klasy harmonii Ładowa" - pisze kompozytor w "Autobiografii".
Światową popularność przyniosła mu "Symfonia klasyczna". "Zazwyczaj pisałem przy fortepianie, lecz zauważyłem, że materiał tematyczny, skomponowany bez fortepianu, często bywa jakościowo lepszy (...). Tak powstał projekt symfonii w stylu Haydna. Wydawało mi się, że gdyby Haydn dożył do naszych czasów, zachowałby swój sposób pisania i równocześnie przyjąłby coś nowego" - pisał w "Autobiografii".

Był pracowity, więc kolejne utwory rodziły się jeden za drugim: koncerty, suity, drobne utwory fortepianowe, balety dla Sergiusza Diagilewa: "Syn marnotrawny", "Nad Dnieprem", "Stalowy krok"; opery: "Miłość do trzech pomarańczy", "Ognisty anioł", symfonie, sonaty a także muzyka do filmów. Jego styl kompozytorski dla jednych stał się objawieniem, dla innych sprzeniewierzeniem się tradycji.

Po premierze jego "Błazna" w Londynie, w wykonaniu Baletów Rosyjskich Diagilewa, kompozytor wspominał: "Na około 120 recenzji - 119 wymyślało mi". Zarzucano mu przede wszystkim, że jego muzyka jest "dziecinna i naiwna", "grubiańska" lub nawet "jazzowa i futurystyczna". Na dwa lata przed śmiercią kompozytor dowiedział się, że Maurice Abravanel, dyrygent orkiestry symfonicznej w Salt Lake City, otrzymał telefon z pogróżkami, że jeżeli wykona V Symfonię Prokofiewa, zostanie zastrzelony. Symfonia zabrzmiała, dyrygent przeżył, a Prokofiew zastanawiał się, dlaczego jego symfonia wywołuje tak wielkie emocje. Pytał: "Czy aby nie dlatego że ten utwór muzyczny wysławia wolność ludzkiego ducha?".

***

Sergiusz Prokofiew był także dyrygentem. Dwa lata temu na YouTube zostało wpuszczone nagranie z 1938 roku, na którym kompozytor dyryguje swoją suitą z baletu "Romeo i Julia" w wykonaniu Filharmonii Moskiewskiej. Muzyka spod jego ręki brzmi znacznie wolniej niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni.

Prokofiew miał niezwykłą łatwość gry na fortepianie. Już jako dzieciak zachwycał prezentacjami. Ukończył konserwatorium w Petersburgu z Medalem Antoniego Rubinsteina, jako najlepszy pianista. Aleksander Głazunow, dyrektor konserwatorium, pisał: "Samodzielny wirtuoz nowego rodzaju, o specyficznej technice, usiłujący wydobyć z fortepianu efekt ponad jego możliwości, często z uszczerbkiem dla brzmieniowego piękna. Męcząca afektacja, nie zawsze szczera".

Nagrania płytowe pozwalają sądzić, że był on wspaniałym wykonawcą. Stefan Kisielewski opisywał wytęp Prokofiewa w Warszawie w latach 20.: "Przed zaskoczonymi oczyma publiczności pojawiła się energiczna i elastyczna wysportowana sylwetka o szybkich nieco jakby gwałtownych, jakby geometrycznych ruchach, o łysawej aż po czubek podgolonej głowie, mongolskich rysach i grubych, wywiniętych wargach. Przybysz wszedł, raczej wbiegł na estradę niezwykle szybkim, chociaż jakby "obiektywnym" krokiem, zatrzymał się przy fortepianie, parę sekund stał bez ruchu, nadsłuchując oklasków; niespodziewanie i gwałtownie skłonił się publiczności aż do ziemi, kozackim ukłonem w pas, po czym szybko usiadł do fortepianu...".
Niektórzy nawet uważają, że Prokofiew mógłby być doskonałym wykonawcą muzyki innych kompozytorów. "Gdyby tylko chciał", jak twierdził Harry Neuhaus, pedagog i pianista. Ale Prokofiew nie chciał. Nie interesowała go pianistyka. Owszem, grywał, choć rzadko, kompozycje innych twórców, traktując to jako konieczność zarobkową.

***

Nie miał nosa do polityki. Poza muzyką świat tak naprawdę go nie interesował. Był egocentrykiem. O I wojnie mówił tylko w kontekście pracy: "(...) choć nie zostałem powołany do bronienia ojczyzny z orężem w ręku, to jednak wojna przeszkodziła spokojnej pracy i zmuszony jestem opóźnić partyturę Sinfonietty do połowy września" - pisał w sierpniu 1914 roku do swojego wydawcy Aleksandra Ziłotiego.

Rewolucję październikową zauważył tylko dlatego, że miał kłopoty z wyjazdem z kraju. Po latach tłumaczył się w "Autobiografii": "O rozmachu i znaczeniu rewolucji październikowej nie miałem wówczas jasnego wyobrażenia. To, że ja - jak każdy obywatel - mogę jej być użyteczny, jeszcze nie dotarło do mojej świadomości. Stąd też zrodziła się myśl o Ameryce: na razie w Rosji nie czas na muzykę, a w Ameryce można wiele zobaczyć, wiele się nauczyć i pokazać swoje utwory".

Kursował między Ameryką a Francją i koncertował. W latach 20. zdecydował się osiąść w Paryżu. Kiedy Francja uznała sowiecką Rosję i wznowiła stosunki dyplomatyczne z tym krajem, ruszył na tournée do ojczyzny. Był tam kilka razy i zawsze powracał oczarowany Związkiem Radzieckim, a zwłaszcza pozycją artystów w tamtym ustroju. Miał poczucie, że jest wielbiony. Udzielał wywiadów, uczestniczył w bankietach. Jego muzyka była entuzjastycznie przyjmowana. W wywiadzie dla "Muzyki i riewolucyji" mówił: "Zupełnie zdumiewająco przyjmowała mnie tu publiczność, jak nigdzie. Trafiłem na wyjątkową atmosferę. Przyjmowano mnie jak kogoś bliskiego, swojego".

Dał się uwieść ideom Związku Radzieckiego i w 1936 roku przeniósł się z rodziną - żoną i dwoma synami - do Moskwy. Początkowo wszystko układało się wspaniale. Żył entuzjastycznie. Prokofiew, muzyczny rewolucjonista, stał się czołowym kompozytorem Kraju Rad. Zachłysnął się nową Rosją. Pisał jeden utwór za drugim. Miał do dyspozycji najlepsze orkiestry i teatry.

Pisał bez zażenowania utwory, które służyły władzy, jak chociażby "Kantata na cześć XX-lecia rewolucji październikowej" do tekstów Marksa, Lenina i Stalina oraz do fragmentów Konstytucji ZSRR. Skomponował na 60. urodziny Stalina kantatę "Zdrawica", która stała się podstawową pozycją sowieckiego socrealizmu.

Nie uchroniło to jednak kompozytora od represji. Pierwszy oskarżył go Dymitr Szostakowicz. W 1944 roku, po wykonaniu "Ballady o nieznanym chłopcu", na Plenum Związku Kompozytorów wystąpił z ostrą krytyką tego utworu. Cztery lata później Komitet Centralny partii potępił formalizm w muzyce, także w muzyce Prokofiewa. Kompozytor złożył samokrytykę: "Widocznie nie udało mi się jeszcze w pełni przezwyciężyć wpływów zachodniej formalistycznej muzyki". Nie pomogło. Wiele utworów Prokofiewa znalazło się na czarnej liście, a większość jego dzieł przestała być wykonywana. Lina Prokofiewa, pierwsza żona, którą kompozytor porzucił w 1941 roku, została oskarżona o szpiegostwo i skazana na 20 lat łagrów. Zrehabilitowano ją dopiero w 1954 roku.
Komponował do końca, choć zdawał sobie sprawę, że pisze do szuflady. Praca była wszak sensem jego życia.

***

Sergiusza Prokofiewa pochowano na cmentarzu Nowodziewiczym w Moskwie, nieopodal grobu zmarłego trzy lata wcześniej jego przyjaciela Nikołaja Miaskowskiego, kompozytora i pedagoga. W uroczystości uczestniczyło raptem 40 osób. Odszedł w ciszy, bez pompy, pozostawiając po sobie genialną muzykę, która do dziś nie tylko wypełnia sale koncertowe świata, ale także wdziera się przebojem do reklam czy do telefonów komórkowych.

Zamieszczony cztery lata temu na YouTube marsz z słynnej bajki muzycznej Prokofiewa "Piotruś i wilk" odsłuchało ponad 1,2 mln osób, a wpisywane komentarze świadczą, że muzyka Prokofiewa ciągle fascynuje i wzrusza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski