Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gentle Giant: "In A Glass House”

Redakcja
W latach 1937, 1947 i 1949 w żydowsko–szkockiej rodzinie państwa Shulman pojawiło się trzech chłopców: Phil, Derek i Ray. Familia najpierw mieszkała w Glasgow, a potem przeniosła się do Portsmouth w Anglii. Tu też bracia dorastali, uczyli się i... grywali na różnych instrumentach.

Jerzy Skarżyński: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA SUPLEMENT (51)

Działo się tak, bo ich ojciec (najpierw wojskowy, a potem jazzowy trębacz) postanowił zapoznać synów z możliwościami tkwiącymi w każdym urządzeniu (łącznie z gardłem) nadającym się do muzykowania. To oczywiście dość szybko zaowocowało. I tak już 1960 r. Derek i Ray założyli swój pierwszy zespół, a jego menedżerem został Phil. Z czasem także i on zaczął w nim grywać oraz śpiewać. W owym okresie używali różnych nazw – m.in.: The Howling Wolves, The Road Runners i Simon Dupree And The Big Sound (członkiem tego ostatniego zespołu był niejaki Reginald Dwight znany potem jako... Elton John) oraz uprawiali soul i pop. Udało im się nawet wylansować kilka przebojów, z których najsłynniejszym była piosenka "Kites” (1967). W 1969 r. bracia postanowili stworzyć nową, tym razem mniej popową formację. W parę miesięcy potem pozyskali do niej gitarzystę Gary Greena oraz multiinstrumentalistę Kerry Minneara. Gently Giant, bo tak nazwali zespół, uzupełnił perkusista Martin Smith. W następnych latach nagrali cztery albumy, dwukrotnie zmienili bębniarzy i dorobił się opinii jednej z najciekawszych grup brytyjskiej awangardy. W 1973 r. odszedł od nich Phil, a kolejny longplay – "In A Glass House” (tytuł zainspirowany aforyzmem: ludzie mieszkający w szklanych domach nie powinni rzucać kamieniami) nagrali w piątkę.

"W szklanym domu” przebywać możemy przez 38 minut (bo tyle trwa cała płyta). W środku natrafiamy na muzykę tak różnorodną i pokomplikowaną, że aż trudną do zdefiniowania. To taki, i to w dużym przybliżeniu, mniej drapieżny wczesny King Crimson. Miękkie i dość delikatne wokale umieszczone są na tle szalenie perfekcyjnego oraz bogatego (bardzo wiele, bardzo różnych instrumentów) akompaniamentu. Raz jest blisko do jazzu, raz do klasyki, raz do folku, raz do tzw. muzyki dawnej, a raz do tego, co określa się jako rock progresywny. A ponieważ każdy z sześciu tematów na albumie ("The Runaway”, "An Inmates Lullaby”, Way Of Life”, "Experience”, "A Reunion” i tytułowy), przy próbie szczegółowego opisania wymagałby wiele miejsca oraz strasznych łamańców językowych, to poprzestanę na próbie namówienia do przynajmniej kilkukrotnego posłuchania całości, bo tylko wtedy jest się w stanie najpierw ją polubić, a potem nawet pokochać. Wiem to dobrze, bo z autopsji!

JERZY SKARŻYŃSKI Radio Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski