Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Geolodzy z AGH odkrywają tajemnice skał na Spitsbergenie

Paweł Stachnik
Doktorantka Karolina Kośmińska podczas pobierania prób i opisywania skał
Doktorantka Karolina Kośmińska podczas pobierania prób i opisywania skał Fot. Maciej Manecki
Nauka. Codziennie z obozu po śniadaniu wyrusza ekipa, która pieszo udaje się do miejsca badań. Zwykle do przejścia jest około 10 km. - To tak jakby codziennie chodzić piechotą do pracy z Nowej Huty do Krakowa - prof. Maciej Manecki, uczestnik wypraw.

Wszystko zaczęło się w 1983 r. Studenckie Koło Naukowe Geologów AGH zorganizowało wtedy rekonesansową wyprawę na leżący na północ od Norwegii Spitsbergen. Siedmiu studentów i jeden adiunkt (dr Adam Piestrzyński, dziś dziekan Wydziału Geologii AGH) wyruszyło w długą, siedmiotygodniową podróż. Najpierw jechali pociągiem przez Moskwę i Murmańsk, potem radzieckimi liniami lotniczymi dostali się do norweskiego miasta Longyearbyen na Spitsbergenie, a stamtąd radzieckim helikopterem polecieli do drugiego największego miasta wyspy - Bartensburga

- Kilka dni później polecieliśmy z Bartensburga na miejsce naszych badań na południu wyspy, a tam doszło do... katastrofy helikoptera. Śmigłowiec Mi- 8 spadł z wysokości około 70- 90 metrów, silnie uderzył w ziemię i przewrócił się na bok łamiąc rotory i ogon. Na szczęście wszyscy polscy uczestnicy wyszli z wypadku bez szwanku. Tak oto przywitał nas Spitsbergen - opowiada prof. Maciej Manecki, uczestnik tamtej i wielu następnych wypraw.

Mimo groźnego wypadku pierwszy pobyt na wyspie udał się w pełni, a geolodzy z AGH zasmakowali w północnych klimatach. W następnym roku (1984 r.) wyruszyła pierwsza oficjalna Geologiczna Wyprawa Polarna AGH, a po niej - prawie co roku - następne. Organizatorem początkowych wyjazdów był ojciec Macieja Maneckiego, znany krakowski geolog prof. Andrzej Manecki, w tamtym czasie dziekan Wydziału Geologii.

Dziesięć lat pracy

Czym na północnej wyspie zajmowali się studenci i naukowcy z AGH? W rejonie położonym na północ od stałej polskiej bazy polarnej w Zatoce Białych Niedźwiedzi nazywanym Ziemią Wedel Jarlsberga krakowianie pracowali nad sporządzeniem bardzo dokładnej mapy geologicznej tej okolicy. Mapa taka byłaby bardzo cenną pomocą dla naukowców z wielu różnych dziedzin badających tamtą część Spitsbergenu: biologów, glacjologów, geofizyków, badaczy gleb i osadów, specjalistów od ochrony środowiska, a nawet archeologów.

I rzeczywiście - owocem pierwszego cyklu wypraw stała się mapa geologiczna Ziemi Wedel Jarlsberga w skali 1:25 000. Jej sporządzenie zajęło geologom z AGH dziesięć lat, które poświęcono na wyjazdy, badania i analizy.

Sukces pierwszego cyklu sprawił, że wyprawy na północ były kontynuowane w latach 90. i 2000. W każdej wyprawie większość uczestników stanowili studenci i studentki geologii z różnych lat. W wyjazdach organizowanych w ostatnich latach (w XXI w.) biorą udział także zagraniczni naukowcy ze Szwecji, Norwegii, Rosji, Niemiec, USA i Kanady.

Pieniądze na wyjazdy pochodzą z budżetu AGH, z projektów badawczych Narodowego Centrum Nauki oraz z kieszeni samych uczestników. Najpierw krakowianie działali w rejonie Polskiej Stacji Polarnej w Hornsundzie. Potem przenieśli się w centralną część wyspy. - Spitsbergen daje nam unikatową możliwość przyjrzenia się zjawiskom zachodzącym na skałach i osadach, gdy cofają się lodowce. Miejsca, z których cofnęły się lodowce są wspaniałym poligonem odtwarzającym warunki, jakie musiały panować w Polsce, gdy cofał się lądolód po zlodowaceniach - wyjaśnia prof. Manecki. Obecnie od kilku lat geolodzy AGH pracują wspólnie z Norweskim Instytutem Polarnym w okolicy Prins Karls Forland - długiej wąskiej wyspy, położonej równolegle do Spitsbergenu po jego zachodniej stronie. Międzynarodowe wysiłki zmierzają do lepszego zrozumienia historii geologicznej i ewolucji dna Oceanu Arktycznego, co ułatwi poszukiwania złóż na całej półkuli północnej.

Z bronią na niedźwiedzie

Jak w praktyce przebiega wyprawa z Krakowa na odległy Spitsbergen? Jeździ się tam wyłącznie latem (w lipcu- sierpniu), bo zimą panuje na wyspie noc polarna. Pobyty trwają od czterech do sześciu tygodni. Z Krakowa geolodzy lecą samolotem przez Kopenhagę do Oslo, a stamtąd do wspomnianego miasta Longyearbyen, w którym znajduje się najdalej na północ położone międzynarodowe lotnisko. Przy dobrych połączeniach na miejsce można się dostać w ciągu doby.

W Longyearbyen ekipa wynajmuje łódź, na którą ładuje przywieziony z Krakowa ekwipunek: sprzęt kempingowy, rzeczy osobiste, żywność, agregat prądotwórczy, ponton, dwa silniki, benzynę do nich, broń myśliwską (obowiązkową na Spitsbergenie dla obrony przed niedźwiedziami polarnymi). Następnie łodzią płynie na wcześniej wybrane miejsce, w którym rozbity zostanie obóz. Tam przy pomocy pontonu w ciągu kilku godzin przewozi się sprzęt z łodzi na ląd. Jako pierwsze na brzeg trafiają dwie osoby z bronią, lornetką i pistoletem sygnałowym, których zadaniem jest wypatrywanie niedźwiedzi. Rozbicie i urządzenie obozu zajmuje zwykle dobę. Na jego lokalizację wybiera się miejsce płaskie, z dogodnym dostępem od strony morza i ze źródłem wody pitnej.

Jak wygląda życie i praca na Spitsbergenie? Klimat latem nie jest tam bardzo surowy. Temperatury powietrza to 5- 8 st. C, choć zdarzało się i 15 st. Częste są dni pogodne i słoneczne. Dni, a w zasadzie doby, bo słońce podczas dnia polarnego nie zachodzi tylko świeci przez całą dobę. Śnieg i deszcz pojawiają się rzadko, problemem jest natomiast niemal nieustannie wiejący wiatr, który jest bardzo uciążliwy. Jak mówi profesor, wiatr wychładza, szumi w uszach, męczy fizycznie i psychicznie.

Uczestnicy zawsze starają się utrzymać dobowy rytm, taki jak w Polsce. Wypoczynek jest potrzebny, bo warunki pracy w terenie szybko zużywają energię organizmu (ciężka praca fizyczna, stosunkowo niska temperatura, ciągle wiejący wiatr). Dlatego sen trwa 10- 12 godzin, a posiłki są bardzo obfite. - Już po tygodniu wszyscy zauważają, że ich posiłki składają się z podwójnych lub potrójnych porcji. I nie ma znaczenia, czy są to drobne studentki, czy tęgie chłopy - opowiada profesor.

Obóz składa się z małych namiotów mieszkalnych oraz dużych namiotów kuchennych i magazynowych. W namiocie kuchennym znajduje się dwupalnikowa kuchnia gazowa na propan (propan butan- słabo się pali w tamtejszych temperaturach) i dwa składane stoły z krzesłami. Pomiędzy posiłkami namiot służy jako świetlica, miejsce spotkań i odpraw przed wyprawami w teren. Jedzenie gotowane jest zbiorowo dla wszystkich. W zależności od preferencji członków wyprawy, w kuchni albo ustalane są dyżury, albo w gotowaniu specjalizują się wybrane osoby (inne zaś zajmują się myciem i sprzątaniem).

- Warunki sprawiają, że szybko powstaje w nas poczucie odosobnienia i skazania na siebie mówi prof. Manecki.

Obóz namiotowy otoczony jest płotem chroniącym przez białymi niedźwiedziami. Poza niego nie można wyjść bez broni i w sposób samowolny; zazwyczaj wychodzi się we dwójkę. Powstaje więc poczucie związania z grupą i to przez cały czas trwania wyprawy - bo nie da się wcześniej zrezygnować. - Dla większości jest to wspaniała zespołowa przygoda, ale czasem dla niektórych bywa to psychicznie bardzo uciążliwe - mówi prof. Manecki.

10 km do pracy

Codziennie z obozu po śniadaniu wyrusza ekipa, która pieszo udaje się do miejsca badań. Zwykle do przejścia jest około 10 km. Prof. Manecki: - To tak jakby codziennie chodzić piechotą do pracy z Nowej Huty do Krakowa. Na Spitsbergenie nie ma dogodnych dróg do wędrówki. Wzdłuż brzegu trzeba forsować rzeki wpadające do morza. Używa się do tego tzw. woderów, czyli wysokich gumowych butów. Wodery są ciężkie więc nie nosi się więcej niż 1- 2 pary. Pierwsza osoba zdejmuje buty trekkingowe, ubiera wodery, przechodzi przez rzekę, zdejmuje je i przerzuca na drugą stronę dla kolegi. I tak kolejno.

Z kolei wędrówka zboczami gór też jest uciążliwa: ze względu na skąpą wegetację zbocza pokryte są osypującymi się gołoborzami, po których chodzenie jest bardzo niewygodne. Po dojściu na miejsce robi się przerwę na jedzenie, a następnie przystępuje do badania skał. Szuka się skał wystających spod lodu, ziemi lub tundry, a także pionowych ścian z przekrojem geologicznym. Skały takie identyfikuje się, wykonuje pomiar przy pomocy kompasu geologicznego (w jakim kierunku przebiegają warstwy skalne) i w miarę możliwości pobiera niewielką próbkę. Wykonuje się też dokumentację fotograficzną, nanosi miejsce na mapie i zapisuje współrzędne GPS.

Po zakończeniu okresu badań, w umówionym dniu pod obóz przypływa łódź, na którą pontonem przewozi się ekwipunek i wraca do Longyearbyen, a stamtąd do Krakowa.

- Wracając po pobycie na Spitsbergenie ma się zawsze przeświadczenie, że albo nigdy więcej się tam nie pojedzie, albo że musi się tam wrócić - uśmiecha się profesor. Następna geologiczna wyprawa polarna AGH odbędzie się w lipcu.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski