Giełda pytań i wątpliwości

Rok kończy z zyskiem, inwestuje w sprzęt, modernizuje pomieszczenia, ociepla ogromny obiekt, tworzy nowe oddziały. Przez ostatnie trzy lata nakłady na podniesienie standardu usług medycznych sięgnęły ponad 50 mln złotych.

Czytaj także: Akcje „Rydygiera” na sprzedaż >>

Sprzedaż akcji „Rydygiera” stanie się więc nie lada gratką dla firm inwestujących w branżę medyczną. Bo skoro teraz spółkom i funduszom, głównie międzynarodowym, opłaca się kupować zadłużone polskie szpitale, na pewno nie pogardzą placówką, która przynosi, wprawdzie niewielki, ale jednak zysk. Zakupem akcji szpitala powiatowego w Tczewie zainteresowało się 11 firm. Co krakowskiej lecznicy wróży błyskotliwy start na parkiecie.

I tu zaczynają się wątpliwości. A podstawowa dotyczy sensu sprzedaży. To prawda, że szpital potrzebuje pieniędzy na kolejne inwestycje, ale czy pokusa ich zdobycia na giełdzie nie wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem utraty kontroli nad strategiczną dla Małopolski placówką medyczną? Czy naprawdę nie da się pozyskać pieniędzy z innych źródeł, skoro kondycja finansowa szpitala systematycznie się poprawia?

Czy warto było z publicznych pieniędzy wydawać ponad 20 mln zł na oddłużenie tej lecznicy, a przez ostatnie lata dokładać kolejne miliony do inwestycji, by teraz oddawać szpital w prywatne ręce?

Kluczowe pytanie jest takie: czy samorząd województwa małopolskiego, właściciel „Rydygiera”, zachowa dla siebie pakiet kontrolny (starostwo tczewskie zadowala się 34 proc. akcji)?

Jeśli już szpital ma wejść na giełdę, w interesie nas wszystkich musi się to odbyć przy otwartej kurtynie. A prywatyzacją powinna się zająć niezależna instytucja. W przeciwnym razie, jak echo, wrócą zarzuty o uwłaszczaniu się na publicznym majątku, które już dziś słychać w Krakowie.